poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Dzień dobry Marcinie


Dzień dobry Marcinie,

dzielę się z maturzystami, dlaczego - zapytałem - nie wysłać tego pliku naszej Karince? Skorzysta - dobrze, pominie - nikomu nic się nie stanie. W załączniku znajdziesz materiał ilustrujący anglosaskie (amerykańskie zapewne) zabawy ze słownictwem. Ich celem jest przede wszystkim doprowadzenie do sytuacji, dzięki której ze zdziwieniem odkryjemy, że tworzywem naszych rozprawek jest... słowo. Pracę z tym materiałem określam górnolotnie: zabawą Żeromskiego albo zabawą w Żeromskiego :) Skąd tu nagle człowiek z zamierzchłej :) przeszłości? Odpowiedź wymaga zwięzłego wyjaśnienia. Otóż przez całe aktywne życie śp. Stefan czynił na kartach pakownych brulionów zapisy prac potrzebniejszych. Pisma te, wiele lat po śmierci pisarza, doczekały się nawet publikacji pod ambitnym tytułem: "Dzienniki". Sensownej biografii autora "Przedwiośnia" bez lektury wzmiankowanego dzieła napisać po prostu nie można. Syzyfowa praca - powie ktoś nawykły do logiki i porządku, ponieważ w tychże zapiskach roi się od najrozmaitszych udziwnień i wyładowań. Żeby opublikować coś takiego, trzeba było gestu rozrzutnego inwestora o temperamencie odważnego konserwatora zabytków. Jaki pożytek z rzeczonej publikacji? Niemały - okazuje się.  Po pierwsze dociera do nas solidna porcja niekoniunkturalnej swobodnej wiedzy o codzienności nie tylko sprawcy zapisów, otwiera się nadto przestrzeń wiedzy na temat niezwykłego wręcz zaangażowania pisarza w materię procesu twórczego. Powstał surowy, nieobrobiony schemat wiedzy nie tylko o człowieku i jego najbliższym otoczeniu; przede wszystkim otrzymaliśmy swoiście rozumianą przepustkę do języka epok przejściowych. Opinie na temat Żeromskiego zależą od intencji osób, które je wygłaszają. Przeważa wśród nich bardzo wysoka ocena możliwości intelektualnych Stefana i znacząco mniej entuzjastyczne uwielbienie dla języka - składni - zasobu - stylu tego pisarstwa. Porównywany z Prusem - Żeromski jako pisarz, czyli dysponent warsztatowej mocy, wypadał tradycyjnie blado... Nadto Prus, który go dobrze znał i chętnie (okresowo) obejmował patronatem, był nieprzebłagany w kwestiach oceny obyczajności młodszego kolegi, oceny tak zwanego "prowadzenia się". Na wieść o nieuporządkowanych miłostkach upadłego szlachetki, Prus smarował mu ucho zawartością puszki bezcennego dziegciu oraz zapowiadał bezpowrotne zerwanie stosunków. Wypada nam wiedzieć, że ludzie starej daty dostrzegali w słowach skarb bezcenny. W dobie dzisiejszych głupiopisów pan Olek Głowacki ze swymi poglądami mógłby co najwyżej w przejściu podziemnym sosnowieckiego dworca przesiadywać i, uczyniwszy z nich zgrabną tubkę, rozwiewne melodyjki wydmuchiwać. To przejście, ten dworzec i Sosnowiec to nie ot taki - lada jaki przejaw śląskiego szowinizmu. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z natury antagonizmu w obrębie jednego województwa. Masz rację, nie ma nic wspólnego z legendami spod znaku fantasy czy SF. Przyznam się, chociaż mogłoby to tak zabrzmieć, mam wobec miejsca wyżej wskazanego coś w rodzaju szacunku, a chwilami nawet wdzięczności, uwielbienia. Nie wierzysz - przyjedź. Pasaż pod sosnowieckim dworcem to jedno z najbardziej klimatycznych miejsc Polski południowej. Pasaż katowickiego to dramat w czterech aktach. Rodzaj akustycznej próżni, której mimo starań niczym nie wypełnisz, pasaż sosnowieckiego dworca to Wzgórza Pierii, to Pola Elizejskie, to Dobraków. Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, czego tam można dokonać, co tam można usłyszeć? Byłem świadkiem, więc Ci opowiem. Podziel sobie wirtualnie dwustumetrowy pasaż na trzy odcinki. W skrajnych punktach umieść muzyków: na przykład w punkcie A gitarzystę a w punkcie C flecistę. Sam zajmij pozycję B. Niech muzycy, ile wlezie, ile można: grają. Wyobraź sobie, że jedynie w tym miejscu będziesz słyszał to, co chcesz, tylko tego, czego sobie w danej chwili zażyczysz. Chcesz posłuchać flecisty? - uczyń krok w jego stronę. Chcesz, by Ci grała gitara?  - przemieść się w stronę przeciwną. Słyszałeś o czymś podobnym? Chciałbym, żebyś czegoś takiego doświadczył, bo to zjawisko niebywałe. Albo inny przykład: słynna granica mórz czy oceanów? Miałeś kiedyś okazję widzieć coś takiego? Niby jeden akwen, ale fale piankę zamiatają - wprost jakby na dwóch ekranach tańczyły. Widzieliśmy z Basią coś takiego w Turcji podczas wycieczki fakultatywnej. Wróćmy do naszego Żeromino. Otóż młody, ambitny Stefan wyznał kiedyś, że najlepszą rozrywką przed zaśnięciem jest wertowanie i czytanie encyklopedii oraz glosariuszy. Szczególnie upodobał sobie w słowniku Samuela Bogumiła Lindego! Tym sposobem bogacił język, kultywował bezcenne relacje i wdzięczył się - amator - tego i owego próbując. Trzeba przyznać: znalazł sobie chłopak zajęcie. Niby zabawa, a jednak mądra bardzo i wdzięczna.

Piszącym rozprawkę maturalną czasami trudno najwłaściwszą myśl odpowiednim słowem wyrazić; stąd potrzeba systematycznego ogarniania macierzy, domeny, delty.

Na pierwszy ogień niech pójdą inkryminowane powszechnie przymiotniki. Przymiotnikami się raczej gardzi, przymiotników się nie poważa. Nie tylko poeci awangardowi czują ich organiczne mankamenty, nie przepadają za nimi także osoby piórem władające incydentalnie. Tymczasem spróbuj napisać coś sensownego bez przymiotnika w funkcji właściwego epitetu. Jasne, należy je słuchaczom i czytelnikom dozować... Zaiste trudno pomijać je w praktyce tworzenia wartościowej rozprawki maturalnej lub jakiegokolwiek wypracowania. Niektóre są na temat, inne ostentacyjnie mijają się z prawdą. Gdzie w takim razie złoty środek? Wyznacza go pośrednio autor "Wiernej rzeki" - mając świadomość (delikatnie rzecz ujmując) organicznego braku niezbędnych zasobów własnych, postanowił stopniowo włączać bezcenne nabytki w intelektualne dobra urodzonego. Nazywano go mędrcem. Wyobrażasz sobie? W epoce narastającej gwałtownej atomizacji wiedzy i nauk szczegółowych przypisywanie takiej cechy osobie zajmującej się beletrystyką porównać można z propozycją co najmniej nierozważną. Szczęściem i z tej zagwozdki wyszedł pisarz na ścieżaj. A my, beneficjenci jego systematycznych zabaw, możemy się raz za razem zachwycać przejawami zwięzłości.

To wszystko ze sportu teraz, najserdeczniej Cię pozdrawiam

Grzegorz  

 Zanim przystąpisz to pisania eseju lub rozprawki dotyczącej tekstu literackiego, upewnij się, czy potrafisz rozpoznać znaczenia oraz walory użytkowe niżej podanych wyrazów. Aby skutecznie opisać ton, styl i światopogląd autora przejawiający się w dodanym do arkusza tekście, należy sprawdzić, jaki ewentualny pożytek przyniesie znajomość wyrazów z szerokiej listy leksemów tonowych i nastawczych. Określenia powyższe wprowadzili do powszechnego obiegu językoznawcy anglosascy.  Oto wykaz 80 wyrazów (przeważnie przymiotników), które wzbogacą Twoją wypowiedź.


Słowa, brzmienia, nastawienia
1. zły
2. sarkastyczny
3. słodki
4. szorstki
5. wesoły
6. przyjemny
7. ostry
8. zdegustowany
9. wyniosły
10. kojący
11. melancholijny
12. przygnębiony
13. ekstatyczny
14. poruszony
15. współczujący
16. uwodzicielski
17. pusty
18. pełen humoru
19. pasywny
20. przekonujący
21. przestraszony
22. zmęczony
23. szczęśliwy
24. rozczarowany
25. przygnębiony
26. podekscytowany
27. zdesperowany
28. powierzchowny
29. smutny
30. sztuczny
31. autorytatywny
32. zdziwiony
33. ironiczny
34. treściwy
35. ranny
36. zdezorientowany
37. przesłuchujący
38. dociekliwy
39. arogancki
40. protekcjonalny
41. gruby
42. romantyczny
43. zdenerwowany
44. paranoiczny
45. błagalny
46. ​​zdrętwiały
47. cyniczny
48. żartobliwy
49. nienawidzący
50. nerwowy
51. kochający
52. pogardliwy
53. entuzjastyczny
54. sprytny
55. marzycielski
56. beztroski
57. skromny
58. pouczający
59. bezinteresowny
60. niezainteresowany
61. wesoły
62. manipulacyjny
63. sprzeczny
64. pogarszany
65. poważny
66. spokojny
67. dumny
68. apatyczny
69. zachęcający
70. pocieszający
71. przyjazny
72. głośny
73. zuchwały
74. przepraszający
75. doceniający
76. radosny
77. nieszczęśliwy
78. wibrujący
79. kapryśny
80. tęskny



piątek, 17 kwietnia 2020

...Gdzie dalej nie masz biegu.


PIEŚŃ I

Pewienem tego, a nic się nie mylę,
Że bądź za długą, bądź za krótką chwilę,
Albo w okręcie całym doniesiony,
Albo na desce biednej przypławiony
Będę jednak u brzegu,
Gdzie dalej nie masz biegu,
Lecz odpoczynek i sen nieprzespany,
Tak panom, jako chudym zgotowany.

Ale na świecie kto tak głupi żywie,
Żeby nie pragnął przejechać szczęśliwie
Dróg niebezpiecznych, a uść niepogody
I szturmów srogich krom swej znacznej szkody?
Lecz tylko że pragniemy,
Ale nie rozumiemy,
Czego się trzymać, jako się sprawować,
Żeby nie przyszło na koniec bobrować.

A chytre morze, ile znakomitych,
Tyle pod wodą żywi skał zakrytych.
Tu siedzi złotem Cześć koronowana,
Tu lekkim piórem Sława przyodziana,
Tu Chciwość nieszczęśliwa
Zbiera, a nie używa;
Tu luba Rozkosz i Zbytek wyrzutny,
Pod nimi Nędza prędka i Żal smutny.

Tamże i Krzywda, i Zazdrość przeklęta,
Przed którą biada zawżdy Cnota święta.
Więc jeśli człowiek jednę skałę minie,
Wnet na to miejsce na inszą napłynie,
Tak iż snad namędrszemu
Trudno pogodzić temu,
Aby przynamniej więznąć albo zbłędzić
Nie miał, chyba gdy kogo Pan chce rzędzić.

Wodzu prawdziwy i Wieczna Światłości,
Uskrom z łaski swej morskie nawałności,
A podnieś ogień portu zbawiennego,
Na który patrząc moglibyśmy tego
Morza chytrego zdrady
Przebyć bez wszelkiej wady,
A odpoczynąć po tym żeglowaniu
W długim pokoju i bezpiecznym spaniu.



     Tę pieśń wydobyliśmy z katalogu opatrzonego napisem:  FRAGMENTA ABO POZOSTAŁE PISMA. Każdy poeta, szczególnie najwybitniejszy i najbardziej wymowny (produktywny, pracowity) ma w dorobku utwory spod znaku/hasła: in progress. Coś się kiedyś szczęśliwie zaczęło, zapisano pierwszy ożywczy takt, ale okoliczności nagłe wykluczyły możliwość szybkiego dokończenia/wykończenia pracy. Trudno sobie wyobrazić poetę renesansowego podczas pracy... Przytoczony utwór odpowiedzi nam nie przyniesie, niemniej rzuci snop skoncentrowanego światła na zjawisko procesu twórczego. Decyzję poety poprzedził poważny dylemat dotyczący sposobu istnienia utworu. Twórca musiał rozstrzygnąć kwestię: komu powstający tekst przypisać, powierzyć, dedykować? Czy powstanie utwór - wprawka pisarska - zrzut pomysłu, zapis wyrafinowanego sformułowania, wokół którego, niczym młode pędy wyrosną: obrazy, paradoksy, alegorie i metafory. A może powstający wiersz powierzyć wyłącznie usłużnej Muzie, może dostrzec w nim potencjał wypowiedzi skrajnie osobistej, stąd nienadającej się do publicznej prezentacji? Nie możemy wykluczyć udziału i poważnej roli innych dylematów. Uderza w tej pieśni: nierówność i zapętlenie, odnajdujemy momenty - fragmenty z mocą wybijania się ponad komunikacyjną oczywistość, jest w niej także nazbyt wiele piasku i wody, niejasności i chaosu, czegoś, co zarazem przyciąga i odrzuca. Jak to ogarnąć? Zanim interpretatorzy wypowiedzi Kochanowskiego przysposobili ją do wymagań estrady, dopuścili się kilku (bolesnych) cięć. Z aranżacji wypadły przedostatnie i ostatnie wersy poszczególnych strof, zmodyfikowano niektóre formy wyrazowe, a wyłączone fragmenty zastąpiono repetycją ekstatycznego refrenu. "Gdzie dalej nie masz biegu" - nieraz słyszeliśmy podobne zdanie na peronie sporego dworca, przy którym składy stoją krótszą chwilę, by po niej bez pasażerów ruszyć w kierunku bocznicy. Jedno zatem dodano, inne pominięto. Żegnano się z tym czymś bez żalu. Trzeba przyznać, że uczyniono to z rozmysłem i zdecydowanie na korzyść przejrzystości i wymowy dzieła. Skoro jednak można, a nawet trzeba, w ten sposób kancerować tekst, dlaczego nie zdobył się na to we własnej osobie poeta? Nie zdobył się? A skąd to wiemy? 
  

     Istnieje wysokie, bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że utwór ten był dłuższy od wersji, którą dysponujemy. Kochanowski ciął - nie patrzył, nie przebierał. Przynajmniej w taki sposób usiłował dni swoje i minuty nasze przedłużyć. Czego dotyczy ten utwór, co jest jego treścią? Jak przeważnie u Kochanowskiego refleksja o charakterze egzystencjalnym (związanym z istnieniem) złączyła się z dbałością o najlepszy, najbardziej obrazowy dobór tworzywa oraz usytuowania go w najbardziej optymalnym szyku. I tym razem poeta posłużył się figurą przeniesienia. Miejsca metafor zajmują amplifikacje metaforyczne, określenia zdobnie rozszerzające znaczenia opisy sytuacji, alegoryzacje i metonimizacje. Świadomość celu, czyli ekspozycja teleologiczna - dość częsta  w literaturze staropolskiej - pełni tu rolę wymownej puenty. To ze względu na nią (ktoś stwierdzi) cała ta sprawa. Niekoniecznie. Renesans uwielbiał poetykę deskrypcji, kochał szczegóły i niuanse cech, które je ogarniały, spowijały. Janowi z Czarnolasu zależy nie tylko na prezentacji światopoglądowej; pragnie nade wszystko wykazać w miarę wysoką godność miejsc i okoliczności, rzeczy i ich kształtów, wymiarów, proporcji stanowiących najlepszą z możliwych dekorację życia. Poeta renesansu nie gardzi bogactwem zastanego świata, nie gardzi jego pięknem, nie walczy z jego powabami. I tym razem sięga po słynnego w rękawie asa, czyli po figurę Fortuny. Tym razem wywołuje ją z zasobnych rezerw w postaci "zamaskowanej". Nie oglądamy jej samej, rozpoznajemy natomiast ślady, które odcisnęła na ludzkim obliczu. I tym razem uśmiechamy się z poetą, do zjawiska sprawiedliwej nieuchronności, podziwiając przywiązanie Kochanowskiego do ukazywania w niej prawdy życia.  


Zadanie:
1. Z utworu Kochanowskiego wypisz co najmniej pięć alegorii.
2. Opisz, do czego się odnoszą, czego mogą dotyczyć.
3. W jaki sposób zostały wyodrębnione w tekście?        



środa, 15 kwietnia 2020

Liryka i historia. Pieśń V z "Ksiąg wtórych" Jana Kochanowskiego


    Pieśń V z "Ksiąg wtórych" Jana Kochanowskiego budzi prawie zawsze refleksję dotyczącą związków literatury z historią narodową i powszechną. Czy te dwie tak ważne dla naszej świadomości dziedziny mogą bezpiecznie funkcjonować obok siebie, łączyć się w spójnym i trwałym uścisku? W jakiej mierze zależą od siebie, w jakiej mierze wzajemnie oddziałują? Utwór Kochanowskiego miałby tu do odegrania rolę absolutnie kluczową i wyjątkową. Można powiedzieć: nie ma innego tak trwale powiązanego z kontekstem historycznym w zasobach pieśni Kochanowskiego; darmo szukać podobnej relacji nawet w obrębie całego dorobku Mistrza z Czarnolasu. Czego to dowodzi? W czym owo założenie mogłoby nam pomóc? Co pozwoli zrozumieć? Pytań, zauważmy, niemało. Mam nadzieję, że odpowiedzi na kilka z nich pozwolą nam zrozumieć ogólne właściwości wątku historycznego w literaturze oraz szczególną specyfikę tekstu literackiego, który po materię świata przedstawionego sięgnął do skarbca nieodległych dziejów. Od razu trzeba poczynić pewne zastrzeżenie: połączenia bywają rozmaite, nie dziwi nas na przykład, że miłośnicy przyrody, stając się poetami, dają chętnie wyraz swojej pasji; szaleństwem byłoby jednak oczekiwać od poetów, aby pod pretekstem tworzenia wyrafinowanych konstrukcji słownych, ścigali się w prezentowaniu zarysu aktualnego stanu wiedzy. W jeszcze większe popadniemy,  licząc, że mistrzowie nauk przyrodniczych w swoich poważnych opracowaniach będą się posługiwać językiem pięknym, wzniosłym, że będą tworzyć komunikaty naznaczone obecnością funkcji poetyckiej, czyli takiej, która kieruje uwagę odbiorcy na tworzywo dzieła, jego uformowanie, kompozycję, bogactwo, walory. W czasach Jana Kochanowskiego świat pisarza i poety daleko i zdecydowanie wykraczał poza wąskie poletka współczesnych specjalistów od sprawnego eksponowania osobistego punktu widzenia. Czy w związku z tym pod adresem twórców podejmujących temat aktualny kierowano specjalną ofertę, propozycję, bardziej lub mniej wyraźną zachętę? Nie wydaje mi się. Historia tego nie potwierdza. Poważni badacze dziejów na poetów się z reguły nie powołują... Czy mają rację? Perspektywa metodologiczna, narzędzia badawcze, funkcje i metody dociekania oraz konstruowania hierarchii faktów wyżej sobie ceni ślad na skorupce rozbitego jajka (obowiązkowo z pieczątką) niż wyrafinowaną amplifikację poetycką. Historycy nie unikają hiperbolizowania faktów, wolą wszelako, zanim coś nowego światu oznajmią, powiedzieć mniej niż więcej. Inaczej postępują poeci, inaczej narratorzy pouczającej haggdy. Kochanowski podejmując wierszem bolesny epizod tatarski zdecydowaną większość sił poświęcił potrzebom politycznym lub wręcz propagandowym. Ponura przeszłość stała się pretekstem rozważań obliczonych na cel. Trudno uwierzyć, aby każdy element propozycji przedkładanej w utworze stanowił faktycznie przejaw poglądów własnych zacnego autora. Z treści wynika jednoznacznie, że Kochanowski musiał działać jeśli nie na zlecenie to przynajmniej w porozumieniu z ówczesną klasą polityczną, czyli obozem władzy. Co jest zatem celem tej wypowiedzi? Jest nim przejrzysty i jednoznaczny apel: szlachetnie urodzony rodaku - opodatkuj się na wojsko. Nadto uczyń to dobrowolnie i hojnie, najlepiej w podskokach. Co ci powiem, to ci powiem, ale ci powiem: brzmi dziwnie znajomo, nawet cienia egzotyki w tym; brzmi tak, jakby się nasz poeta - doctus, a może odwrotnie: doctus - poeta we współczesnych nam akcydensach reklamowych oczytał. Oczywiście nie musiał tego czynić, poznał ten mechanizm na progu świadomych lat. Atmosfera wielkich miast i ciepełko sąsiedztwa pańskich stołów aż nadto wyraźnie wskazywała kierunek, z którego sączyły się nieprzebrane bogactwa potęg tego świata. Głupi nie był, więc wiedział. Sam jednak o wynaturzone obłędem chciwości dobra nie zabiegał. Kąt lada jaki i lada jaki żołd. Mam talent i zdrowie. A i spadek, gdy czas zarządzi, wyhaczę. Czego chcieć więcej?- myśli sobie Jan z Czarnolasu - a tego, by zdrowie dopisywało, dzieci podrosły, urosły, uśmiechem witała mnie żona i żebym rozumu w słusznej sprawie Rzeczypospolitej nie skąpił. Nad wszystkim niechaj pieczołowicie łaską swoją Bóg Ojciec ludzi darzy. W czasach Kochanowskiego, w złotym wieku kultury polskiej, ukształtowały się i skrystalizowały dwie formy życia duchowego. Filozoficzną i teologiczną podstawę pierwszej sformułował Św. Augustyn, autorstwo drugiej jest zbiorowe i przez to bardziej skomplikowane. Augustynowi - świętemu biskupowi z Hippony zawdzięczamy przekonanie, że Pan Bóg nie może zbawić człowieka bez jego udziału. Bóg nie może nas zbawić bez nas. Człowiekowi powinno zależeć na zbawieniu. Mało tego, powinien przedstawić Najwyższemu materialne i uczynkowe dowody swojej woli. Postawę tę określa się mianem heroizmu chrześcijańskiego. Przejawy protoheroizmu zawarte są w licznych epizodach Pisma Świętego. Heroizm stanowi potwierdzenie odwagi, cnoty i godności chrześcijańskiej. Jednym z jego przejawów jest odpowiedzialność za dobro wspólne, na przykład majątek lub zwierzone stado. Druga postawa to kwietyzm. Też się szczyci szlachetnym biblijnym pochodzeniem; postawa taka zakłada bezwzględny prymat Bożej woli nad nawet najbardziej prawym i pobożnym przejawem człowieczej swawoli. Konsekwencja tej teorii u jednych wywołuje jawną trwogę u innych najwygodniejszą wymówkę. Gdybyśmy na siłę pragnęli logicznego uzasadnienia tego poglądu, musielibyśmy dotrzeć do rozważań zacnych teoretyków i praktyków ascezy. Zastanawiające skąd rozkwit tej koncepcji w wieku szesnastym? Do pewnego stopnia, w niewielkim, skromnym wymiarze stulecie to przypomina epokę recyklingu. Zasugerowanym terminem będą się posługiwać przyszli historycy specjalizujący się w opisywaniu kryzysów i dobrostanów naszej epoki. Kwietyzm stał się wygodnym światopoglądem, ponieważ zakładał całkowitą zależność ludzkich pragnień od Bożej prowidencji i omnipotencji. Co się zdarzy, będzie. Oczywiście upraszczam i odrobinę drwię sobie. Drwię sobie, rozpoznając w tej postawie rykoszet teorii predestynacji. którą wśród szlachty polskiej zaszczepili promotorzy pomysłów Jana Kalwina. Od tej teorii zawiśli też szukający u nas tolerancji i zrozumienia arianie, staropolscy pacyfiści - rycerze drewnianego miecza.  

    Kochanowski opowiada się zdecydowanie za postawą heroiczną. Gdybyśmy umieli uniknąć propagandowego naddatku, powiedzielibyśmy, że postawa stokroć cenniejsza od apoteozy rycerskiego czynu. "Samych siebie ku gwałtowniejszej chowajmy potrzebie... " jeszcze czego, już to widzę. Już widzę na przykład polskiego szlachcica oderwanego gwałtem od gospodarskich, flisackich, naukowych potrzeb; dozbrojonego, wyprowiantowanego, stojącego w gotowości. Ówczesny teatr wojenny wymagał wiedzy, karności i szaleństwa. Wymagał nadto, wymagał przede wszystkim środków, obfitego wojennego trybutu, na przykład gwarancji wyposażenia i wyekwipowania chorągwi lub sporych jej zasobów. Przywołana w pieśni "gwałtowniejsza potrzeba" to retorycznie odpowiednik współczesnego: "jesteś tego warta". Kochanowski dobrze wie, jaką ewentualną wartość stanowić by mogła brygada w ciasnych kontuszach. Znikomą - brzmi odpowiedź. Oderwani od pługów  i liczmanów staliby się pośmiewiskiem pola bitwy. Na marsowej szali mogliby zaważyć jedynie jako fundatorzy, mecenasi. Pieśń V zwana potocznie: "O spustoszeniu Podola" zajmuje niekwestionowanie wysoką pozycję wśród tekstów propagandowych, realizowanych w konwencji: wszystkie chwyty dozwolone. W repertuarze tychże znajdujemy amplifikację faktu historycznego. Kto by o nim pamiętał bez Kochanowskiego?       

niedziela, 12 kwietnia 2020

Pascha


          Pascha


przejścia z jednej
przejścia z drugiej strony
w poprzek po pasach poboczem

            Z prymy do kilku sekund
            z rodziców na dzieci
            po kimś kogo nie można było przejść

Wiadomość o tym że miał przejścia
przechodzić będzie z ust do ust

Matka miała przejścia z ojcem
ktoś przeszedł samego siebie
a ktoś inny na ty z sobą samym

            Mówimy
            nie mogę tego przejść
            nie przechodź mnie
            kiedy mi to przejdzie

Są przejścia nad
są przejścia pod
i wzdłuż i wszerz i po skosie

                        smutne konieczne zaprawione krwią
                        i Bóg nam przeszedł ze śmierci do życia



Grzegorz Hajkowski, Corona radiata, Wydawnictwo Naukowe <<Śląsk>> Katowice, 2014, s. 16.


piątek, 10 kwietnia 2020

Dołożyć się


Wielki Piątek

            Dołożyć się

Mój Zbawiciel od kilku godzin nic nie jadł.
Czuła pamięć podpowie: rozmnażałeś Chleb.
A ja, mimo postu, nieustannie zabiegam
            o dokładkę:
                        tej bym chciał,
                                    tamtemu.

czwartek, 9 kwietnia 2020

Kościółek farny w Dębie


       Kościółek farny w Dębie



Niegdyś długi, szeroki; cegły mu pęczniały
na deszczu, w słońcu więdły, dach odbijał drzazgi.
Obecnie oniemiały, pokurczony dziadek,
ojciec ślicznej dzielnicy, skazanych na topór,
przygniecionej wiaduktem, nutami tranzytu,
nikły, zgasły, nieznany, zapodziany aneks,
wzgardzany, nadal zimne pokazuje oczy,
wystawiony onegdaj, abym i dziś zoczył:
kościółek farny w Dębie, w sąsiedztwie gładkiej,
płytkiej wyrosły rozgwiazdy, gdzie wypada,
gdzie chciałbyś przycisnąć koniecznie,
opodal śmiałych blasków,
które opuszczającym miasto lubią położyć
jęzor na dymiących szybach,
wracającym na śliskie wdrapywać się klapy
i krawędzie lusterek, cęgi bagażników, tudzież,
niegodne wzmianki, lico błotołapu.


Dotąd nie wiesz, rozważasz:
chciałbyś dotknąć paznokciem na ten widok czoła,
następnie, tknąwszy mostka i obydwu barków,
zwinąć na znak zwięzłego umownego amen
smukłą dłoń w mądrze zgrabną lapidarną piąstkę.
Okładasz krótką chwilę przywiane skądś myśli:
wypada to narażać na szwank płynność jazdy?
Jedyną czegoś wartą sztukę przyspieszania?


Grzegorz Hajkowski, Corona radiata. Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 2014, s. 29.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Pan Buk







Pan Buk

                                                           Agacie i Piotrowi


Nazwałem go: panem Bukiem.
Otoczonego kołnierzem zmatowiałej kostki
odwiedzam ilekroć mnie boli.
Również wtedy, gdym gotów cennej szukać rady.

Zwłaszcza podczas nawałnic na przekór im milczy.

Dumny wyniosły świadek przetaczania burzy.
Znawcę nieszczęść tak wielu omijają gromy.

Odporny na rzucane przeciw niemu razy.
Odbija arogancję, tatuaże przekleństw.
Bezradne ludzkie pięści.
Sześć go z okładem ramion boleści obejmie.

           Nikim, kto przeciw niemu.
           Nie nikim, kto za nim.

Rozmiarami korzenia wyrównał długość pnia oraz zuchwale
wyniosłej gałęzi; a słychać, że i czystego
także liścia na niej.

Zamknął w sobie urodzaj stu co najmniej wiosen
i niczym solidny portier oswoił obejście.

Ciekawe, co działo się w chwili,
gdy wieniec drobnych żołędzi
otoczyła subtelność surowego piasku
i gdy wnętrza żołędzi  
zamierzyły się wespół na zbyt śliskie ramy.
Dobrą rękę miał pono, kto powierzył ziemi dalsze jego losy.
Także o moim losie - widać - myślał wtedy.

Znowu nie takim marnym, skoro mogę, gdy zechcę,
stać blisko i wzdychać, ogarniać, przysiadać, patrzyć;
dotykać, sycić się, głaskać; panie Buku mówić.
Lub, przepędziwszy tremę, długi wiersz przeczytać.



     Grzegorz Hajkowski, Corona radiata. Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 2014, s. 19-20.




                          

czwartek, 2 kwietnia 2020

Ten wiersz dobija do siedemdziesiątki



Ten wiersz dobija do siedemdziesiątki


Czesław Miłosz

            Który skrzywdziłeś

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

             Washington D.C. 1950



Zaprezentowany arcywiersz, pewnie najpowszechniej znany z gigantycznego dorobku poetyckiego Miłosza, to zamaskowany sonet. O tym, czy dany utwór jest, czy nie jest sonetem decydują de facto koneksje matematyczne. Obowiązuje struktura dwudzielna: ekskluzywna oraz inkluzywna, spodziewana proporcja zatrzymała się jednak na terytorium naiwnej mrzonki ściśle oplatające do sponiewierania śmiertelnie poważne kryteria dzieła sztuki. Co z tego, że utwór musi liczyć 14 wersów (ten liczy, zaraz zerwiemy maskę, raptem 13), skoro wynikająca z liczby parzystość wcale symetryczna nie jest. Tradycja rycerska zwykła powierzać kwadryny opisowi. Tercynom pozostawiała część medytacyjną. Sonet to forma, której naczelne zobowiązanie wobec rodzaju ludzkiego dostrzeżono w rzeczowym kojarzeniu części deskrypcyjnej i refleksyjnej. Opis jest przewodnikiem myślenia podejmowanego z perspektywy czułego, wrażliwego podmiotu; medytacji sonetowej nic nie łączy z dziurawieniem wątków w ocienionym zakątku placu zabaw; w sonecie otrzymuje ona ostrogi, prezentuje się na tle, jest opinią wobec. Im ściślej galaretka przylega do budyniu, tym lepiej, tym mniej wobec takiego dzieła wątpliwości oraz dręczącego poczucia, jakoby tekst organizował  strukturę w postaci niemających poważniejszych związków wagoników z węglem, szafą, sianem i ludźmi. Nic podobnego, w dobrym sonecie  najdrobniejszy szczegół waży. Jeśli nie waży, to znaczy, że mamy do czynienia z sonetem w sensie arytmetycznym. Interesujący nas utwór określa się sonetem na wyrost, skrupulanci doliczą się w nim raptem trzynastu wersów. Skoro tak, warunek arytmetyczny nie został dotrzymany... Pytanie: czy aby na pewno? Na pewno został dotrzymany, jeżeli weźmiemy na poważnie onomastyczny i temporalny dopisek. Washington D. C. 1950 to nie lane ciasto; to więcej niż poważna deklaracja. Nie tylko współrzędna miejsca i czasu zapisu, ale wskazanie o charakterze znaczącym. W twórczości Miłosza nie uświadczysz zbyt wielu temu podobnych zapisów czasu i miejsca. Słynny profesor - poeta ze Śląska, który znalazł upodobanie w wiązaniu słowa poetyckiego miejscem i czasem, tej wypracowanej troską osobliwości od noblisty się nie nauczył. Wyłączną zasługą tegoż poety - profesora konstrukcje typu: Bratysława - Żagań - Kołobrzeg, Lublin - Pszów - Katowice itp. Choćby przed tobą wszyscy się kłonili, żadne z podanych skojarzeń nie wniesie niczego do panoramy znaczeń porządkujących i naddanych. Miłoszowy dopisek kompromituje wartość podobnych odnajdywanych pod wierszami innych poetów. U Miłosza przemówił nagle nadprzyrodzony dysponent mocy, głos wolny i wolność reasekurujący. Inni postępują jak typowi skrupulanci, rozmaici ktosie lubiący nade wszystko porządek w papierach. Skoro kwestii tak niepozornej poświęciłem tyle czasu i łąki, co będzie, gdy zwiążę plecionkę tyczących wyższych pięter utworu? Tego pytania nie bierz za kokieterię. Logika otwartych oczu każe w adresacie tego wiersza widzieć bezkarnego masowego ludobójcy z charakterystycznym wąsem. Gdy dojdziemy do enumeracji win tego człowieka, zatrwoży nas banalność jego zbrodni. Śmiech obłapiający cudzą słabość, nędzę, uwikłanie w kontekst historyczny, geograficzny, rodzinny i społeczny uchodzi za  grubiańską niestosowność. Nie można sobie drwić z ludzkich czy zwierzęcych słabości; eksplozja nad krzywdą najmarniej świadczy o tych, którzy się czego takiego dopuszczają. Jakkolwiek wielka byłaby nasze oburzenie, jakkolwiek silne i trwałe deklaracje, by w życiu postępować inaczej, za coś takiego karać nie można. Kodeks cywilny gwarantuje wprawdzie prawo do obrony czci, można na przykład, oskarżając kogoś o zniesławienie, dochodzić praw własnych przed trybunałem, wszelako przestępstwa tak rozumianego nie ściga się z urzędu. Nie można więc za to karać? Mało takich, podobnych temu, widujemy? Ileż to razy słyszy się, że ktoś kogoś hejtem obrzucił albo szyderstwem sponiewierał. Drugi powód odnosi się do zwyczaju tłamszenia poddanych tak, aby dnie i noce żyli w lęku, w bojaźni i z wielkim drżeniem ciała i duszy. Umiejętność skłaniania do określonego zachowania, ściśle do regularnego bicia pokłonów świadczy (dzisiaj) o charyzmie i skuteczności. Jej bezpośrednim skutkiem ma byś taka reorientacja ośrodka decyzji, która pozwoli bezboleśnie nad życie pełnią i w wolności przedkładać oznaki bezpieczeństwa i spokoju. Nie jest żadną tajemnicą, że wśród zewnętrznie sponiewieranych i fizycznie stłamszonych znajdziemy takich, którzy parszywe insygnia władzy mają za nic. Elitę duchowo wolnych otacza, panieruje krąg obłudników, którzy nad niebo wynoszą kult świętego spokoju. Specjaliści od śpiewu i mas doskonale wiedzą, jak się takich do karności przysposabia. Nie zamierzam przedstawiać sposobów; jeszcze by jeden z drugim trafi na te słowa i na ich podstawie dokonał syntezy zbrodniczego modus operandi. O zawodowych przestępcach społecznych, których wizerunkami wypełnia się albo górne regały archiwów, albo korytarze urzędów, niby z jakiego powodu miałbym dbać... Bardziej niepokoi mnie los niezdecydowanych, takich, którzy na poważnie rozstrzygają dylemat: łotrem (ale skutecznym) być, czy kimś absolutnie duchowo wolnym? Dręczonych tego rodzaju wątpliwościami odsyłam do lektur, który treści prywatnie mnie brzydzą. U mnie dobrych rad: jak być draniem pośród innych, nie znajdziesz. Nie wiem czy wiesz, ale spośród jako tako wykształconych wystarczy odsetek o ciężarze napletka, żeby kraj wodotrysków i spławnych rzek zamienić w dom przedpogrzebowy. O wszystkim przesądzi zdecyduje jeszcze jedna osobliwość, mianowicie zbiorowa koncentracja na tym, żeby za wszelką cenę przeżyć. Tę prawidłowość umacnia i porządkuje jeden z najsilniejszych wersów omawianej wypowiedzi poetyckiej. Radzi, że jeszcze dzień jeden przeżyli. Po gehennie okupacji zacytowane zdanie nazbyt ostentacyjnie zrywa więź ze szczęśliwie ocalonymi zakładnikami egzystencjalnego lęku. Nie ma ono nic wspólnego z typowo ludzkim doświadczaniem niepokoju, obaw, strachu. Uruchomiona na wstępie i aktualizowana w każdym wersie boska perspektywa wyznacza status widzenia jasno. Szczegółów nie znam, ale przypuszczam, że główną linię melodyczną wiersza poeta otrzymał w zadatku, że zapisał go tak, jak przychodziła, narastała. Takie poetyckie zadatki otrzymuje się we śnie, czyli poza oddziaływaniem rygorystycznej świadomości. W tym kontekście przewidywane uśmiercanie poety zasila zbiór zadań niemożliwych do wykonania. Giną poeci, tyran zagina na ich szyjach swój śmierdzący palec, zalewa usta wilgotnym gipsem, celuje do nich z ołowiu. Narodzi się nowy - odpowiedzialny kronikarz z zadaniem ponad miarę wytrzymałości i rozsądku. Zapisze wszystko: czyny, rozmowy, nawet pomysły mające w zamiarze krzywdzić innych. Takim poetą może być każdy nawet korzystający z jakich takich profitów religii świętego spokoju, uciekający się do obyczaju instalowania niewielkiej żarówki po portretem tyrana. Sprzeciwia się temu obraz urzeczywistnionego ewangelicznego aforyzmu.  Sznur i gałąź wystąpiły tu w roli symbolu, ale też ścisłej określoności. Zatem znowu matematyka. Po latach Miłosz powie, że walka, której stawką jest życie, toczy się jednak w prozie. Pytanie, czy miał wtedy na myśli swoje książki? Zapewne. Tak, w cytowanym  wierszu stanowczo większą niż gdzie indziej wykazał odwagę. Pozdrawiam

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...