niedziela, 30 kwietnia 2023

Podziękowanie

 

W imieniu Janusza, mojego Wujka i ojca chrzestnego,  najbliższej osoby Śp. Isi Hajkowskiej, a także rodziny, pragnę najserdeczniej podziękować wszystkim Przyjaciołom i Znajomym, Absolwentom i Uczniom IV LO im. Marii Skłodowskiej-Curie w Chorzowie za liczny udział we Mszy Świętej pogrzebowej sprawowanej w Jej intencji. Dziękujemy za modlitwę, ofiarowaną Komunię Świętą oraz okazane współczucie. Księdzu Krystianowi Kukowce dziękujemy za sprawowanie liturgii, wzruszającą homilię, serdeczną konsolację oraz krzepiące słowa na temat naszej Isi - utalentowanej i oddanej nauczycielki, a także mądrej i spolegliwej wychowawczyni.

Dziękujemy Panom Dyrektorom: Arturowi i Romanowi za słowa najwłaściwiej oddające istotę fenomenu Osoby, odejścia której nic nie zapowiadało; odejścia, które uzmysławiamy sobie, mimo dopełnionych powinności, z największym trudem. W nawiązaniu do spontanicznych reakcji Znajomych i Absolwentów IV LO przytoczonych przez Dyrektora Artura Jadwiszczoka, a także do przeprowadzonej przez Dyrektora Romana Hermana głęboko wzruszającej kulturowej analizy toposu drogi, wynikającego wprost ze szczególnie bliskiemu mojej Cioci epizodu Emaus z Ewangelii wg św. Łukasza, pragnę najsolenniej zapewnić, że z rodzinnych dyskretnych napomknień na temat miejsca pracy wyłaniał się obraz instytucji wynikającej z relacji, jakie ustanowić mogą jedynie zwolennicy szczerego oddania innym i propagowania misji docierania z trudnymi treściami w możliwie jasny i najmniej kłopotliwy sposób. Dziękuję za przywołanie figury trzech palców połączone z wymownym niedopowiedzeniem. Objaśniała nam Pisma i łamała dla nas chleb, kładąc go dyskretnie na rozgwieździe śnieżnobiałej muliny. Dzieliła się wiedzą i metodami rozjaśniania wątpliwości; odważnie kreśliła linię granic dzielących wygodne niedoinformowanie od spełnionego, dowiedzionego i poświadczonego efektu eureka w ramach przejmująco oczywistej mnemotechniki. Teraz już wie. Tak. Na pewno.     

 

wtorek, 18 kwietnia 2023

Appendix

 

Appendix

 Istnieje potrzeba wyjaśnienia zagadkowej, ciągle tajemniczej kwestii. Kim jest nagabywany przez wiodącą postać Poematu Stetson? Temat więcej niż ciekawy, ale nie tylko z perspektywy zaspakajania niesfunkcjonalizowanego apetytu na wiedzę. Pytanie wyżej sformułowane można sobie wyobrazić i w prostych quizach, krzyżówkach, ale także w poważnych, rzęsisto oświetlonych studiach produkujących wklejki solidnie zmontowanych teleturniejów. Wśród miłośników Poematu, czyli szlachetnych amatorów, zdaje się przeważać pogląd, że zagadkowo nieokreślonym Stetsonem jest… sam we własnej osobie autor. Ładne lacie. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Lansujący tę tezę  David Liston twierdzi, że postać zjawiająca się ukradkiem, wyciągnięta z worka iluzjonisty to zaledwie słowny kosmyk potwierdzający wrodzone i uszlachetniane zamiłowanie Poety do kalamburów. Argumenty mające tego dowieść zaskakują przede wszystkim oderwaniem od rzeczywistości. David Liston przywołuje tytułem potwierdzenia korespondencję Thomasa Stearnsa z Groucho Marxem - wybitnym żydowskim przedstawicielem branży filmowej i inscenizacyjnej. Szanowny Davidzie… znawco i amatorze, niech Pan łaskawie skojarzy moment twórczy powołujący na ułamek chwili niejakiego Stetsona z wymienianą intensywnie, ale pod koniec życia Eliota korespondencją z najstarszym spośród słynnych braci komików. Sugestia, że przyjaźń obu panów stanowiła konsekwencję wymiany listów jest zgoła przesadna lub wręcz nieprawdziwa! Wzajemny podziw nie oznacza jeszcze przyjaźni; fakt, że Groucho po śmierci Thomasa S. Eliota ukradł show wszystkim publicznie go opłakującym, dowodzi jedynie, co najwyżej dobrej znajomości tekstów i charakteru odrobinkę starszego Poety. Przyjaźń między wykwintnymi przedstawicielami osobnych branż nie była możliwa ze względów politycznych i światopoglądowych. Eliot, zanim uzyskał posadę redaktora u Fabera, następnie w wydawnictwie: Faber & Faber, był gryzipiórkiem towarzystw finansowych kamuflujących się pod szyldem Lloyda. Lata zawodowej aktywności w sektorze bankowym poprzedziły moment „błaznowania się przed żydostwem” – co sugestywnie i na pierwszej stronie 47 numeru toruńskiej Gazety Narodowej z 11 czerwca 1925 obrazuje anonimowy autor. Dość tych insynuacji. Kim zatem jest zagadkowy Stetson?

 Nikim nadzwyczajnym, przechodniem wyróżniającym się z tłumu poruszających się to w górę, to w dół, z tym, że był znany jedynie bohaterowi Poematu. Niewykluczone, że wyróżniał się jeszcze… solidnie kamuflującym kapeluszem z bobrowej wełny. Ten kapelusz, niczym ośmieszająca, obsesyjna poszlaka na głowie Raskolnikowa; kapelusz, któremu były student żadną miarą nie umiał sprawić pogrzebu, mógł w Poemacie odegrać podobną rolę. Stawiam następującą hipotezę: Stetson to synekdocha osoby dbającej o zachowanie maksymalnej dyskrecji. Dociekliwe pytanie o trupa pochowanego w ogrodzie mogłoby wywołać zainteresowanie kogoś z tłumu, co w kwestii powagi i doniosłości przekształci przywołany dumny motyw wojny punickiej w epizod równy procedurze porządkowania wiedzy przed egzaminem ze starożytnych strategii morskich. Wielce osobliwą syntaksę frazy odznaczającej się nadzwyczajnym rytmem wypowiada sprawca ledwie wybrzmiałej lamentacji pragnącej sprawiedliwie objąć wszystkich i każdego. Nawet niejakiego Stetsona, którego przywołuje konstrukcją złożoną z dźwięków o barwie i wysokości zbliżonej do brzmienia jego imion i nazwiska. David Liston w okrzyku: Stetson doszukuje się czynnika początkującego komunikat kierowanego pod własnym adresem. Coś w tym jest, wszak nikt w dniach zamętu i rozterek nie będzie kolekcjonował poruszającej historii na temat cudzych czynów. Kogo to poza zainteresowanym obchodzi? Kogo ciekawi jakiś trup w szafie czy ogrodzie, w ogrodzie już – oto właściwy miesiąc - kwitnącym. Różnicę w zakresie recepcji tej części utworu rozstrzyga zasadniczo zdolność poczuwania się do opryskliwości wytoczonej wprost z „Kwiatów zła” Baudelaire’a. Kim jest wskazany laską kuśtyka czytelnik obłudny? Może nieukiem jest – prostym przeciwieństwem uczonego? A może kimś dociekliwym?  Albo odwrotnie – śmiertelnie znudzonym miłośnikiem innych zajęć… Kimkolwiek jest, kimkolwiek był u Baudelaire’a, kimkolwiek był u Eliota, skromnie podejrzewam, że są to słowa skierowane bezpośrednio do mnie.

W stulecie premiery "Ziemi jałowej" T. S. Eliota - fragment czwarty

Grono odbiorców: Publiczne

T. S. Eliot
"Ziemia Jałowa"
- fragment czwarty
Miasto nierzeczywiste,
Pod mgłą brunatną zimowego świtu,
Tłum płynął Mostem Londyńskim, tak wielu -
Nie przypuszczałem, śmierć wzięła tak wielu.
Westchnienia - krótkie, rzadkie - z płuc się dobywały,
Patrzących nie w dal a pod nogi.
Płynęli w górę, potem w dół po King William Street,
Gdzie Matka Boska Woolnoth wydzwania godziny,
Dziewiąty dźwięk, ostatni, wybijając martwo.
Tam widząc kogoś, kogo znałem, zawołałem: „Stetson!
Na jednym statku byliśmy pod Mylae!
Ten trup, coś go posadził rok temu w ogrodzie,
Czy zaczął już kiełkować? Będzie kwitł w tym roku?
Czy mróz śmiertelnym szronem okrył jego łoże?
Oo, trzymaj psa z daleka, on kocha człowieka -
W ziemi pazurem grzebiąc, na wierzch go wywleka!
Ty! hypocrite lecteur! - mon semblable, - mon frére!"

Zacytowany fragment w zestawie niniejszych rozważań wyodrębnia nagłówek: Miasto Nierzeczywiste. W pierwszej kolejności odsyła do czegoś nieistniejącego. Problem nieistnienia nie dotyczy rozdrobnionych fragmentów, odnosi się do Miasta, czyli struktury w wysokim stopniu złożonej, a nawet zakładającej w złożoności dążenie do wypełniania lub konstytuowania formuły pustostanu. Nierzeczywistość, funkcjonowanie poza istnieniem dotyczy każdego miasta. Wystarczy się w nim zapomnieć, zgubić, pobłądzić, przepaść. Miasto otrzepujące się z mgły, dominium impresjonistów upatrujących nadziei artystycznej akuratności w umiejętnym łączeniu żywiołów: ziemi, wody i powietrza rzutowanych na ekran czasu. Wybierającym tę technikę zależało na ukazaniu nie tylko odwzorowaniu kształtów i nanoszeniu proporcji, ale przedstawianiu ich recentywności. Stąd impresjonistów, żeby móc wreszcie zaprowadzić ład, wpisujemy do rubryki: malarze czasu. Eliot w tym fragmencie zdobywa poetycko impresjonistyczne K2. Czas jest zarazem kluczem, wytrychem i zamkiem strzegącym tajemnic uwikłanego w pospolitość aktu poetyckiego.
Mgła brunatna zimowego świtu nie przeszkadza, by w „mieście nierzeczywistym” dostrzec Londyn. Eliot zamieszkał w stolicy Anglii jako dwudziestosześciolatek, co oznacza, że nie mógł mieć w tym mieście bliskiego lub dalszego rówieśniczego koleżeństwa. Jeśli zatem znajomości, to zawierane z wykluczeniem sytuacyjności. Wybór pozytywny, wspólnota interesów, układ zawodowy. Żadnej przypadkowości. Stąd być może westchnienie o temperaturze zbliżonej do „Lamentacji” i „Psalmów” podejmujących motyw utraty. Stąd stałe przenikanie się perspektyw, jakby z hiperbolizacjami sprzymierzały się litoty.

Tłum płynął Mostem Londyńskim - tak wielu –
Nie przypuszczałem, śmierć wzięła tak wielu.
Gdyby tłum nieobecnych istniał. Tłum spoglądających, by nie upaść, umrzeć. Skoro śmierć aż tylu wzięła, kim są pilnujący pionu? Posiadacze pleców (słabych, nie na pokaz). Idą, idą góra – dół…

W stulecie premiery "Ziemi jałowej T. S. Eliota - fragment trzeci

 Thomas Stearns Eliot

Ziemia jałowa
fragment trzeci
Madame Sosostris, słynna jasnowidząca,
Miała ciężką grypę, mimo to uchodzi
Za najmądrzejszą kobietę w Europie,
Z przebiegłą talią kart. Oto, mówi:
Pana karta, Żeglarz Fenicki - topielec
(Perły lśnią - kiedyś to były oczy. Patrz!)
Oto jest Belladonna, Pani Skał.
Pani losu.
A tutaj mężczyzna z trzema pałkami, a tam Koło,
A to jednooki kupiec, a ta karta:
Ślepa, oznacza coś, co niesie na swych plecach,
Czego nie wolno mi zobaczyć. Nie dostrzegam
Wisielca. - Grozi Panu śmierć w wodzie.
Widzę tłum ludzi wciąż chodzących wkoło.
Dziękuję. Gdyby Pan widział drogą panią Equitone,
Proszę powiedzieć, że przyniosę jej horoskop osobiście:
Trzeba być ostrożnym w takich czasach.

Jeden najosobliwszych fragmentów „Ziemi jałowej”. Ciężka grypa – aluzja do szalejącej „hiszpanki” i solidnie zapieczone osadzenie w skamielinie marginesu, ośmieszonego znaczenia i wszelkiej powagi. Przypisywanie tej osobie specyficznych kompetencji, uporządkowanej wiedzy, nadzwyczajnych zdolności pedagogicznych, umiejętności przekonywania to zachowanie z gruntu ryzykowne i niepoważne. „Trzeba być ostrożnym w takich czasach” – w taki sposób można usprawiedliwić niekompetencję, brawurę i pospolitą bezmyślność; cygańska przepowiednia sprowadza się do recytacji składników skryptu. Zdezorientowany nabywca horoskopów nawet się nie spostrzegł, że został oszukany błyskiem szelmowskiego oblicza. Zapowiedź przyszłości nie wyrasta ponad poziom jej odpowiedniczki powielanych na łamach rzekomo bezpłatnej prasy osiedlowej: „Wypełniony kosz oznacza, że wkrótce będziesz się musiał wybrać ze śmieciami”. „Gdyby pan widział drogą panią Equitone…”. Ciekaw jestem, gdzie, naiwny – złowiony będzie szukał pani Equitone? Jakoś wkrótce przekonamy się, że jednym z walorów poematu jest lokalna spójność; dopiero teraz się zacznie.

W stulecie premiery "Ziemi jałowej" T.S. Eliota - fragment drugi

 Thomas Stearns Eliot

Ziemia jałowa
Fragment drugi
Jakie korzenie oplątują głazy, jakie konary
Rosną nad tym kamiennym śmietnikiem? Synu człowieczy,
Nie potrafisz powiedzieć ani zgadnąć - bo znasz tylko
Stos rozbitych obrazów pod strzałami słońca,
Gdzie martwe drzewo nie daje chłodu, ulgi świerszcz,
A suchy kamień dźwięku wody. Cień
Leży jedynie pod czerwoną skałą,
(Wejdź w ten cień pod czerwoną skałą),
A pokażę ci coś, co różni się zarówno
Od cienia który rankiem kroczy poza tobą
Jak i od cienia, co o zmierzchu wstaje, by cię spotkać:
Strach ci pokażę w garstce prochu.
Frisch weht der Wind
Der Heimat zu
Mein Irisch Kind,
Wo weilest du?
„Rok temu po raz pierwszy dałeś mi hiacynt;
Nazywano mnie hiacyntową dziewczyną".
Jednak gdy wracaliśmy, późno, z hiacyntowego ogrodu,
Twoje włosy wilgotne i ramiona pełne, nie mogłem
Mówić, w oczach mi ciemniało, nie byłem ani
Żywy, ani martwy i nic nie wiedziałem,
Wpatrzony w serce światła, w ciszę.
Oed' und leer das Meer.
Istnieje wysokie prawdopodobieństwo niezrozumienia i niesfunkcjonalizowania obszernych fragmentów „Ziemi jałowej”. Można dotrzeć do treści za pomocą odczytania dosłownego, ale nuty przywołujące rzeczywistą powagę znaczeń w tajemnym utkwią kołczanie. Pokusa wyjścia poza obramowanie powagi rozumienia rośnie z każdym wersem. Już tylko czytamy, już dajemy sobie spokój, uwalniamy się z zakleszczenia, domagamy się luzu między procedurą ścisłej identyfikacji znaczeń wyjątkowych a doświadczaniem przejmowania się brzmieniem frazy, dystyngowaną melodią narastającą w harmonijny monument. Kluczem wiolinowym zacytowanego fragmentu jest ekspozycja wstępna opery: „Tristan i Izolda” Ryszarda Wagnera. Eliot, czyli nie ma, że boli. Kto mógłby lepiej odnaleźć się w roli zagęszczacza materii poetyckiej? Jedynie bohater z poczuciem zagubionej tożsamości, przytłoczony ciężarem tragedii omyłek. Najnowsze odkrycia archiwalne, tym razem chodzi o grupę listów Eliota do Emily Hale – młodzieńczej miłości poety, przekonują, że dosłowna, przytwierdzona do grzbietu teza o domniemanej „śmierci autora” uruchamia solidną przeciwwagę. Symbole – żywe i gasnące – kamienie, śmietnik, rumowisko, czerwona skała, hiacynt, morze, ciemność, bukiet, naręcza kwiatów. Hiacyntowa dziewczyna to ktoś identyfikowalny z wyobrażeniami ogółu: „Nazywano mnie hiacyntową dziewczyną”. Hiacynt to bogactwo i niejednoznaczność w strukturze symbolicznej kwiatów. Eliot przyspiesza, rezygnując z podania kluczowego parametru, jakim jest kolor. Biały jest symbolem niewinności, żółty zdrady, zazdrości i lekkiego prowadzenia się, niebieski to kolor pokoju i harmonii, fioletowy oznacza grzeszność albo pokutę. W kolejnych fragmentach znajdziemy dowody pętania Ziemi nicią rozproszeń semantycznych. Symbolizm snuł się cieniem, cień samego siebie, za żołnierzami światowej wojny, by oddać resztkę tchnienia w okopach domniemanych wartości. Ulgi świerszcza, dźwięku wody - gdzie tego szukać? Kamienny śmietnik, stos rumowisk, blask czerwonej skały - iluzje, hipotezy, rozproszenia, świat pompowany pustym dźwiękiem oraz epizodami ciszy.
Wszystkie reak

W stulecie premiery Ziemi jałowej T.S. Eliota fragment pierwszy

 Pierwszy w dziejach wariant dedykacji adresowanej do redaktora tekstu głównego. Napisawszy "pierwszy" ugryzłem się w palec; być może na coś takiego ktoś, gdzieś i kiedyś się zdobył; możliwe, że jedynie delikatnie przymierzył. Nazbyt delikatnie skoro wirtualny efekt nie został wystarczająco udokumentowany. Redagowano podziękowania stylizowane na katalog okrętów, pojawiały się uwagi bezwstydnie obniżające ton autorskiej pracy, bezkrytycznie wynoszące zasługi dobrodziejów utrzymujących lada czym odziane żywe szkielety z krotochwilnej kapsy. Zdarzały się epizody z pogranicza bezwstydu i wyuzdania, ale żeby przystosowane do druku dzieło dedykować komuś, kto je własnoręcznie uporządkował, wyprowadzając zdanie po zdaniu ze stosu rumowisk pod strzałami słońca, to trzeba zapewne odwagi, brawury, bezczelności zuchwałej. A może jest inaczej. Może Ezra Pound tylko na coś takiego czekał, może się domagał tytułem egzekucji zapisu tajnej umowy. A może Eliot i wówczas, gdy bezinteresownie decydował, komu swą pracę poświęci, postąpił uczciwiej niż jesteśmy w stanie wykoncypować, przywołując podróżnych – czytelników do zapięcia pasów: Drodzy moi, przed Państwem piramida aluzji, filologiczny labirynt wytyczony z udziałem wrażliwego i oczytanego literackiego położnika o zasługach wymuszających wspomnienie zanim treść się zacznie. Zanim się zacznie oczom naszym objawi się specyficzna metonimia imienia i nazwiska: il miglior fabbro (wł.) – lepszemu twórcy. Co powinno zastanawiać? Plątanina języków: angielski, łaciński, grecki, włoski. Zbiegowisko cytatów, aluzji, rozkwitających figur i układów skojarzeniowych. Aluzja do epoki pamiętającej przystosowywanie paradygmatu turniejów rycerskich do rozdzierających kurtuazją konkursów poetyckich. Definicja: gorszy – lepszy. Szukajcie a znajdziecie. Nie bez znaczenia będzie, że metonimię il miglior fabbro wyostrzyła elokwencja ofiar-mieszkańców Dantejskiego Czyścica. Jak wszystko w „Ziemi jałowej” i to również ma głęboko ugruntowany sens poetycki. Arcypoemat Eliota jest przede wszystkim satyrą w rozumieniu horacjańskim. Horacy się śmieje, Horacy łzę leje. Przede wszystkim oddać sprawiedliwość temu, co jest. Śmiech śmiechem, żart żartem, ale ze śmiertelną powagą i okiem, które wyraża przewagi zrozumienia. Zdaniem Eliota Ezra Pound nie wykracza poza kompetencje genialnego cicerone.

Dzieło zostało opublikowane w czasopiśmie <<Criterion>> w październiku 1922. Przytaczać je będę fragmentami. Wykorzystam w tym celu znakomity przekład prof. n. med. Krzysztofa Boczkowskiego.
Ziemia jałowa
Thomas Stearns Eliot
"Nam Sibyllam quidem Cumis ego ipse oculis
meis vidi in ampulla pendere, et cum illi
pueri dicerent: Σιβυλλα τι θελεις;
respondebat illa: αποθανειν θελω".
Dla Ezry Pounda
il miglior fabbro
I. Grzebanie zmarłych
Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień - spod ziemi
Martwej - wyciąga gałęzie bzu, miesza
Wspomnienie z pożądaniem, niepokoi
Wiosennym deszczem zdrętwiałe korzenie.
Zima nas ochraniała, otulała
Ziemię w śnieg zapomnienia, karmiąc
Tę resztkę życia suchymi bulwami.
Lato nas zaskoczyło, idąc nad Starnbergersee
Ulewnym deszczem; stanęliśmy pod kolumnadą,
A potem szliśmy w blasku słońca, do Hofgarten;
I pijąc kawę rozmawialiśmy godzinę.
"Bin gar keine Russin, stamm' aus Litauen, echt deutsch".
A gdyśmy byli dziećmi, gośćmi arcyksięcia
Mego kuzyna, brał mnie na saneczki,
A ja się bałam. Mówił Marie,
Marie, trzymaj się mocno. Pędziliśmy w dół.
W górach, tam jest się wolnym.
Czytam do późna w nocy, zimy spędzam na południu.
użytkowników
Lubię to!
Komentarz
Udostępnij

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...