czwartek, 27 października 2022

Pod narzutami sinych chmur

 

Pod narzutami sinych chmur

czyhają na podgardle cienie

pchniętych, skreślonych

szkieletów, wydartych kombinacji

i wariantów z liter.

 

Czyhają niczym sprawy,

którym poskąpiłem wystarczająco

napiętej uwagi.

 

Ponurym, bezsilnym

pozwoliłem istnieć krótko -

z inskrypcją wersji beta,

przez noc bez świtu.

 

Nie robiłem niczego,

by żyli.

Nie zrobiłem niczego,

więc zmarli.

 

Krótko, całkiem bez szans.

A teraz wiem - co wiem: czekają

gęstą, ostrą jedliną

gotowe skoczyć do gardła.

 

Wiem, ale nie czuję lęku.

Nie żebym miał coś przeciw

skrupułom maczanym

w pastce wyrzutów…

 

nie czuję lęku, bo zgodnie

ze słowami Pawła Apostoła

Tam tylko oko, ucho -

więc nie dotyk mieszka…

środa, 19 października 2022

Kici - kici

 

Kici – kici, kici – kici.

Biały, naniesiony brudem

strażnik dzielnicy,

zatrzymał się westchnął

objął dziecko w sobie

ziewnął i… dawaj szparką

deptać świeży kurz i sadzę.

 

 

Ta historia, ta obserwacja, pełne zdrowej ciekawości oczekiwanie na frapujący suspens, mogłaby się zdarzyć wszystkim i każdemu, hen za lasem, hen za chmurą, ale także po blisku albo tam gdzie Achim Blaski mo plac. Wszystkim i każdemu. Łatwo powiedzieć, jeszcze łatwiej wyodrębnić coś ciekawego, szczególnego spośród tysiąca tysięcy zdarzeń w obrębie okoliczności. Owszem, wszędzie i każdemu, ale kto i gdzie pozwoli rozumowi swawolić do tego stopnia… Czy nie ma innych zajęć, innych zawirowań, potknięć na prostej drodze. Co zrobić, kiedy innych zajęć nie ma, zamiast wiru jasna i nocą ulica, nawet trotuar ciepły przestał łkać nad sobą, czyli tragicznym losem deptanego. A może jest jeszcze inaczej; może jest normalnie, czyli wszędzie jak u siebie w domu i ogrodzie. I to właśnie najbardziej zastanawia. Faktycznie, zastanawia, ale co konkretnie… brak formalnego wykształcenia zwierząt i przedmiotów, flory i roju. To zupełnie bez znaczenia, z czymś takim zwierzęta, przedmioty, flora i rój przychodzą o sobie zaświadczyć, przychodzą potwierdzić nieformalny związek przynależności do gromady i gatunku. Nagłe zrozumienie symetrii i asymetrii nakładających, stycznych i odpychających się linii losu, linii życia, Sławka, Sławy, Bratysławy. Sploty o nazwach precyzyjnych i wyniosłych, ściegi splądrowanych gościńców, rozproszone uskoki  azteckiej okarynki. W jednej chwili – razem. I nawet ty należysz do tego co się wyłoniło nagle, albowiem twój głos, twój cień, twój zapach modeluje agendę jakiego takiego porządku. Bez ciebie byłoby inaczej. Czy wiesz, że powinienem był zastąpić tym zdaniem obfitość przeskakującej z podmiotu na orzeczenie syntaktycznej pasmanterii?  Bez ciebie byłoby inaczej. Powiedziało się, ale co z tego, co przywołuje, co wskrzesza wyciśnięty, zmieszany sok tego stwierdzenia. O kogo ci chodzi? O mnie niby? Przecież mnie nie znasz, zapewne nie poznasz. W związku z tym czytaj, jeśliś ciekawy wspomnienia chwili, która znalazła upodobanie w rozkochiwaniu cię w życiu.   Jeżeli już musisz jechać, czyń to w otwartości na ewentualność wyodrębnioną w wierszu. Najpierw chcesz koniecznie sprawdzić, czy lizboński kot zna choćby po wierzchu język jego polskich sióstr i braci. Oczywiście, czymś takim głaszcze się futerko każdego kotka. Nachodzenie i zagadywanie rzeczywistości, która zachowuje się tak, jakby czekała na ciebie od fundamentów zaistnienia, wyzwolą wkrótce zapadnię ludojadki. Uważaj, by się nie okazało, żeś w jakim takim niby czymś przepadł na amen i że nawet gdybyś powstał, nie wyniesiesz stamtąd marnej kosteczki. Ileż to razy odzywam się, a potem żałuję. Dziwisz się? A owszem. Tym razem odpowiem pytaniem: ale czy tylko ja żałuję, czy tylko ty? Z drugiej strony, czy nie wydaje ci się, że nasza mowa zaklepuje odwiedzane terytoria? Brak słownej reakcji oznacza diagnozę wypełnioną po brzegi strachem. Teraz już wiesz, co się stało. Cudowne urządzenie świata trzeba było wziąć na linkę, imputując nawet ideałowi podleganie  prawu powszechnego ciążenia. Kot zatrzyma się, przeciągnie się po kociemu, i choć brwi nie zmarszczy, przystanie, stłumi coś i zanim znajdzie się za kocią wyrwą we wrotach, zamyśli się i westchnie: gdzie ty tu świeży kurz widzisz, gdzie ty tutaj sadzę…                  

 

sobota, 15 października 2022

Wspomnienie sprzed lat

 

Aktualnie jesteśmy świadkami mieszania się szarości z refleksami słońca, które ma kaprys prowizorycznie dogrzewać pod zbyt ostrym kątem. Oto przywilej mieszkańców krajów północy w drugiej połowie października.

Prawdziwego światła i najprawdziwszego ciepła szukam zapamiętale u innych; prowadziły mnie do nich - ileż razy - także Twoje słowa. Zgodnie z tym, co pisałem w ubiegłym tygodniu, wielki głód wrażeń chciała zaspokoić obietnica przeniesienia się w kierunku wschodnim. W piątek stanęliśmy z Hanią na chwil parę w Przemyślu, mieście pełnym świątyń i piwnic ewangelicznych celników, by po dwóch godzinach w marszrutce osiągnąć rogatki Królewskiego Lwowa. Przeżycie niewymuszonej euforii porównywalne z tym, czym napełniały się nasze serca w Wilnie.

Zdarzyło się jednak coś, co wykroczyło poza logikę następstwa faktów, coś z konwencji narracji  zbierających naparstek po naparstku nektar mijanych miejsc. Zostaliśmy mianowicie podjęci jak bohaterowie baśni uwypuklającej motyw bezwarunkowej gościny. Królewskiej nomen omen. Wyrównamy ten cud twórczością, bo nie może być tak, żeby ślad, żeby długa seria śladów miała przybrać postać wstydliwie osłanianego keloidu. Niech inni też coś mają z tego, że Lwów widzieliśmy i że czuliśmy, jakbyśmy na świat w nim przyszli; jakbyśmy nigdy z niego nie wyjeżdżali. Ślady w postaci zdjęć już są. Bezpieczne. Zabezpieczone. Dokonam wyboru i zacznę się dzielić.

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...