Appendix
Istnieje potrzeba
wyjaśnienia zagadkowej, ciągle tajemniczej kwestii. Kim jest nagabywany przez
wiodącą postać Poematu Stetson? Temat więcej niż ciekawy, ale nie tylko z
perspektywy zaspakajania niesfunkcjonalizowanego apetytu na wiedzę. Pytanie
wyżej sformułowane można sobie wyobrazić i w prostych quizach, krzyżówkach, ale
także w poważnych, rzęsisto oświetlonych studiach produkujących wklejki solidnie
zmontowanych teleturniejów. Wśród miłośników Poematu, czyli szlachetnych
amatorów, zdaje się przeważać pogląd, że zagadkowo nieokreślonym Stetsonem
jest… sam we własnej osobie autor. Ładne lacie. Czegoś takiego się nie
spodziewałem. Lansujący tę tezę David
Liston twierdzi, że postać zjawiająca się ukradkiem, wyciągnięta z worka
iluzjonisty to zaledwie słowny kosmyk potwierdzający wrodzone i uszlachetniane
zamiłowanie Poety do kalamburów. Argumenty mające tego dowieść zaskakują przede
wszystkim oderwaniem od rzeczywistości. David Liston przywołuje tytułem
potwierdzenia korespondencję Thomasa Stearnsa z Groucho Marxem - wybitnym
żydowskim przedstawicielem branży filmowej i inscenizacyjnej. Szanowny
Davidzie… znawco i amatorze, niech Pan łaskawie skojarzy moment twórczy
powołujący na ułamek chwili niejakiego Stetsona z wymienianą intensywnie, ale
pod koniec życia Eliota korespondencją z najstarszym spośród słynnych braci
komików. Sugestia, że przyjaźń obu panów stanowiła konsekwencję wymiany listów
jest zgoła przesadna lub wręcz nieprawdziwa! Wzajemny podziw nie oznacza
jeszcze przyjaźni; fakt, że Groucho po śmierci Thomasa S. Eliota ukradł show
wszystkim publicznie go opłakującym, dowodzi jedynie, co najwyżej dobrej
znajomości tekstów i charakteru odrobinkę starszego Poety. Przyjaźń między
wykwintnymi przedstawicielami osobnych branż nie była możliwa ze względów
politycznych i światopoglądowych. Eliot, zanim uzyskał posadę redaktora u
Fabera, następnie w wydawnictwie: Faber & Faber, był gryzipiórkiem towarzystw
finansowych kamuflujących się pod szyldem Lloyda. Lata zawodowej aktywności w
sektorze bankowym poprzedziły moment „błaznowania się przed żydostwem” – co
sugestywnie i na pierwszej stronie 47 numeru toruńskiej Gazety Narodowej z 11
czerwca 1925 obrazuje anonimowy autor. Dość tych insynuacji. Kim zatem jest
zagadkowy Stetson?
Nikim nadzwyczajnym,
przechodniem wyróżniającym się z tłumu poruszających się to w górę, to w dół, z
tym, że był znany jedynie bohaterowi Poematu. Niewykluczone, że wyróżniał się
jeszcze… solidnie kamuflującym kapeluszem z bobrowej wełny. Ten kapelusz,
niczym ośmieszająca, obsesyjna poszlaka na głowie Raskolnikowa; kapelusz,
któremu były student żadną miarą nie umiał sprawić pogrzebu, mógł w Poemacie
odegrać podobną rolę. Stawiam następującą hipotezę: Stetson to synekdocha osoby
dbającej o zachowanie maksymalnej dyskrecji. Dociekliwe pytanie o trupa
pochowanego w ogrodzie mogłoby wywołać zainteresowanie kogoś z tłumu, co w
kwestii powagi i doniosłości przekształci przywołany dumny motyw wojny
punickiej w epizod równy procedurze porządkowania wiedzy przed egzaminem ze
starożytnych strategii morskich. Wielce osobliwą syntaksę frazy odznaczającej
się nadzwyczajnym rytmem wypowiada sprawca ledwie wybrzmiałej lamentacji
pragnącej sprawiedliwie objąć wszystkich i każdego. Nawet niejakiego Stetsona,
którego przywołuje konstrukcją złożoną z dźwięków o barwie i wysokości
zbliżonej do brzmienia jego imion i nazwiska. David Liston w okrzyku: Stetson
doszukuje się czynnika początkującego komunikat kierowanego pod własnym
adresem. Coś w tym jest, wszak nikt w dniach zamętu i rozterek nie będzie
kolekcjonował poruszającej historii na temat cudzych czynów. Kogo to poza
zainteresowanym obchodzi? Kogo ciekawi jakiś trup w szafie czy ogrodzie, w
ogrodzie już – oto właściwy miesiąc - kwitnącym. Różnicę w zakresie recepcji
tej części utworu rozstrzyga zasadniczo zdolność poczuwania się do
opryskliwości wytoczonej wprost z „Kwiatów zła” Baudelaire’a. Kim jest wskazany
laską kuśtyka czytelnik obłudny? Może nieukiem jest – prostym przeciwieństwem
uczonego? A może kimś dociekliwym? Albo
odwrotnie – śmiertelnie znudzonym miłośnikiem innych zajęć… Kimkolwiek jest,
kimkolwiek był u Baudelaire’a, kimkolwiek był u Eliota, skromnie podejrzewam,
że są to słowa skierowane bezpośrednio do mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz