Gdyby wtedy, gdyby wtedy,
mianowicie siedemnaście lat temu, doszło do poczęcia nasze śliczne potomstwo o
płci ustalonej przez Boga wchodziłoby obecnie w doświadczenie kresu dzieciństwa,
mierzyło z progiem dojrzałości, w końcu na nim stanęło, po czym z progu zeszło,
fundując nam chwilę ostrego zrozumienia, gdy się wyrywa z serca: a więc to tak,
a więc to już. Nic z tego. Do poczęcia nie doszło. Zastąpiła je gra, w ramach
której zahaczyłaś biodrem, żebrem, ramieniem krawędź pilota uruchamiając zaprogramowaną
stację, czyhający komunikat. Zamiast wybornego seksu, z którego radość miała
nas nosić i kołysać nami, gardłowe – niepewne: dzisiaj w Krakowie umarł Czesław
Miłosz. Jak to możliwe? - zapytałaś. Jak to możliwe? - odpowiedziałem pytaniem.
Nie miłość zatem a Miłosz, nie życie a śmierć? Nie powinien był. Nie powinniśmy
byli. I dotąd wydaje się: niemożliwe, a jednak dopadła go i opanowała. Żywiłem dotąd niepokorną
myśl: skoro żyje tak długo, to nie umrze może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz