środa, 4 września 2019

Jubileusz Słowackiego


Przeżywamy dzisiaj 210 (dwieście dziesiątą) rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego. Przeżywamy, kto przeżywa, ten przeżywa, jubileusz nieokrągły, choć - przyznajcie - kształtny, ładny. Oczko, ale tym razem pomnożone przez dziesięć, a nie to bez elokwentnej zerówki. Pomyślmy przez chwilę, odcinając w wyobraźni pozornie nic nieważącą cyferkę... Nasz Juliusz liczy nie 210 a 21 lat. Spotkawszy miłość życia, mógłby już jutro obejmować ją na kobiercu. Nawet półgłośne przestrogi zapobiegliwej Pani Samueli na niewiele by się zdały. Kapłan, urzędnik przyjąć by musiał wniosek bez szemrania i skrzywy. Po ukończeniu dwudziestu jeden lat Słowacki, jakiego znamy, był już absolwentem Uniwersytetu w Wilnie, miał już za sobą nieśmiałe, pryncypialne doświadczenia zawodowe, już zaczynał obsesyjnie myśleć o solidnym, wytrzymałym  kufrze, coraz śmielej rozważał projekt, nie wiedząc na jak długo, pożegnania ojczyzny. Był już człowiekiem zrobionym, samodzielnym, odpowiedzialnym. Młody Juliusz to bohater wspaniałego opracowania prof. Kwiryny Ziemby. Czytałem tę dysertację z wypiekami, radością, z chwili na chwilę rosnącą satysfakcją poznawczą. Od czasu do czasu przerywałem lekturę, zastanawiając się nad sposobem przeniesienia tysiąca bezcennych faktów na lichą fiszkę szczerze udręczonej notatki szkolnej. Któryż to już raz musiałem obchodzić się smakiem i nacierać wstydem... Czy wiecie, że ten Geniusz, który bezinteresownie wieszczył nam, doskonały znawca gorliwy zwolennik, politycznie określony i oczytany z gruntu - nie zarobił na pisaniu grosza? Mało: istnienie choćby zalążka prywatnego przekonania o własnej nadprzeciętności kosztowało go więcej niż powiedzieć by można. Nie mam na myśli monetarnego aspektu strat w związku z literaturą. Racja, pilnował grosza i był dość oszczędny, nadto stosunek do pieniędzy miał z wychowania i wykształcenia kancelaryjny, ale nawet zwielokrotnione nakłady tego, co wydrukował, nie uszczupliłyby jego majętności. Czasami się nam wydaje, że słowo: <romantyk> oznacza mieszkańca niedostępnych chmur. Owszem, na swój sposób żywili i ożywiali chmury, Słowacki nawet, cytując obłoki, w newralgicznych to czynił miejscach (utworu); co nie oznacza bezmyślności, rozluźnienia w sprawach związanych z groszem. Liczyli wybornie, liczyli się jeszcze lepiej. Góra oszczędności, ale nie tych na popielatą godzinę onucą przewiązanych. Złoto w papierach, papiery w obrocie, asygnaty zaś w schowkach. W tym wymiarze nie miał pośród grona poetów godnej konkurencji. Przypuszczam, że z tego właśnie powodu nie musiał się liczyć z niczym i z nikim. Fajnie miał, prawda? Nie potwierdzę, ale i nie zaprzeczę. Dwieście dziesięć lat temu nad posłaniem młodziutkiej krzemienieckiej położnicy uniósł się i przemknął kosmyk, płomyk, ognik. Zostawił ślad w setkach brawurowych strof, których Autor stworzyć nie musiał, które jednak powstały, aby nami wstrząsać, aby nas przerabiać.   

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...