Wujek
Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty,
wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami
osiedla. Nie musiałem długo Wujka Generała namawiać, by zmodyfikował trasę;
przemieszczamy się aktualnie aleją parkową do ulicy Urbanowicza i dalej po plus
minus w trzech piątych brukowanego łącznika, czynimy sójkę w lewo przed bramą cmentarza.
Odpowiadała nam do niedawna pora Mszy Świętej rozpoczynającej się o 11.00. Po
jakimś czasie nie mogliśmy jednak pogodzić oczekiwań z narracjami adresowanymi
do piętnastki małoletnich szczęśliwców, których rodzice, babcie, dziadkowie
oderwali od smartfonów i przyprowadzili do kościoła. Tak to wygląda; czas
najpierw zakłada nelsona i nie pytając, galopuje. Powzięliśmy postanowienie, że
odtąd będziemy uczęszczać we sprawowanych od 12.30. Obaj żywimy przekonanie, że
jest to najlepszy wybór. W drodze powrotnej wymieniamy serdeczności z Panią Profesor
Lucyną. Wujek Generał, który przed laty wespół ze śp. Ciocią odnosił sukces za
sukcesem jako nauczyciel wuefu Czwartego
LO, zagaja z namaszczeniem na temat licznych zasług niedawno zmarłej Małżonki. „Dawniej
to było…”. Teraz się wspomina. Od tematów się roi, bo przeszłość to matka
historii i ciotka literatury.
W
najbliższym sąsiedztwie Różanki pnie się inwestycja o nazwie: „Totalny kosmos”.
Projekt przewiduje zakończenie przedsięwzięcia na siedemnastej kondygnacji.
Ciekaw jestem, co na to Rzeczywistość i Pospolitość… Moim zdaniem nazbyt
osobliwa doszła w tym miejscu do głosu aspiracja. Chorzów znany z umiarkowanie rosłej zabudowy cieszy się opinią
miasta na ludzką miarę. Nawet pomnik Mickiewicza, co Profesor potwierdził na
piśmie: „podejrzanie mały". Póki się nie zawali, architektura uchodzić
będzie za dziedzinę szczególnie uprzywilejowaną, chętnie wyznaczającą pozycję dyscyplinom
innego typu ekspresji. Mówimy: „szkoła” i myślimy - budynek z ewentualnym
obejściem, mówimy: „kościół” i myślimy o konkretnym adresie w przestrzeni
miejskiej lub wiejskim krajobrazie. Dlaczego o tym piszę? Zamierzam mianowicie dać
wyraz zjawisku z kręgu wyjątkowych. Konstrukcja budynku wymusza technikę
specyficznego wspierania stropów. Ściany kolejnych kondygnacji powstają z wykorzystaniem
metody wlewu. Nic dziwnego, że budujący używają zachłannie solidnych,
metalowych stempli. Projekt generuje
niewyobrażalne koszty. Owszem, po zasiedleniu, takie stemple trafią do punktu,
w którym zostały wypożyczone, ale... Takie stemple podtrzymują nie tylko
stropy. Umacniają również namiastkę przyszłych balkonów. W pierwszym dniu
Nowego Roku wichura rozprawiała się nie na żarty z łuszczycą nocnej
strzelaniny. I o kubaturę zalążka „Totalnego kosmosu" raz i drugi
zahaczyła. W opisanej wyżej konstrukcji dostrzegła gigantyczny instrument.
Wiatr w roli solisty przypominał raczej tragarza – pokornego sługę metafory,
olbrzyma stającego przed komisją powoływaną systematycznie w filharmonii.
Wyobraziłem sobie gremium prezentujące skrypt warunków pracy komuś o sylwetce młodego Andrzeja Gołoty.
Żaden to koncert. Jeśli już to utrzymany w konwencji muzyki konkretnej,
nowej, eksperymentalnej. Ale żadną miarą Knapik, Nowak, Penderecki, Górecki.
Mimo wszystko wciąż drżała wysoka pięciolinia, choć tematu przewodniego nie
uświadczysz, kontrapunktu również, na fermatę natkniesz się ewentualnie tylko
wtedy, gdy się solidnie w zawiłe wsłuchasz. Wyłowiłem fragment z zasobu kręgów
harmoniki, już chciałem się pochwalić Wujkowi Generałowi i Profesor Lucynie bezcennym
znaleziskiem, ale nie podobna czynić tego bez cytatu na podorędziu: metal (osnowa
heavy metalu), pułapka solidnego podmuchu, surowy, gładki beton – najgorsze akustycznie tworzywo i bezmiar imitacji
poprzedzających narodziny prawdziwej gwiazdy, czyli jej wysokości partytury.
Muzyka może być asemantyczna, ale musi opowiadać jakąś historię.
Asemantyczna w znaczeniu: ty słyszysz – rozumiesz to, ja słyszę i rozumiem
tamto; bez obowiązku zapędzania się w konsensusy. Owszem jednoczesne trącanie
strun – stempli wszystkich, przenikliwe tasowanie się skal, spłaszczanie
powracającej fali. Żadną miarą - nikt tego nie uporządkuje. Czy przybliżyłem
wystarczająco charakter „dzieła”, które z impetem wdarło się w wątki
sympatycznej rozmowy? Chciałem to nagrać, w ogóle wszystko bym nagrał,
szczególnie ciszę do odtwarzania w chwilach zachłannego chaosu. Nagrać, ale jak? Mikrofonem smarfona?
Dobrze, ale gdzie stanąć, żeby nie ściągnąć podejrzeń totalnie kosmicznej administracji.
„Dzwony rurowe, Mike Oldfield, rurowe dzwony” – wypowiedziałem zdanie z
szacunkiem należnym zawołaniu Archimedesa. Profesor Lucyna zareagowała na tę
asocjację uśmiechem oznaczającym akceptację. Wujek Generał zaniemówił. Koncert,
wszystkim się zdawało - trwa jeszcze, uważaliśmy za dopełniony. „Totalny
kosmos”, to dopiero: dętka, struny i piszczele. Menażeria, sztukateria -
wyniosłe instrumentarium świata. I napierający zewsząd nieświeży chuch
starego i pobekiwania Nowego.
Zanim
fenomen trafił na warsztat, gdy odezwały się odruchowo zepchnięte wątki,
pomyślałem, że żaden budynek w Chorzowie nie wydobyłby takiego grania i dynamiki
wyrównującej klangor startującego samolotu. Do rozmiaru mrówki maleją przy nim pretensje tak zwanych mocarzy. Nijaczeje jeszcze
bardziej arogancja wyznawców nieprzezwyciężalnej bezradności. Nawet car z Rusi
w kosmiczne zapada milczenie. Totalnie.
Wygląda na to, że w Chorzowie mamy namiastkę organów Hasiora 😊 Kiedyś w tym miejscu było miejsce, gdzie po letnim spacerze, spragniony wpadałem na piwko (albo trzy). Jak wtedy tam wszystko pięknie grało😊
OdpowiedzUsuńHasiora, powiadasz, od treblinek mistrza. Tak, to byłaby siła. Leczy czy starczyłoby, aby to wszystko strzymać, boskiego napoju z kożuszkiem? Pozdrawiam
Usuń