poniedziałek, 23 października 2023

Odkąd pamiętam Szkoła stawała się domem...

 

 Odkąd pamiętam Szkoła stawała się  domem… Tak mógłby powiedzieć, napisać każdy, kto potrafi do chwil dodawać chwile i od dodanych inne chwile odejmować. To prawda, rolę nauczyciela uprawiam od trzydziestu lat, jakiś czas występowałem także w rolach ucznia i studenta. Dociekliwy zapyta: a co z etapem edukacji przedszkolnej… Jakkolwiek rozumieć i pojmować domknięte interwały, etapy złożone z cząstek i segmentów, na planie pierwszym zaistnieje i zatriumfuje przekonanie, że różnice między nimi są wprawdzie znaczące, ale nieznaczne. Przede wszystkim nie opuściłem do końca przestrzeni zorganizowanej po to, żeby się uczyć, rozwijać jakoś, poszerzać horyzonty. A zaczęło się niewinnie, mianowicie od sytuacji, w której darowany kolegom czas na przygotowanie do klasówki z… geografii, zacząłem utożsamiać z doświadczeniem wyraźnie odczuwanej radości. To zadziałało z siłą odkrycia, którego dokonałem w bodaj, jeśli dobrze pamiętam, szóstej klasie szkoły podstawowej. Takie były początki. Poza tym przykład krewnych: dyskretny, budzący ciekawość i niezmiernie pociągający. I Rodziców niezauważalne, nienachalne przekształcanie Domu w szkołę. Nie mogłem zatem wybrać inaczej, co dowodzi, jak poważną, jak solidnie ukorzenioną podjąłem przed laty decyzję. Po tych wynurzeniach, drogi Czytelniku, z niedowierzaniem przyjmiesz fakt, ale na bezpretensjonalny szacunek do swojej szkoły średniej zdobywałem się z niejakim trudem. Irytowała mnie jej nazwa, drażniło imię i nazwisko patrona. Czułem się kimś gorszym w niej i drażniąco niedowartościowanym z jej powodu. Wtedy właśnie ujawnił się kontrast: trudny do pojęcia nawyk kompulsywnego czytania. Chciałem zaprotestować przeciw wszystkiemu, co oprotestowania warte, co na krytykę zasłużyło. Nawyk nie mógł się zwyczajnie rozejść po kościach. Musiałem coś z tym zrobić. Gdybym pewnego dnia doświadczył, że mam zwyczajnie szczęście powiedzmy na wyścigach, jakoś bym sobie ów stan podgorączkowy wytłumaczył. Ale niczego takiego nie doświadczyłem, nawet nie próbowałem doświadczyć. Odkryłem natomiast, że mam  szczęście do ludzi, że otaczają mnie osoby pod każdym względem cudowne oraz na swój sposób wspaniałe. To im zawdzięczam umiejętność myślenia perspektywicznego, dzięki nim zrozumiałem, że stan permanentnego zachwytu literaturą można realizować na kilka sposobów jednocześnie. Lata praktyki potwierdziły słuszność przytoczonej przed chwilą obietnicy. Poszedłem kilka kroków dalej, czyli uczyniłem z przywileju obejmowania rzeczywistości sposób na siebie, sposób na przetrwanie, sposób na istnienie.  Każdy nauczyciel powinien mieć jakąś pasję. Moją pasją jest literatura: czytanie i pisanie. Dosyć łatwo te pasje pogodzić. Jako polonista w technikum stawiam znak równości między mimo wszystko drastycznie odrębnymi rzeczywistościami; stawiam znak może nie tyle równości co przepływu, znak świadczący o tym, że dziedziny, w których czuję, że jestem u siebie, wzajemnie się warunkują, jedna od drugiej zależy, jedna drugą zasila i wspiera. Po dobrej lekturze, po dobrym pisaniu lekcje po prostu są lepsze. W drugą stronę też to działa, czy powinienem precyzować, jakie emocje temu towarzyszą. Czy to znaczy, że testuję na uczniach adekwatność frazy? Owszem, ale tylko podczas spotkań autorskich, na które zapraszam dobrowolnie i bez konieczności aktualizowania rytuału wertowania klasowego katalogu okrętów. Zwyczaj przytaczania z pamięci wierszy i zatrzymywania się na ułamek w punktach wrażliwych jest zapewne najlepszym argumentem świadczącym o nadprzyrodzonym sensie preferowanej metody. Nie zawsze można, nie zawsze się chce, nie zawsze wypada. Wiedza o tym: kiedy i gdzie decyduje przesądzająco o satysfakcji lub jej braku. Nauczyciel musi odpuścić, gdy zastanie ucznia w momencie wyraźnego wzrostu. Trudno wyobrazić sobie protokół dydaktyczny dalszego ciągu. Różnice zaczynają się pogłębiać, światło żarzy się punktowo. Przychodzą na myśl wspomnienia, pojawiają się skrupuły o gabarytach wyrzutów. Skrzywdziłem kogoś? Często zachodzę w głowę. Jeśli tak, to przepraszam, ale aktywność w Szkole podporządkowałem autorytetowi mądrego kaznodziei: koniec końców nie to, czego nauczyłeś, ale to kim byłeś, kim jesteś teraz się liczy. I za to będziesz odpowiadał. I nie wyrzucaj sobie, że nie poznałeś na ulicy absolwenta sprzed lat, który pewnego razu postanowił gęstą zapuścić brodę.     

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...