poniedziałek, 29 czerwca 2020

Słońce

                                                 



Słońce
         Czesław Miłosz
Barwy ze słońca są. A ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie.
I cała ziemia jest niby poemat,
A słońce nad nią przedstawia artystę.

Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili
Gwiazdy i róże, i zmierzchy, i świty.

            30 czerwca 1911 w Szetejniach nad Niewiażą urodził się Czesław Miłosz - jeden z najwybitniejszych polskich poetów. Od wspominanego wydarzenia mija aktualnie 109 lat. Zastanawiając się nad wierszem najlepiej ilustrującemu jubileusz twórcy, rozważałem kilka propozycji... zamierzałem początkowo przedstawić wiersz precyzyjnie opisujący kondycję rodzaju ludzkiego AD 2020. Uczynię to, ale nie teraz. Z tym wierszem (znakomitym, wybitnym) wygrało "Słońce" - utwór, który poza walorami arcydzielności, ma jeszcze owo tajemnicze "coś"; chodzi mianowicie o: adekwatność. "Słońce" Miłosza to utwór wieńczący cykl  zatytułowany: "Świat" (poema naiwne) opublikowany w "Ocaleniu" - pierwszym wydanym po wojnie zbiorze poetyckim. "Świat" (poema naiwne), którego wzruszające faksymile we wczesnych latach osiemdziesiątych opublikowali redaktorzy miesięcznika "Poezja", to cykl formowany w okresie najcięższych antypolskich represji niemieckich. Miejsce i data - Warszawa 1943 - wypełniające przestrzeń nad dolną krawędzią strony tytułowej rękopisu, przemawiają z siłą kompetentnego komentarza. Zawiera się w nim intencja podejmująca zamiar udosłownienia zapisu, któremu nagle rozpadł się materialny desygnat. Nad osuwiskiem ponurym, nad w pył przemienioną materią konkretu unosi się niczym płaszcz Eliasza pamięć bezcennego słowa - jasnego i czystego. W tomie "Ocalenie", który organizuje dykcję poezji nowej, komentowany fragment przemawia z siłą deklaracji postaw artystycznych i życiowych. Stamtąd właśnie pochodzą powszechnie znane poetyckie rozwinięcia cnót kardynalnych, tam też zarysowała się sugestywna figura Ojca otoczonego gromadką milusińskich. Ojciec jest bohaterem poetyckiej anegdoty, bywa także narratorem dostosowującym złożone treści do możliwości percepcyjnych słuchających. Domyślam się, że wspomniane utwory na temat cnót kardynalnych to realizacje wypowiedzi raczej cytowanej niż odautorskiej. Niejako w tym klimacie zorganizowana została kunsztowna koda tego cyklu. Ewentualny spór o autorstwo rozgorzeć mógłby ewentualnie wtedy, gdy ważyć będą kwestię ilustrującą warianty liryki pośredniej.  Może warto w tym miejscu zwrócić uwagę na coś innego; dzięki temu "zabiegowi technicznemu" Miłosz przetransferował dużo więcej niż pomyśleć się da: w klauzuli dyskretnego pouczenia połączył deskrypcję z episteme. Doświadczamy tego niekoniecznie podczas pierwszej, drugiej, trzeciej lektury, co jest zapewne dowodem poezji przenikającej brzmienia, treści i sensy. "Słońce" widziane z ziemskiej perspektywy. Sto dziewięć to liczba ukazująca relację między Słońcem i Ziemią. Słońce jest sto dziewięć razy większe od Ziemi. Pomyślelibyście? 109 to także numer autobusu łączącego Janów-Bolinę z resztkami świata. Zapamiętałem tę proporcję kosmiczną dzięki staraniom ambitnego numerologa zatrudnionego przez katowicką komunikację miejską. Janów w epoce pierwszego kontaktu z Miłoszem chciał odegrać rolę niebagatelną. To tam właśnie miał się wyłonić nasz domek z ogródkiem. Kres marzeniom położyła powszechna recesja gasnących lat siedemdziesiątych. Zawsze mnie ciekawiło, czego w związku z tym, że budowa nie doszła do skutku, uniknęliśmy. "Kto chce malować świat w barwnej postaci, //Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce". Racja. 


wtorek, 9 czerwca 2020

Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na


Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na przesłanie tego utworu? Rozważ problem i uzasadnij...

            Dialogi pozwalające dokonać projekcji związku scen realistycznych z pierwiastkami fantastycznymi to najbardziej fascynujące i znaczące fragmenty "Wesela" -  pod każdym względem niedościgłego polskiego dramatu. Reprezentatywność scen zacytowanych w arkuszu, pytanie: co je wiąże, co łączy, co uprawomocnia? Opowiedzmy coś o nich. Wesele bronowickie zatacza coraz szersze kręgi, muzyka grzmi nieprzerwanie, spod grzywek wyłaniają się i raz za razem tarabanią konwulsje ogólnej wesołości. Kto tego nie widzi, kto tego nie słyszy, kto tego nie czuje - temu niewesoło. Nikogo bowiem specjalnie nie cieszy widok bezmyślnego korowodu, klepiska, które od czasu do czasu trzeba spryskać zawartością cebrzyka. W gronie Osób postać Poety jest nam już jako tako znana. W jakim celu - to ciekawe - przybył do Bronowic szczęśliwy beneficjent nagłego ożywienia kulturalnego? Kulturalny Kraków, dawna stolica, to wówczas ociosane z wdzięku miasteczko garnizonowe, w którego sercu, w centrum naszych dziejów urządzono profesjonalną stajnię. Zastrzegam: nie mam nic przeciw koniom, nawet tym, które ujeżdżają austriackie komendy. Usytuowanie ich na Wawelu bezprzykładnie zabolało, to zarazem symbol niezasłużonej sromoty. Cios, po którym można się jednak podnieść i otrzepać. Symbolicznie będzie nas dręczyć ów wstyd niewymowny i jako gorszych niż jesteśmy światu ukazywać. Samo myślenie o wolności, stanowieniu o sobie, o podmiotowości w obrębie zgromadzenia narodów uchodziło wówczas za mrzonkę, malignę, fantazję. Wyspiański w "Weselu" zasugeruje realność wzmiankowanych ewentualności, zanim jednak potwierdzi je ostatecznie - zaproponuje wybór, ukaże faktyczne możliwości. Zaproponuje go również nam ważącym dosadność przesłania - uniwersalnego i wieczystego - na szali, którą tradycja interpretacyjna spłaszczyła do rangi "planu realistycznego". W temacie wypracowania to on właśnie sytuowany jest w roli żelaznego punktu odniesienia, metalicznego, spetryfikowanego konkretu. Czy mamy tu do czynienia zatem z ekstrapolacją? Czy autor tematu wypracowania sugeruje, że przesłanie utworu mogłoby się tlić z pominięciem pierwiastka, który warunkuje dramatyczność dzieła, jego sens, motyw, powód, intencję główną,  poboczną, posiłkową? A może temat został sformułowany pod presją czasu albo w ramach konwencji: pijany wymyślił - nietrzeźwy zatwierdził...? Pytam, bo nie wiem, czym uzasadnić fatalnie o autorze świadczący błąd stylistyczny? Porzućmy domysły, bo i tak ich nie rozstrzygniemy. Dość powiedzieć fantastyczność pojawiająca się w "Weselu" należy do najistotniejszych komponentów, wręcz warunków tego dzieła. Znawcy wiedzą, że fantastyczność właśnie stanowi fundament nie tylko przesłania, ale genezy utworu. Zaczęło się od niewinnych zabaw - pytań formułowanych przy stołach biesiady onegdaj w Sukiennicach. Wokół szalało rumiane życie, poniewierało ludźmi odrętwienie, czuło się jakąś potrzebę, czasami nakaz, ale nic z tego nie wychodziło. Mistrz Matejko strzegł iskierki w kominie, a młody Stanisław Wyspiański, syn desperata Franciszka, który na skutek choroby alkoholowej znalazł się za progiem wydolności rodzicielskiej, trafił lepiej niż mógłby sobie wymarzyć. Bezdzietnego małżeństwo, które postanowiło go usynowić, zapewniło mu  nie tylko przetrwanie. Korzystał z dobrodziejstw miejsca, tradycji oraz wszechstronnej opieki ówczesnych gigantów: artystów, uczonych i mecenasów sztuki. Zniewolone beznadzieją miasteczko przeżywało niedawno wielką uroczystość: na Wawel sprowadzono, by królewskim były równe, doczesne szczątki Mickiewicza. Uroczystości pogrzebowe przeobraziły się w wielkie święto narodowej dumy. Jakąś mobilizację stanowczą natenczas dało się odczuć. Poza demonstrowaniem zjawiska wspólnoty ciągnął długi, coraz szerszy korowód ożywienia czytelniczego. Akt ten inicjował modernizm, neoromantyzm, Młodą Polskę. Przyglądał się temu już dojrzały - ciągle młody absolwent Gimnazjum im. Świętej Anny. Przyglądał się w towarzystwie innych dojrzałych już - ciągle młodych. W ich gronie któregoś razu wobec przytomności trzeźwych i nietrzeźwych przyglądał się portretom wielkich bohaterów narodowych zdobiących ściany słynnego lokalu. Przyglądając się zatem portretom bohaterów narodowych w sytuacji batalistycznej, sformułował tyleż mądre, co wyzwalające pytanie: co by się stało, drodzy panowie, gdyby ci państwo z obrazów zeszli ku nam i, po rozpoznaniu sytuacji naszej, z chęcią co powiedzieli. Jaka z ich mowy mogłaby płynąć nauka? Ich wypowiedzi zdominowałyby zapewne sądy krytyczne. Autorytet historii przynagla, by się dawnych błędów wystrzegać, by strzec dróg cnoty, by się w razie czego i w razie jakby śmiało, śmielej do żelastwa porywać. Namawialiby do ofiarowania ojczyźnie pomyślunku, refleksji zakładającej jakąś perspektywę, do odwagi. Jaki taki obraz służby jedności narodu to temat na pojutrze... mamy wprawdzie Bartosza zwanego w kronikach Głowackim, ale temu zadość uczyniono w sąsiedztwie Pałacu Arcybiskupów Kieleckich mogiłę zgrabną usypując. Bohaterowie z obrazów przespali moment romantycznego przetworzenia ustrojowego i cywilizacyjnego; zdaje się nie zauważyli, że egzystencja urodzonych, spadkobierców, zstępnych przebiega zgliszczami wojny światów; wojny, która - szczególnie w Galicji - położyła kres rozczulającej opowieści na temat rzekomej jedności wspólnoty narodowej. Zanim ten mit zasili skarbnicę dziejowych mądrości, rozproszyć trzeba będzie pamięć ran. Niech minie jedno, drugie, trzecie pokolenie...
            Mniej więcej w połowie tego procesu ostrość deklaracji wrogości czy rezerwy stanowej zasadniczo złagodnieje. Już się zawieranie znajomości, a nawet małżeństw szczęśliwych modne stanie. To nie były decyzje od rzeczy. Potomkowie dawnej szlachty, wykształceni światowcy nabierali przekonania, że postępują ścieżką królewską. Małżeństwa zawierane w książęcych kołyskach modelowały na dziesięciolecia państwową rację stanu. Nic tak dobrze nie służy narodowej zgodzie, a wiadomo, że ze zgody bierze się siła, jak wspólna sień, talerze, talarki i powijaki. Świadkiem tej oczywistej prawdy jest Poeta - brat przyrodni Gospodarza. Tradycja zapoczątkowana "Plotką o <Weselu>" Tadeusza Boya-Żeleńskiego wskazuje, że prototypem Poety był Kazimierz Przerwa - Tetmajer (latawiec - czytaj - podróżnik rodem z Ludźmierza) trzydziestopięcioletnia wówczas gwiazda poezji polskiej, ktoś więcej niż sławny, ktoś z zasług nadmiarem. Wyspiański prezentuje go z niewielkiego dystansu, w tej i owej kwestii dopuszcza do głosu, w innej tylko pozwala się odzywać, ripostować. Poeta przyzwyczaił nas do funkcjonowania w równoległych perspektywach; jest przede wszystkim doświadczonym  podrywaczem, któremu jednak ciągle wyrywa się przepióreczka, jest także świadomym, konsekwentnym, poszukującym przedstawicielem artystycznej bohemy, twórcą ze znajomością mechanizmów organizujących pełnowartościową wypowiedź artystyczną. Czasami wiedza wodzi go ścieżkami zawstydzenia. W dialogu z przyrodnim bratem - też artystą - wykłada mętną teorię sposobem swobodnej improwizacji, z której wynika mało albo bardzo niewiele. Poeta w  "Weselu" nie jest ani mocarzem elokwencji, ani skutecznym retorem. Owszem, jest już coraz mniej trzeźwy, coraz intensywniej zatapia się w lepkim smarowidle gęstniejącej nocy. W przytoczonych fragmentach ani myśli dominować, ani myśli przewodzić. Rozmowa z Rachelą prezentuje go w roli biorcy, świadka rozkwitającej wyobraźni, powolnego, urzeczonego słuchacza. Delikatny podryw: "Ach, pani się zarumienia," to wszystko,  na co go stać.  Personą dominującą jest w tej scenie Rachela. Ona decyduje praktycznie o każdym szczególe, nawet o roli, jaką w tym dialogu miałby do odegrania Poeta. Warto wspomnieć, że najcenniejszą zasługą wyobraźni młodopolskiej jest wszędobylska animizacja. Wszystko lub prawie wszystko tam żyje. Dzisiaj gotowi jesteśmy widzieć w tym przejaw konwencji fantastycznej, ale wówczas była to jedna z jej dość często eksponowanych odmian, jaką jest spektakularne ożywianie. Fantastyka europejska to konsekwencja romantyzmu. Romantyzm inspirował się Szekspirem. Szekspir był wielkim wyzwaniem artystycznym Wyspiańskiego, który zgodnie z intencją twórcy "Hamleta" nie szczędził kontaminowania pierwiastków nadprzyrodzonych z jak ostrze szpady zimnym realizmem. Oznaką fantastyczności u Szekspira były budzące grozę epizody z pogranicza światów. Zdarzają się także próby ożywiania (zakrwawiania) przedmiotów. Fantastyka nowożytna kontynuuje koncepcje artystyczne literackich utopii. Zaczyna się najczęściej od gorączkowego podglądania nieba i wydobywania się z dołka, w którym najczęściej lądował urzeczony widokiem. Fantastyka stanowiła muskularne ramię fantazji wypolerowanej pigmentem zdrowego ładu. Dość wskazać rewelacje epoki oświecenia, przywołać na świadka Jonathana Swifta i jego słynne "Podróże Guliwera", by zauważyć, że konwencja fantastyczna to znaczący, spory odprysk wyobraźni alegorycznej. Pierwiastki fantastyczne znajdziemy u romantyków uprawiających wszelkie, jakie są do pomyślenia, rodzaje literackie. Rewelacje Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Jest także Goethe i T. A. Hoffmann. Ożywienia, personifikacje, język osobniczy, nadrealizm oryniczny to znaki szczególne formacji szukającej szerszego oddechu i powiększonego spektrum. W wielu realizacjach tego motywu odnajdziemy próbę nadawania przedmiotom statusu moralnego i symbolicznego. Jeśli mówię w wielu, mam na myśli utwory autorów, których łączy bardzo mało albo nawet nic. Chciałbym zwrócić uwagę na... Dostojewskiego... autora tekstów zebranych w tomie: "Opowieści fantastyczne". Legenda głosi, że powstawały one z potrzeby serca. Ktoś da wiarę? Zwykle dzieje się na odwrót. Zwykle fantastykę jako preferencję przewodnią uprawiają osoby pragnące stabilizacji zawodowej. Popełniają te swoje utworki - potworki dla grosza; zawsze z przewrotną obietnicą: jeszcze tylko dwa dziełka i odtąd pisać będę coś, co przyniesie potwierdzenie talentu. Dostojewski tworzył przeważnie pod pistoletem zobowiązań kreowanych przez wierzycieli, w "Opowieściach fantastycznych" postąpił zgodnie z najświętszą wolą rezydującego w nim demiurga. "Sen śmiesznego człowieka" to wielkie, z dna serca płynące przypomnienie, że naszą powinnością jest i pozostanie rzetelna dbałość o zalegające w nas pokłady dobra. Gdyby to zdanie pokazać bez otoczki fabularnej, brzmiałoby zwyczajnie, prosto jak każde inne. Dopiero w kostiumie i otoczeniu brzmi z właściwą temu poglądowi głębią. Ktoś zapyta, czy trzeba było serwować nam aż tyle? Owszem, trzeba było.      
            Tak sformułowane pytanie postawmy przytoczonym w arkuszu fragmentom "Wesela". To pytanie postawmy "Weselu" i Wyspiańskiemu. W jaki sposób uzasadnić obecność świata fantastycznego w dramacie, twórczości i życiu? Odpowiadając automatycznie i bezrefleksyjnie moglibyśmy się zgodzić, że świat nadrealny wykreowany w procesie twórczym jest lepszy jakościowo i gatunkowo od tego, w którym przyszło autorowi mieszkać. Idealny lub wyidealizowany świat to miejsca ucieczki? Eskapizm nie jest niczym szczególnie nagannym! Czasami bywa jedynym argumentem potwierdzającym godność, samodzielność i odpowiedzialność za siebie i innych. Czasami jednak stanowi przykład tchórzostwa, oportunizmu, konieczności izolowania się czy oderwania od tego co najważniejsze. Jaką zatem rolę w kreowaniu przesłania dzieła mają elementy spod znaku wyobraźni? Przede wszystkim poszerzają i rozjaśniają spektrum. Warto wspomnieć, że "Wesele" to klasyczny "nokturn". Widać mało, słychać więcej. Żeby coś zobaczyć, trzeba się zbliżyć z pochodnią, świecą, łuczywem. Ileż trzeba, by w skąpo oświetlonym korowodzie dostrzec zarys figur świata nadprzyrodzonego. "Wzrok się przyjemnie ułudzi" deklarował młody autor "Ballad i romansów". Czegoś podobnego doświadczał świadek spraw, który nagle zobaczył je w całości w błysku nagłego zrozumienia. Spójność koncepcji, w tym przypadku zdolność widzenia w ciemnościach, przebija rangą najrozmaitsze osobliwości! Język, dialog, hierarchia, konsekwencja zachwycają o tyle, o ile spajają, spinają fakty dostrzeżone w ramach nadprzyrodzonego błysku opowiedzianego i rozpisanego na głosy w ramach sumiennego literackiego przedsięwzięcia.  Przytoczone sceny nie wyłamują się z objęć zastosowanej w utworze koncepcji. Zapobiegliwie osadzony w słomianej pałubie krzew różany staje się na życzenie Racheli koryfeuszem innego korowodu. Rachela przeżywa trudne chwile, coś w rodzaju dramatu odrzucenia, stąd potrzeba - zachęta, by zainicjować działania upowszechniające doświadczenie chaosu. Wiemy, czym się kończy tupet nadrealizmu w "Weselu", znamy również moment początkowy tego procesu. Bramą, przez którą przedostały się widma, pioruny i brzęczenia oraz idealizacje personalne określane przez autora mianem: Osoby Dramatu - jest Poeta. Jako zagadany już przez jedną (Marynę), jako sprawozdawca nierozsądnej koncepcji dzieła artystycznego, kolejny raz, jako zepchnięty w bierność - wbija się coraz bardziej w rolę urzeczonego widokami samej tylko odrębności. To jest ten moment, gdy ktoś niepozorny dotąd (Rachela) przełamuje opór, ramy i granic wyobraźni, żeby się mogły okazać sprawy, jakie nie śniły się filozofom, poetom i walecznym.
            Antropomorficzny kształt Chochoła to figura formalna i porządkująca. Z kawalkady podejrzanych person wyłamie się jedynie Wernyhora. Jego pojawienie się wszystko zmieni. Właśnie - pytanie zasadnicze: co zmieni? Powtórzmy, co zmienią: róg, podkowa, Słowo? Zmienią naturę dyskursu! Do tej pory pogwarki na rozdrożach (realności i nadrealności) miały charakter potyczki. Pojawienie się Wernyhory i pseudo muzyka Chochoła otrzymały rangę aktu świadomości powszechnej. Jeden budzi, intryguje, dyscyplinuje, rozkazuje, przekazuje, znika. Drugi odwrotnie: wdziera się, fałszuje, usypia, stawia stempel, konstatuje własną wygraną. Krzew różany zapobiegliwie przed chłodem snopkiem słomy obstawiony, okutany. Chochoł - przebogata symbolika, którą najrozsądniej acz do czasu radzi sobie elokwencja rezolutnej, jedynie trzeźwej obok Wyspiańskiego, Isi. Wyspiański tej nocy nie pił, zupełnie tak, jakby to, na co patrzy, jakby to, co nagle zobaczył, stało się samym w sobie doświadczeniem upojenia możliwościami Teatru Ogromnego. A może nie pił, ponieważ miał zamiar wszystkich porozwozić po domach, kwaterach? Zaiste, w jakim sensie tego dokonał. Przyszły autor "Wesela" - wystąpił w roli starszego drużby, w pewnej chwili zauważył, jak z miniatury Matejkowskiego "Wernyhory" zstępuje postać tytułowa i wypowiada sakramentalne: "Sława" oraz obiecujące: "Jutro". Od tej chwili objął go rodzaj zachwycenia. Objął go i trzymał do końca marca następnego roku. A miał tak wiele w tych Bronowicach zrozumieć, do tego i owego się poprzyznawać. Na postaciach bliskich znajomych nie zostawia suchej nitki, szczególnie dotkliwie poturbował Poetę, którego koncepcje promujące przywiązanie do tradycji rycerskich uznał za bolesny anachronizm. Kto zna twórczość malarką Wyspiańskiego, ten wie, że wszelkie próby idealizowania podejrzanych "wartości"  kończy esplanada korowodu spod znaku groteski. Rycerz Poety to truchło sprzed wieków. Najwyższa pora odwrócić akcent. Za chwilę witanie jutrzenki.          



sobota, 6 czerwca 2020

Giełda


    Giełda. Tak właśnie określa się tradycję typowania tematów maturalnych. Wbrew pozorom nie wypada zwyczaju kompromitować czy potępiać. Za każdym razem pytania typu: co będzie tym razem, skoro lata temu, przed rokiem, na próbnej (pierwszej i drugiej) pojawiło się to czy tamto. Typowaniu ewentualnych tematów tegorocznej matury z języka polskiego przyporządkować można najrozmaitsze emocje i skojarzenia. Wędrówka przez konstelację motywów, żonglowanie tytułami dzieł z kanonu obowiązkowego, szafowanie epitetami: ogwiazdkowany - nieogwiazdkowany nie przypomina zachowań i emocji znanych z domów gry. Prognoz bukmacherów też nie znam; wszelako przedmaturalnego giełdowania nie krytykuję, tym bardziej nie potępiam. Po pierwsze: potwierdzamy związek z tradycją uciśnionych niepewnością, lękiem, stresem; po drugie za sprawą typowania przeprowadzamy coś w rodzaju kultywacji rozległego obszaru wiedzy historycznoliterackiej oraz uruchamiamy się, ażeby poznać realną siłę bezcennych skojarzeń. Istnienie związków bieżącej sytuacji z tematem maturalnym można wykazać i udowodnić; stąd na giełdzie roi się od ewentualnych pewniaków. Choroba, epidemia, izolacja, kryzys, rozpad więzi, izolacja, rodzina, odpowiedzialność, heroizm, nadzieja, uzdrowienie, wiara w Boga, pragnienie odmiany losu,  świat medyczny, pacjent, rząd, zaufanie społeczne, odpowiedzialność. A pytania w obrębie tych zagadnień, jaki mogłyby przyjąć kształt? W jaki sposób bohaterowie literaccy podejmują zmagania....? Czy odpowiedzialność za siebie i innych może mieć wpływ na....? Sytuacja zagrożenia jako czynnik organizujący świadomość i postępowanie bohatera....
      I pytania operacyjne: przedstaw, zajmij stanowisko, odnieś się, uzasadnij, udowodnij, odpowiedz. Te i tym podobne operatory na pewno pojawią się w drugiej części zagadnienia egzaminacyjnego. W przedstawionych czasownikach znajduje się coś więcej niż tylko polecenie; to są czasowniki operacyjne ukazujące metodę i udowodnienia tezy.
    A co z kontekstami i innymi utworami? Proszę nie przeszarżować z "Kamieniami na szaniec", ta wspaniała powieść przy wszystkich jej zaletach nie ma zbyt szerokiego spektrum. Nie twierdzę, że nie ma w ogóle; ma, ale węższy. Dużo więcej korzyści przyniesie twórcze skojarzenie z dużo bardziej złożoną "Lalką", "Weselem" czy "Panem Tadeuszem" - o ile utwory te nie wystąpią w roli zasobnika fragmentów przedrukowanych w arkuszu. Zważaj na pułapki, jedną z nich jest dopisek pod fragmentem informujący, z którego wydania korzystał konstruktor zestawu. Data i miejsce mogą być mylące, ale tylko dla nieświadomych tego zwyczaju.
      Przestrogi i przypomnienia na koniec: nie licz argumentów, nie dokonuj samooceny, nie chwal się niewiedzą czy brakiem fachowości, kieruj się zdrowym rozsądkiem, nie twórz wyrafinowanej dysertacji (to co stworzysz zachwyci nieliczne grono), dokładnie odczytaj pracę dokonując korekty w miejscach jej potrzebujących, zadbaj o zapis, wyodrębnij składowe rozprawki za pomocą wcięć, pismem staraj się wzbudzić sympatię czytającego, unikaj błędów, Łam, czego rozum nie złamie. Nie licz słów - nawet ołówkiem - i ze świadomością, że pod koniec zawodów zetrzesz zapis gumką   Nie zetrzesz, nie zdążysz. Bądź czujny i spójny. Nie żałuj słów, nie licz  słów - licz na słowa! Powodzenia!

Zaimek


            Pomyślisz: napięcie sięga sufitu i w niewinnym suficie nawet spore otwory czyni, a ten tu o zaimku/zaimkach. Brakuje na horyzoncie poważniejszych, potrzebniejszych tematów? Jest ich bez liku! Skąd zatem zaimek w roli bohatera przedmaturalnych rozważań? Zanim odpowiem, pozwól, że rozstrzygnę znaczenie pewnego zastrzeżenia, podniosę temperaturę dyskursu, dopuszczę do głosu argument niespodziewany, mianowicie kategorii gramatycznej nadam atrybut mitologiczny. Co do tego uprawnia? Przede wszystkim obrazowość, ale również funkcjonalność, ale także przynależność kulturowa. Systematyczną naukę o języku uprawiano już w wielu wspólnotach plemiennych; czyniono to z potrzeby serca i umysłu. Dawnym mędrcom zależało na poznaniu realnej mocy słów, na opisywaniu ich z perspektywy badacza czynników kulturotwórczych. Już w głębokiej starożytności wyodrębniono w języku składniki, których istnienie niczego nie warunkuje, niczego samo w sobie nie określa, ale wszystkiemu jednak służy, pomaga.
            Skąd skłonność do posiłkowania się wypełniaczami i protezami? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza praktyka opisywana z trzech perspektyw: akustycznej (komunikat pozbawiony zaimków dobija brzmienia nachalną obecnością repetycji) - logicznej (zdania wystrzegające się używania tych części mowy nadają rzeczywistości odium sofizmatu, tautologii, sylogizmu i gramułowatości) ekonomicznej (wypowiedzi powinny liczyć się z regułami zwięzłości, powinny obficie korzystać z dobrodziejstwa skrótu myślowego, gry słów, spójności lokalnej i lapidarności). Tekst pozbawiony zaimków stałby się tworem nie do zniesienia. Udowodnisz to, gdy zdanie zawierające zaimki przekształcisz w wypowiedź, w której w miejscu rzeczonych form umieścisz wyrazy przez te formy zastępowane. Powstanie tekst być może: precyzyjny... Owszem, precyzyjny do ból.
            A skąd mitograficzna identyfikacja? Zaimki zyskały rangę, którą mitologia kojarzy z cechami Hermesa. Ruchliwość, dynamizm, elokwencja, reprezentatywność, altruizm, pomocniczość, elastyczność. Funkcjonalnie najbliższą zaimkowi jest partykuła. Jedna z cech partykuły, mianowicie jej nieodmienność, ilustruje naturę jej relacji z zaimkiem. Nie jest to relacja partnerska! Jest to relacja braterska i siostrzana. Wyobraź sobie siostrę Hermesa. Żaden ekstra okaz, ot zwyczajna mieszkanka panieńskiego pokoju. Pierwsza na zawołanie, dobrotliwa i łaskawie podejmująca gościną tworzywo niewiadomego autoramentu. Lekceważąco podejrzewana o nadmierne przywiązanie do tych części pałacu, w których składa się na odległe jutro ramy pustych obrazów. Opinia bardzo nieostrożna i boleśnie niesprawiedliwa. Hermes - zaimek jawi się nam i postępuje inaczej, przede wszystkim widywany bywa wszędzie. Za sprawą naturalnej elastyczności dysponuje prerogatywami praw wjazdu i składu. Chodzi o fleksyjność zaimka, umiejętność klejenia się do klauzul pełnych treści oraz o bezcenny atrybut, którym nie dysponują inne części mowy. Przypatrzmy się zaimkowi inicjowanemu wielką literą: On, Ona, Ono, Ten, Ta, To, Jego, Jej, Twój, Wasz, Ich... odkrywamy w nim funkcję kreatora relacji piszącego wobec bohatera zapisu. Pomijając formy grzecznościowe: Szanowni Państwo, Drogi Panie, Kochana Ciociu - rzeczownik dopuszcza inicjowanie zapisu wielką literą w sytuacjach szczególnych i wyjątkowych. Zwyczaj coraz śmielszego podnoszenia znaku inicjującego wyraz należy  przypisać oddziaływaniu zaimka. Sposób zapisu zaimka jest między innymi oznaką identyfikacji światopoglądowej, informacją o charakterze kulturowym, ściśle precyzującym pogląd i stosunek autora do osoby przywoływanej w tekście. Ma to szczególne zastosowanie w zapisie zaimków odnoszących się do Pana Boga, Syna Bożego, Ducha Świętego, Trójcy ŚwiętejNajświętszej Maryi Panny. Spotykamy zapis: On, Jego, Jemu, Jej itp. w nekrologach, epitafiach lub gorących elegiach zredagowany wierszem lub prozą. Jeśli pisząc o Panu Jezusie opatrujesz Go zaimkami inicjowanymi wielką literą, znaczy, że nie jest ci obojętny, nie należy do grona licznych bohaterów. Zapis zaimka inicjowanego wielką literą to - szczególnie teraz - sposobność do składania świadectwa wiary. Pamiętaj o tym, pisząc maturę, pamiętaj o tym pisząc wszelkie inne teksty. Do tej pory, już tyle lat minęło, nie mogę wyrzucić z pamięci pewnego obrazu, otóż w latach studenckich, bodaj na pierwszym lub drugim roku, przeglądając za przyzwoleniem autora brudnopis jednego z kolegów, aktualnie szczycącego się przynależnością do nobilitowanych i prominentnych kręgów, w zapisie odnoszącym się do Trzeciej Osoby Bożej zauważyłem wyłącznie małe litery. Fakt ten podziałał na mnie z siłą petryfikującej demonstracji światopoglądowej. Na wszelkie ewentualne sukcesy naukowe czy życiowe tego człowieka najgłębszy, nieprzenikniony cień kładzie wyżej opisany kretyński postępek. Nie oceniam, nie wskazuję, ale stwierdzam, że na tego kogoś patrzę wyłącznie poprzez pryzmat wzmiankowanego incydentu. Warto zauważyć, że sposobem zapisywania zaimków można sobie nieźle nagrabić. Praktyczna rada: składaj świadectwo potwierdzające znajomość konwencji oraz norm. W listach, pismach, telegramach, apelach, esemesach, laudacjach - zwracając się bezpośrednio do adresata lub adresatów - inicjuj zaimek osobowy wyłącznie w taki sposób: Ty, Tobie, Tobą, do Ciebie, Wy, Wam, z Wamido Was, a dzierżawczy: Twój, Twoje, Wasze. Korzystając z tej rady, mniej stracisz, więcej zyskasz.  
            Podsumujmy; zaimek to część mowy pojawiająca się w zastępstwie rzeczownika (ja, ty, on, ona, ono), przymiotnika (mój, twój, jego, nasze, wasze, ich), przysłówka (wtedy, tu) i liczebnika (ile, tyle). Zastępstwo dotyczy również funkcji tych części mowy w zdaniu. Jest to forma fleksyjna, czyli odmienia się przez przypadki, liczby i rodzaje. Przymiotnik pod względem fleksyjnym jest częścią o szerszym spektrum niż rzeczownik, ponieważ odmienia się przez przypadki, liczby i rodzaje, natomiast rzeczownik odmienia się jedynie przez liczby i przypadki. Rodzaj rzeczownika to cecha przypisana i niezmienna, stąd wiadomo, że forma: Pani nie stanowi żeńskiego rodzaju formy Pan, ponieważ jest osobnym rzeczownikiem, wyrazem!  Zaimek jako najbardziej elastyczny składnik systemu fleksyjnego w obrębie grupy imiennej wyróżnia najszersza z możliwych gramatyczna specyfikacja.  
           
wikipedii znalazłem następujący podział zaimków:

odmienne – odmieniają się przez przypadki, liczby i rodzaje
rzeczowne – zaimek rzeczowny (zastępujący rzeczownik) (ja, ty, my, wy, oni, kto, co, nic, coś, ktoś)
przymiotne – zaimek przymiotny (zastępujący przymiotnik) (mój, twój, nasz, taki, który, inny, tamten, ta, ci)
liczebne – zaimek liczebny (zastępujący liczebnik) (ile, tyle)
nieodmienne
przysłowne – zaimek przysłowny (zastępujący przysłówek) (tak, tam, tu, wtedy, gdzieś, tamtędy, kiedyś).

Ze względu na funkcje:

osobowe (ja, ty, on, ona, ono, my, wy, oni, one)
zwrotne (się, siebie, sobie)
dzierżawcze (mój, twój, jego, jej, nasz, wasz, ich)
wskazujące (ten, ta, to, tamten, tam, tu, ów, tędy, taki, ci, tamci, owi, sam)
pytające (kto? co? jaki? który? gdzie? kiedy? jak? komu? czemu? kogo?)
względne (kto, co, komu – bez znaku zapytania; łączą zdanie nadrzędne z podrzędnym)
nieokreślone (ktoś, coś, jakiś, gdzieś, kiedyś, cokolwiek)
przeczące (nic, nikt, żaden, nigdy, nigdzie)
upowszechniające (np. wszyscy, zawsze)

Zasobów przebogatej kolekcji zaimków przykłady powyższe nie wyczerpują. Warto pamiętać, że bez nich trudno sobie wyobrazić okoliczność pozwalającą nam tworzyć teksty sprawne i zajmujące, logiczne i spójne, ekonomiczne i estetyczne.  

czwartek, 4 czerwca 2020

Czasowniki


            W nabierającej rozpędu fazie bezpośrednich przygotowań do matury z języka polskiego przyszła pora na czasowniki. Niepokojące wspomnienia pogadanek, nerwowe oczekiwania nadały im rangę przyczyn niejednej uczniowskiej wtopy. Czasowniki rozszerzały nieprzenikniony cień szkolnej udręki. Od chwili ostrego zrozumienia (wystarczyło porządnie podskoczyć na wyboju) odnajdywałem w nich mnogości przedziwną i najosobliwszą kolekcję bawidełek.  Dotąd niepokoiły niczym balast dowolnie rozrzucony pod pokładem; wspomniany moment oznaczał zmianę dotychczasowego nastawienia i rozumienia. Przekonałem się wreszcie, widząc jak szczelinami wskakują na pokład, że najlepiej uczynię, jeśli pozwolę im spełniać się w roli inteligentnego dźwigara gotowego rozproszyć każdą  troskę nad troskami. Zauważyłem, więcej: zrozumiałem, że czasownik to samoistny cesarz w zestawie odmiennych części mowy. O najwyższej randze czasownika niech świadczy obfitość kryteriów szczegółowych. Nie domagaj się przedstawienia kompletnej liczby zmiennych opisowych. Mógłbym co najwyżej zasugerować wartość przybliżoną. Powinienem zaznaczyć, że z półwiecza na półwiecze kryteriów opisowych czasownika  przybywa. Przyrost wprawdzie nie poraża nadmiarem, bo najbardziej pracowici językoznawcy w dziejach zostawili (tak się wydaje) wąski fragment niezagospodarowanej konstelacji... W związku z tym rozrost zasobu kryteriów zasadniczo nie poraża ani systematycznością, ani nie zobowiązuje przewidywalnością; dowodzi natomiast tego, że język żyje. Żyje też jego zacna alimentariuszka - gramatyka. Czego najściślej dowodzi przyrost gramatycznego ochędóstwa? Tego, że żyjemy coraz intensywniej, żyjemy coraz bardziej świadomi działania, przemiany, przekształcania się. Warto w tym miejscu pokreślić wagę przemian semantycznych czasownika. W grupie licznych przykładów nie ma form bardziej kłopotliwych. Weźmy na przykład formę czasownika: obejść i umieśćmy go w najbliższej okolicy jeziora. Domyślam, że już wiesz, na co się zanosi. Przemiany to nie tylko akceptowanie przyrostów, to także zdecydowana rozprawa z formami marudnymi i niewydolnymi. Niektóre zahaczają o tautologię, inne wylądowały w kasetce opatrzoną fiszką z napisem: archaizm. Są też i takie, którym przyznano jako takie prawa w obrębie nauki o dialektach. Opisany wyżej los spotkał liczbę podwójną jako osobną kategorię opisową - jej funkcje przejęła liczba mnoga, jej poszlaki przechowują formy dualis: chciejta, róbta, nieśta - którymi na poważnie zajmuje się już teraz tylko dialektologia. Na krańcu stołu montażowego znalazła się kategoria czasu zaprzeszłego; jej przykłady pojawiają się rzadko, rzadziej w każdym razie niż dawniej. Jeśli na nie trafimy, stanowić będą dowód osobliwej aspiracji nadawcy; sięga się po formę: przyjechał był tylko wtedy, gdy zależy nam na podniesieniu rangi zdarzenia lub wskazaniu jego zamierzchłości. Jest to zabieg bardziej retoryczny niż gramatyczny.
            Czasownik jest podstawą: orzeczenia, czyli fundamentalnego pojęcia składni (syntaksy). Orzeczenie właśnie decyduje, czy daną wypowiedź możemy opisać jako zdanie (pojedyncze i złożone). Brak orzeczenia dowodzi, że dana wypowiedź otrzymała rangę równoważnika zdania. Pamiętne koszmary z przekształcaniem zdań (soczystych - pachnących) w zmurszałe, osypujące się równoważniki dowodziły praktyk zawłaszczenia i kneblowania języka widokiem politycznego aligatora. Jedną z poważniejszych trosk językoznawców demaskujących skutki skazywania języka na poniewierkę było demaskowanie odsłownych form rzeczownika. Odsłowne, czyli odczasownikowe. Na początku było Słowo. Pamiętamy. Ale zanim pojawi się w Prologu Ewangelii wg św. Jana, zostanie sprecyzowane przez Arystotelesa - systematycznego językoznawcę. To z trzeciego wieku przed naszą erą pochodzi podział na: imię i słowo (rzeczownik i czasownik). Echo tego podziału przechowuje obowiązujące nadal zróżnicowanie na grupy imienne i odsłowne - podmiotu i orzeczenia. Także w terminie: imiesłów zawarto opowieść na temat jedności jako wartości samej w sobie. Wykład poświęcony osobliwości tej formy bardzo mnie wzbogacił i umocnił. Ani to czasownik, ani to przymiotnik. Cecha ludzka konkretyzowana na podstawie czynności. Opisana zależność dotyczy imiesłowu przymiotnikowego (czynny i bierny). Ponadto mamy imiesłowy przysłówkowe (współczesny i uprzedni).


Usystematyzujmy. Czasownik opisują i dookreślają następujące kategorie:
a) czas: teraźniejszy, przeszły i przyszły oraz formy czasu zaprzeszłego  z operatorem: był
b) osoba: 1, 2 i 3
c) liczba: pojedyncza i mnoga, a w dialektach także podwójna; chciejta, piszta, myjta.
c) rodzaj: męski, żeński, nijaki i męskoosobowy (l. poj.) i niemęskoosobowy (l. mn.)
d) strona: czynna i bierna
e) aspekt: dokonany i niedokonany
f) tryb: oznajmujący, przypuszczający i rozkazujący
g) forma bezosobowa - bezokolicznik

Prezentowany zestaw czasowników należy do zbioru często spotykanego w rozprawkach i esejach z szeroko rozumianej humanistyki. Obecność niektórych form leksykalnych w tym zestawie zapewne zaskoczy. Jak wyobrażam sobie pracę z tym zestawem? Przede wszystkim należy go odczytać, konfrontując z okolicznościami, których mogą dotyczyć. Można je również pogrupować pod względem semantycznym oraz rzeczowym. Rzeczowe grupowanie wypada powiązać z osobą wykonawcy  czynności. Każda z tych form to czasownik występujący w 3 os. r. męskiego, l. poj. cz. przeszłego. Dotyczyć może czynności wykonanej przez autora (pisarza, poetę), a także personę - postać literacką powołaną do istnienia przez twórcę tekstu. W trakcie lektury i systematyzowania weź pod uwagę możliwości wchodzące w zakres kojarzenia treści, do których wyrazy te odsyłają, z sytuacjami bezpośredniego zastosowania ich w tekście rozprawki.      

stworzył, wyodrębnił, odniósł, zobrazował, napisał, umieścił, podjął, zamknął, otworzył, wskazał, zaznaczył, określił, przypisał, napisał, tłumaczył, porównał, zestawił, wyeksponował, zamieścił, przekazał, otoczył, rozłożył, wyrównał, zilustrował, natchnął, uległ, zrozumiał, przeanalizował, zinterpretował, naprowadził, zaprzeczył, potwierdził, wydał, opublikował, odmalował, przeniósł, wyniósł, poddał, przyłożył, otrzymał, odważył, rozpoznał, zwątpił, uwierzył, wyjechał, przyjechał, położył, przycisnął, zastosował, zmierzył, przemierzył, naprawił, popsuł, wypowiedział, zaniemówił, wyjaśnił, zeznał, wyostrzył, zwolnił, zdynamizował, przemienił, wyciągnął, rozpoznał, podjął, ugościł, policzył, rozliczył, ukarał, nagrodził, wywnioskował, pomieszał, przeszedł, posłodził, posolił, popieprzył, zaczadził, powrócił, przyjął, przebaczył, zawinił, wyemigrował, przebywał, pozostał, królował, rządził, walczył, podskakiwał, maskował, podnosił, rozgrzeszał, grzeszył, uszył, ubrał, rozebrał, porwał, ukradł, udusił, ukartował, utorował, uruchomił, usadowił, uzmysłowił, aprowizował, absolutyzował, poetyzował, upiększył, przyszpilił, zanęcił, poprowadził, pomścił, przypomniał, zapomniał, wyobraził, obraził, przeraził, wybaczył, oddał, przekazał, rozkazał, kazał, zamurował, spetryfikował, wyolbrzymił, zdeprecjonował, wykreował, przeprowadził, rozdarł, przewietrzył, popłynął, poleciał, pojechał, przejechał, poznał, uratował, dostrzegł, uradował, skasował, zajął, panował, opanował, zapanował, zaplanował, wykonał, dotknął, wskazał, pracował, urągał, wieszczył, namawiał, straszył. nakrzyczał, naciągnął, sprawdził, rozwiesił, wyekspediował, wtrącił, zapadł, popadł, wytarł, roztarł, zmącił, rozpracował, zbadał, wytłumaczył, wyliczył, wypreparował, sformalizował, zaprzepaścił, rozstrzygnął, wertował, przewertował, wyostrzył, zaniemówił, przemilczał, pominął, wzbogacił, rozstrzygnął, zmądrzał, zgłupiał, wymył, zjadł, przejął, przeholował, przetańczył, przejadł, przepił, podpowiedział, wyprostował, wzmocnił, założył, wysmarował, rozjątrzył, zaznajomił, stowarzyszył, zespolił, wspominał, tęsknił, zrozumiał, natężył, wyspowiadał, wytrąbił, wydarł, rozjechał, przesiał, przesadził, odebrał, przyjął, umocnił, chorował, wyzdrowiał, napomknął, wymościł, rościł,  uzurpował, windykował, wystrychnął, przepiłował, wykopał, wydoił, uratował, zabił, zmasakrował, wbił, roztarł popatrzył, sponiewierał, poczuł, uzmysłowił, udowodnił, uzurpował, zaufał, rozmiłował, uwierzył, wybudował, ośmieszył, wyciągnął, rozjaśnił, potępił, zakrzyczał, napluł, uleczył, warknął, szemrał, zwariował, prolongował, obstawił, ustawił, wypozycjonował, utwierdził, ożywił.   

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Ubi sunt...


    Zdjęcia zamieszczam jako sympatyk profilu sekcji PTTK <Baildon> w Katowicach. 
Tekst, wyrób własny, nawiązuje do konwencji: najpiękniejsze są bajki o tym, że byliśmy mali...

    Z jej trybun podziwiałem brawurowy występ naszej szkolnej reprezentacji w ramach koszykarskiego briefingu ze sportową elitą Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych. Przeciwnicy radzili sobie świetnie tylko podczas rozgrzewki, imponujące trafienie zza pleców z połowy pola gry utrwaliłem w pamięci jako ozdobę galerii sportowych wspaniałości; na możliwość zobaczenia takiego zagrania czeka się latami. Czeka się, ale i tak nikt nie zagwarantuje, że się coś podobnego kiedykolwiek ziści. Odgłos skrzypiących krzesełek zagłuszył szmer serca: o jejku, zmiażdżą nas... Po chwili okaże się jednak, że to im - nie nam - przyjdzie trawić gorycz. Pierwszy raz byłem świadkiem sytuacji poddania drużyny. Nasi rywale przy stanie 46:4 schodzili z boiska z głowami opuszczonymi do pasa. Rezultat to efekt piętnastominutowej ofensywy zespołu marzeń, skład której stanowiły w większości absolutne tuzy katowickiej koszykówki i jeden zarośnięty walet. Tajemnicą sukcesu była nie tylko wspaniała dyspozycja dnia naszej drużyny, indywidualne walory, ale przede wszystkim zgranie wypracowane w wyniku wielogodzinnego kozłowania, rzucania, piwotowania, doskonalenia zwodów, zagrywania do siebie oraz bezbłędnego czytania gry. Nauczyli się tego podczas serwowanych im co dzień ciężkich treningów w ramach sekcji KS "Baildon" Katowice. Obrazów tego dnia nic mi w pamięci nie potarga, wiem, że Tam (choć tego ani na kliszy, ani na taśmie) pozwoli mi Pan tytułem bezpretensjonalnej rozrywki korzystać z Nieprzebranych Zasobów Jego Świętej Kolekcji. Pamiętam moment podniosłej rozmowy z moim Wychowawcą Henrykiem, w trakcie której dyskretnie ocierał łzę oka, premierowy koncert Maanamu, brawurowy występ zespołu TSA i pierwszą w dziejach  Rawę Blues, która niespodzianie, zaskakując wszystkich wystąpiła z wąskiego korytka Akantu. Były też inne epizody. Nie zapomnę incydentu z Beatką, którą los poczęstował piłką w brodę, czego widok wyzwolił we mnie stałą predylekcję do niesienia natychmiastowej pomocy osobom zamroczonym. Można by wiele i wiele, natomiast trzeba koniecznie wspomnieć kilku starszych kolegów, którzy podczas przerw nazywali mnie Manem, to znaczy Człowiekiem. Notabene sam sobie na tę śmiertelną ksywkę zasłużyłem, ponoć każdą wówczas kwestię moją inicjowałem pretensjonalnym: człowieku! Słynne podczas przerw pogwarki nasze, pamiętne epizody rozdzierającego wtajemniczenia i podskórny charakter nurtów życia; wtajemniczenia równego temu, co przyjmowały w ilościach zwrotnych i wywrotnych liczne pokolenia porywanych w kamasze. Zanim nauczyłem się przekonywać młodszych, z której strony posmarowana kromka, turlałem w głowie kamyczki kryształowych sentencji. Czułem się przy tym jak słuchacz Śląskiej fali przy miłośnikach Radia Luxemburg. Ubi sunt!? Ubi? Ubi Wy? Należy odpowiednim słowem opatrzyć także mobilne stoisko z owocami, warzywami - które po mistrzowsku od lat obsługiwał niezapomniany, świętej pamięci Pan Zbigniew Malinowski - mąż zaufania, w stanie wojennym stanowczo acz nieskutecznie izolowany i wyrywany z nurtu wspólnego trwania. Pan Zbigniew częstował nas przeważnie jabłkami, czasami sięgał po gruszkę lub śliwkę. Zapamiętałem tę Postać z opowiadań Ojca i Mamy, którym po uwolnieniu paszportów, jako organizator wycieczek, pokazał połowę Europy. To Miejsce miało Historię; miało historii wiele. Zapamiętałem je z doświadczeń pełnych intensywności i jaskrawych wyczynów. Setki twarzy, nieprzebranych, setki; gładkich i dziobanych. Słynne odprawy przed wyjazdem na kolonie letnie, zimowe. I pamiętna jednodniowa wycieczka obcej sobie młodzieży, z której - widziałem - pewna para wracała, obejmując się ściśle. W czyjej głowie zrodziła się idea, żeby na jeden dzień do Szczyrku wywieźć młodzież sobie zupełnie nieznaną? Pod opieką ludzi w to ubranych jednego dnia zorganizowano: wstęp, rozwinięcie i zakończenie, spotkanie integracyjne, badanie wyników i rozdanie świadectw. W głowie się nie mieści. Na dobitkę odwilż, niewymowna, obłapiający lutowy mrok, aperitif natury zamiast obiadu i ten żal pod koniec, że trzeba już wracać. Niewyobrażalny żal jednak. Obejmująca się para: sam widok cieszył i uskrzydlał. Nagły, niespodziewany trzask bata, dokładnie to samo, czemu dłuższą chwilę temu przyglądał się w urzeczeniu Szekspir: on z Chorzowa, ona z Czeladzi: trzask, prask: miłość od pierwszego wejrzenia. Wybrać się, pojechać, zobaczyć - można chcieć czegoś więcej? Czy o coś więcej tutaj na tej ziemi chodzi. Ubi sunt?! Żyjecie?! Jesteście. Pamiętacie Wasz pierwszy krótki dzionek, bezpretensjonalny i czysty w istocie epizodzik odwilży? Pamiętacie? Co się z Wami stało? Może cud się zdarzy, jedno lub drugie, a może oboje przeczytacie, korzystając ze wspólnej matrycy te słowa i dacie znać, że to o Was. Odezwijcie się, chciałbym poznać Waszą historię. Byłem świadkiem jej początku. Czy wiecie, że widok taki sprawia, że w chłopcu z superbudy budzi się Horacy? Zwracam się do Was - Grześ pytalski - założywszy uroczyście, że nadal stanowicie Jedno i że jesteście zdrowi. Mnożę pytajniki jako jedyne uprawnione znaczki, krzaczki, szyfry estetyki snującej się śladem pyłu świeżych ruin. Znamienne dzieje, miłe przeszłości obrazy, wśród nich dwa (dzień po dniu) zdarzenia fundamentalne: w przewiązce Hali, która była naszą, najwspanialszą w Katowicach, salą gimnastyczną zdawałem maturę. W poniedziałek pisałem z języka polskiego, we wtorek z matematyki. Bohaterami wypracowania na temat najważniejszych powinności człowieka w chwili bezpośredniego zagrożenia były kreacje przedstawione w "Dżumie" Alberta Camusa, zadania z matematyki nie nastręczyły kłopotu: rachunek prawdopodobieństwa, przebieg zmienności funkcji, trygonometria - wszystko wzniosłe, potrzebne i potwierdzające jawną i kamuflowaną urodę życia. A po maturze wizyta w Filharmonii. A w Filharmonii Beethoven.    

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...