piątek, 29 stycznia 2021

Kotu pasują szkiełka

 


Kotu pasują szkiełka, paski na szyi i grzbiecie,

oprawki, skrawki, szczypawki, pożar wzniecany w gazecie.

Wersalka pasuje, poduszki i to, co poduszkę obłapia –

Plusz, aksamit i welur, pasuje mu nawet kanapa.

Przy wszystkich futerka zaletach, zdobyczach gimnastyki

wdzięk wydaje się Kota normalnie dziełem Styki.

Oszczędza na interpunkcji, wszak na czymś oszczędzać trzeba,

na widok czujny uniosą wzrok rozmaici przechodnie,

damy, choć im niewygodnie, do źrenic złych własne przytkną

jak okulistki sprawne i wezwą pana poetę, aby

diagnozy nie zatruł opar błędów, wypaczeń... Co ten wzrok

ostry Kota, co ten wzrok dziś znaczy? Skąd w tych denkach

pochodnie? Jasna zieleń niweczy sadło tęgich słowników..

już tezaurusy konają, ulewę biorą za rosę,

gdy zamiast: „Skarbie! Wnet się podniosę, zaraz u drzwi stanę!!...

basem napełni stukot, żadnym tam wiatru szemraniem:

„Że co!? Że ja?! - Sokole - mam psa wyprowadzić na pole!?"

„Znowu ja? Wszak z pieskiem bywałem nieraz? Niedoczekanie

wasze. I psa, i twoje. Czytam teraz”.

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Piosenka szwedzkich żeglarzy

 

 

Piosenka szwedzkich żeglarzy

z życiowych sytuacji hurtem wyprowadzona

i do egzystencjalnej konkluzji zmierzająca

 

Z czapką się przeproś w domku siedź,

śledząc, co cwany mróz wyprawia,

ten to ma talent, niech go giez,

nawet go słonko nie osłabia   

afrykańskiego tęgi haust powietrza,

co się czule wdziera, gdy stajesz

na lotniska płycie - pierwszym

wrażeniem doświadczenie

prawie ukropu.

 

U nas normalka, ciasny przedział

albo korytarz, żebyś wiedział,

w paradnym składzie pekape.

Ot ekstrema: oto jesteśmy,

już nas nie ma.

 

Nawet gdybyśmy sobie byli,

nawet ułamka marnej chwili

do dzieł ambitnych nie dodamy.

I może dobrze, chociaż nie wiem,

opowiem później, po pogrzebie.

 

 

 

 

środa, 6 stycznia 2021

Kłaniamy się nisko

 

Nadzwyczajne Święto implikuje złożoną oprawę. Instrumentarium symboliczne twardym głosem domaga się redukcji nadmiaru tajemnic, znaczeń literalnych i synergicznych. Trzej Mędrcy, żeby kolejny raz mądrość własną (wiedzę plus doświadczenie) potwierdzić, zapadli naprzód w sen, by po chwili inną drogą udać się do ojczyzny. Jednej ojczyzny? Czy tylko jednej, wszak tradycja przypisuje im występowanie w roli tych, którzy jako wyprawieni z własnych ojczyzn, spotkali się niby szczęśliwym zbiegiem gdzieś po drodze. Ewangelista, wygadany zazwyczaj - wybitny specjalista od zawiłych enumeracji genealogicznych - zachowuje daleko idącą powściągliwość, jakby się chciał pochwalić: patrzcie, podziwiajcie: potrafię również tak! Trzeba, zaiste użyć wyobraźni, żeby ten ciekawy (najciekawszy bodaj) epizod Ewangelii Dzieciństwa wartościowo dookreślić. Niby co się wówczas działo, stało w Betlejem? Scenarzysta opery mydlanej z udziałem K + M + B w rolach głównych stanąłby wobec największego zawodowego wyzwania. Zobaczyli, uzgodnili, wyruszyli, idą, idą, idą. Nikt tego na dłuższą metę nie wytrzyma, nawet oni sami czuć będą, że ktoś ich stopniowo umieszcza i grąży w szufladzie z napisem: nuda. Nuda, nic się nie dzieje, żadnej drogi ni kurhanu. Jest tylko ona, przewodniczka: Super Nowa na ich prywatnym i wspólnym niebie. Na ich niebie i naszym. Ale komplikujemy, nie komplikujmy więc. Święty Mateusz niech odegra w tym przedsięwzięciu rolę zagubionej – szczęśliwie odnalezionej latarenki. Poświećmy więc sobie. Przede wszystkim nie mnóżmy bytów. Nie udawajmy, że obligatoryjnym świadkiem Pokłonu Trzech Króli był Święty Józef - słynny rejent Milczek, największy niemowa, od którego najwięcej spośród urodzonych przed Chrystusem zależało. Myślałem dzisiaj o tym, że Ewangelista celowo obecności Świętego Józefa nie potwierdza;  myślałem wówczas: gdzieś poszedł, nie dokądś poszedł sobie, ale poszedł gdzieś, powiedzmy: do pracy jakiejś poszedł, a to drew by mógł narąbać, a to koszyk upleść, by zarobić na utrzymanie, wszak opisana scena rozgrywa się w domu, już nie w grocie czy pod gratisową, falistą wiatą, przy której  lądują odrzutowce. Świętego Józefa wówczas nie było, był  - owszem - ale jego obecności Ewangelista nie zauważa. Stokroć ważniejsi są Mędrcy, Królowie, Magowie. Kłaniają się Dziecięciu i od razu zamiast kawki, herbatki o własnych Mu opowiadają kłopotach. Otwierają swoje skarby i wyjmują z nich... To dopiero, do tej pory myślałem, że przekazali Bogu, od którego pochodzi wszelka doskonałość, wypracowany i zaoszczędzony z trudem posag Syna Bożego, o którym mówili skromnie, aczkolwiek na czubkach palców: nowo narodzony Król Żydowski..

 Skąd znamy to sformułowanie? Oczywiście, z Golgoty. To tam dopełniła się ceremonia początkująca wieczyste Królowanie. I w Jerozolimie za Heroda i w Jerozolimie za Heroda innego królowaniu temu sprzeciwiać się będą, mordować zaczną, świadków likwidować, w ogóle do strasznych wydarzeń dojdzie. Mędrcy liczyli na audiencję. Liczyli i nie przeliczyli się. To było, przepraszam za trywialność, ich przeżycie pokoleniowe. Nawet bez specjalnego pouczenia inną drogą udaliby się do ojczyzny lub (zgodnie z wolą tradycji) ojczyzn. Jak o tym opowiedzieć w Jerozolimie, no jak? Wszak mieli wystarczająco wiele zapasu oliwy, żeby się przekonać o własnym  nadmiernym przywiązaniu do wygodnych sofizmatów; gdzie - na niebo otwarte - szukać nowo narodzonego Króla, jeśli nie w pałacu... Już podczas rozmowy z Herodem zdali sobie sprawę, że meldując się u niego, wybrali łatwiejszą drogę. W każdym z nas budzi się teraz odważnik ze szlachetnego stopu; myślimy, deklarujemy: ja to bym do Heroda nie polazł, sam bym wiedział, dokąd trzeba by, mnie tam potrzebna tylko gwiazda, nic mi po jerozolimskim GPS-esie. O tyle bym tę historię uprościł, Herod żyłby jak dotąd w błogiej nieświadomości przypisywanej wierchuszce elity narodu przysposobionego do systematycznego, sprawiedliwego ograbiania. Ktoś nowy, Ktoś nowo narodzony, Ktoś pełen królewskich aspiracji, będzie naturalnym wrogiem Heroda. Mędrcy pojęli to natychmiast, przypuszczam, że nawet wspólny każdemu sen ze specjalnym pouczeniem, nie byłby potrzebny. Opuszczali Betlejem z jarzmem słodkim i z brzemieniem lekkim, ubogaceni zrozumieniem. Wnet ich śladem wyruszy Święta Rodzina. Czy tym samym będzie kroczyć? Zapewne gdzieś tam kiedyś dojdzie do rozstania; kolejnego w długiej historii zbawienia. Do betlejemskich rogatek przemieszczać się będą tropem wytyczonym przez Magów. Każdy krok Mędrców zostawił, a ściślej: ustanawiał ślad, chcę przez to powiedzieć, że w symbolicznym rosarium, w którym się nagle znaleźliśmy, znaczy dosłownie wszystko, znaczy każdy szczegół, niuans. Nie mogło być inaczej. Spotkanie z Panem, który nas stworzył, jest doświadczeniem sycenia się istnieniem. Spotkali nie tylko nowo narodzonego Króla  Żydów, co byłoby zaledwie spełnieniem ambitnych założeń marszruty; spotkali Boga w kenozie i blaskiem promieniującego.

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...