Mocny
tekst, dziękuję za łaskawy obstalunek. Fundament i kreska ułamkowa naszych
czasów, jej pochmurna wysokość statystyka, nie zostawia złudzeń: zdecydowana
większość realizacji muzycznych w liturgii oraz przestrzeniach sakralnych
korzysta zachłannie z błogosławieństwa samogłosek. Śpiew i wokaliza stanowią
akustyczne naturalia liturgii, modlitwy wspólnotowej i osobistej. W Dobrakowie,
odkąd wysiadł na dobre instrument zasilany peduałem, rozlegał się rzęsisty,
sążnisty śpiew łatany inteligentnym mruczandem. Przypominam Dobraków, ponieważ Tam
znajduje się serce Kościoła Powszechnego, żywa tkanka mocy. Fenomen wspólnoty
otwartej i zarazem pozycjonującej. Ksiądz Aleksander zapowiadał frazę,
ustanawiał metrum, dostosowywał, słuchał, patrzył, nie krygował, nie oceniał,
nie śmiał się. Pamiętam liczne reakcje Wujka, Babci, Cioci, Kuzynek, Kuzynów na
śpiew pobożny i nabożny; osobliwie reakcje na przejawy naszego zdziwienia
ożywianego samym tylko wspomnieniem powietrznych zderzeń, którym za każdym
razem towarzyszył opór, niechęć, zdziwienie. Wielokrotnie i na różne sposoby
wspominaliśmy z bratem kościelny naturalizm dobrakowskiej nuty; w istocie zachowywaliśmy
się przy tym jak pacjenci zakładu dla niedostosowanych, okorowane ciała obce,
którym wystarczy przypomnieć numer dowcipu, żeby wywołać śmiech. Nie mogłem
zaakceptować tego, na co pozwalał ludziom ksiądz Aleksander. Niewypolerowany
naturalizm w miejsce Akatystu? Do chwili, gdy polecono mi odśpiewanie Psalmu,
myślałem, że jestem mądrzejszy od licznie zgromadzonej publiczności o kilka
lekcji rytmiki i toniki. Ta przewaga warunkować winna szacunek, na jaki z wielu
względów zasłużyłem. Dotąd pamiętam blamaż, dotąd pamiętam reakcję
zgromadzonych, którzy łaskawie przyjmowali żenujące, wielkomiejskie,
superjednostkowe stasimony. Wkrótce po występie; występie podwójnym, bo pierwszym
i ostatnim, ksiądz Aleksander starał się przedstawić, mając na myśli moje
niedawne tarapaty, Pana Boga w roli Muzyki o brzmieniu, harmonii, koloraturze
najpiękniejszej z pięknych. Gdy w Niebie osiądziesz, słuchać będziesz
najrzewniejszego z pień, kryształowych dźwięków, do których prowadzą miejscowe
przedsmaki. Nie może być idealnie, Grzesiu, nie może, ale to nie znaczy, że nie
należy dążyć, zmierzać. Zastanawiam się, czy faktycznie użył takiego
określenia... Słowa księdza Aleksandra przytaczam w parafrazie. To jemu
zawdzięczam solidne przyswojenie wyobrażenia macierzy – ekspozytury wartości
muzyki w Kościele. Owszem, do tego, czym ta muzyka była, czym jest prowadziły
liczne trakty i kontrakty, misy, bisy, kompromisy - przede wszystkim śpiew ze stowarzyszeniem
harfy i wrót, cymbałów dźwięcznych i brzęczących, czyli bezgłośnej plątaninki
wstępującej do Nieba, a czasami jedynie stepującej na podniebiu. Pamiętam wspomnienie
Henryka Mikołaja Góreckiego o muzyce spontanicznego zgromadzenia furmanów
wracających z sianem. Przypominam ten fenomen na podstawie wywiadu radiowego,
jakiego Mistrz Górecki udzielił dziennikarce. Pytanie dotyczyło koncertu nad
koncertami, pani redaktor zależało na tym, aby powszechnie szanowany kompozytor
wskazał i dookreślił współrzędne wydarzenia. Henryk Mikołaj nie zastanawiał się
długo, odpowiedział, jakby z przekonaniem i pewnością głosu: do słuchu i do
serca. Deltę wypowiedzi kompozytora przenikał surowy blask jasności
peryklejskiej; wspomniani instrumentaliści w liczbie kilkunastu (ciekawość skąd
mieli wtendyk skrzypce) wiedzieli, że do Nieba idzie się granią, zdarza się raz
za razem, że zagrać wystarczy. Dobrze zagrać, wtedy się idzie. Górecki opisał zgromadzenie
osiągających Jedność Sensu. Zapewnił Pan Jezus, że gdzie dwóch lub trzech, lub
wielu zgromadzi się w Imię Moje, tam Ja Jestem Pośród. Henryk Mikołaj wspomina,
że zanim uformowano półkole grajków, zaplombowano wioskę furami. Komu zależało,
żeby się jako tako przecisnąć, prześliznąć - trafiał na mur z siana; ale zanim
puści sążnistą frazę, rozanielony stanie czując, że akurat teraz także jego
życie szczególnego sensu nabiera. Na ten widok Serafini musieli reagować, jak
nam się zdarza, gdy ktoś na naszych oczach z wdziękiem daszek ula uchyli, byśmy
mogli podziwiać, jak sobie pszczółki w domku moszczą. Kto śpiewa, ten się podwójnie
modli. Gdy nie masz siły, by się modlić, pamiętaj, że Duch Święty modli się za
ciebie. Co jeszcze? Jest jeszcze coś, znajdzie się bezmiar czynów, tematów,
wątków. A wszystkie jak bukiety. Spośród zagonów obfitego wirydarza wybieram
tytułem podsumowania jeden. I niech każdy oceni jak ważny. Dobrakowski ekran
akustyczny, melodia prehistorycznych wód, kantata przebudzonego deuteru
rozproszyła się, rozpłynęła; z oddali grającej echem wraca klang kosiarki,
odgłos wiatru pochwytującego szprychę żelaznego koła, dźwięk o czystości
różanego mydła, eufonię wszystkiego co jest, co się zdarza: wielką osobność, na
którą z równą intensywnością reagują ludzie, świat zwierzęcy, roślinność.
Osobność, fermata, czytelność, czystość, brzmienie. Jakości rysujących się sekwencji
nie wyrówna śpiew, harmonizacja, odrośl wzruszenia. Czym na tle cudu
mniemanego, euforii obficie dobywanej z powietrza są współczesne pogoteki
przewracarek, ponure, zakurzone techno kombajnów, marne disco rozrzutników…
Kiedyś odgłos klepania na babce słychać było na Tamtym Polu. Że ktoś kiedyś
osełką po żeleziwiu na Podleśnej zagrał, słyszano na Podrędziniu. Rzymie, nie
jesteś ty już dawnym Rzymem. Jedno, czym ci czas żarłoczny nie dokuczył,
wyraża, wypowiada, rozjaśnia melodia gołębich skrzydeł. Niech się znajdzie
wreszcie, kto wyjaśni: dlaczego gołębie w mieście nie pojęły sekretu sztuki
poruszania się z wdziękiem i z dźwiękiem? Czy nie mogłyby chociaż raz, w
imieniu dusz naszych, zagrać na rynku, podwórku jak w Dobrakowie...
piątek, 19 sierpnia 2022
Zawiesiliśmy nasze harfy... refleksje wokół eseju Antoniny Karpowicz-Zbińkowskiej
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
*** Czułego ciepła
*** Czułego ciepła nagich serc w kącikach ust ostygłe łzy bezwietrznej doczekała mgły wydarta otchłani źrenica. Zanim ...
-
Wujek Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty, wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami osiedla. Nie mus...
-
Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie, biorę na świadków, że ch...
-
Ktoś mi to kiedyś wytłumaczy, wytłumaczy tak, że w pięty pójdzie; zanim to jednak nastanie, posłuchaj następującej historii. Za namową ko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz