Asortyment kosmiczny, kto was dziś ogarnie...
Zuchwały kalkulator padnie, nim
policzy
Pod ciężarem obucha jak wieprzek
zakwiczy,
Przygnieciony drobnicą czy załka
niezdarnie...
Mniejsza o asortyment, o powietrze
w hali,
Osłony wzroku, słuchu, posrebrzane
pręty.
Liczy się atmosfera, coś ją
wzmacnia, pęta,
A coś rozluźnia całkiem, jak gdyby
z oddali
Nic nam nie zagrażało, żaden nalot
z biura
I szarpanina nerwów, nagła przerwa
w pracy,
Dotąd się nie urodził, co miał
wszystko cacy,
Którego by burzowa pomijała chmura.
"Chowaj się. Ułan idzie! W
szpindzie lub piwnicy,
A zanim piśniesz, gębę wsadź do
rękawicy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz