wtorek, 9 czerwca 2020

Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na


Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na przesłanie tego utworu? Rozważ problem i uzasadnij...

            Dialogi pozwalające dokonać projekcji związku scen realistycznych z pierwiastkami fantastycznymi to najbardziej fascynujące i znaczące fragmenty "Wesela" -  pod każdym względem niedościgłego polskiego dramatu. Reprezentatywność scen zacytowanych w arkuszu, pytanie: co je wiąże, co łączy, co uprawomocnia? Opowiedzmy coś o nich. Wesele bronowickie zatacza coraz szersze kręgi, muzyka grzmi nieprzerwanie, spod grzywek wyłaniają się i raz za razem tarabanią konwulsje ogólnej wesołości. Kto tego nie widzi, kto tego nie słyszy, kto tego nie czuje - temu niewesoło. Nikogo bowiem specjalnie nie cieszy widok bezmyślnego korowodu, klepiska, które od czasu do czasu trzeba spryskać zawartością cebrzyka. W gronie Osób postać Poety jest nam już jako tako znana. W jakim celu - to ciekawe - przybył do Bronowic szczęśliwy beneficjent nagłego ożywienia kulturalnego? Kulturalny Kraków, dawna stolica, to wówczas ociosane z wdzięku miasteczko garnizonowe, w którego sercu, w centrum naszych dziejów urządzono profesjonalną stajnię. Zastrzegam: nie mam nic przeciw koniom, nawet tym, które ujeżdżają austriackie komendy. Usytuowanie ich na Wawelu bezprzykładnie zabolało, to zarazem symbol niezasłużonej sromoty. Cios, po którym można się jednak podnieść i otrzepać. Symbolicznie będzie nas dręczyć ów wstyd niewymowny i jako gorszych niż jesteśmy światu ukazywać. Samo myślenie o wolności, stanowieniu o sobie, o podmiotowości w obrębie zgromadzenia narodów uchodziło wówczas za mrzonkę, malignę, fantazję. Wyspiański w "Weselu" zasugeruje realność wzmiankowanych ewentualności, zanim jednak potwierdzi je ostatecznie - zaproponuje wybór, ukaże faktyczne możliwości. Zaproponuje go również nam ważącym dosadność przesłania - uniwersalnego i wieczystego - na szali, którą tradycja interpretacyjna spłaszczyła do rangi "planu realistycznego". W temacie wypracowania to on właśnie sytuowany jest w roli żelaznego punktu odniesienia, metalicznego, spetryfikowanego konkretu. Czy mamy tu do czynienia zatem z ekstrapolacją? Czy autor tematu wypracowania sugeruje, że przesłanie utworu mogłoby się tlić z pominięciem pierwiastka, który warunkuje dramatyczność dzieła, jego sens, motyw, powód, intencję główną,  poboczną, posiłkową? A może temat został sformułowany pod presją czasu albo w ramach konwencji: pijany wymyślił - nietrzeźwy zatwierdził...? Pytam, bo nie wiem, czym uzasadnić fatalnie o autorze świadczący błąd stylistyczny? Porzućmy domysły, bo i tak ich nie rozstrzygniemy. Dość powiedzieć fantastyczność pojawiająca się w "Weselu" należy do najistotniejszych komponentów, wręcz warunków tego dzieła. Znawcy wiedzą, że fantastyczność właśnie stanowi fundament nie tylko przesłania, ale genezy utworu. Zaczęło się od niewinnych zabaw - pytań formułowanych przy stołach biesiady onegdaj w Sukiennicach. Wokół szalało rumiane życie, poniewierało ludźmi odrętwienie, czuło się jakąś potrzebę, czasami nakaz, ale nic z tego nie wychodziło. Mistrz Matejko strzegł iskierki w kominie, a młody Stanisław Wyspiański, syn desperata Franciszka, który na skutek choroby alkoholowej znalazł się za progiem wydolności rodzicielskiej, trafił lepiej niż mógłby sobie wymarzyć. Bezdzietnego małżeństwo, które postanowiło go usynowić, zapewniło mu  nie tylko przetrwanie. Korzystał z dobrodziejstw miejsca, tradycji oraz wszechstronnej opieki ówczesnych gigantów: artystów, uczonych i mecenasów sztuki. Zniewolone beznadzieją miasteczko przeżywało niedawno wielką uroczystość: na Wawel sprowadzono, by królewskim były równe, doczesne szczątki Mickiewicza. Uroczystości pogrzebowe przeobraziły się w wielkie święto narodowej dumy. Jakąś mobilizację stanowczą natenczas dało się odczuć. Poza demonstrowaniem zjawiska wspólnoty ciągnął długi, coraz szerszy korowód ożywienia czytelniczego. Akt ten inicjował modernizm, neoromantyzm, Młodą Polskę. Przyglądał się temu już dojrzały - ciągle młody absolwent Gimnazjum im. Świętej Anny. Przyglądał się w towarzystwie innych dojrzałych już - ciągle młodych. W ich gronie któregoś razu wobec przytomności trzeźwych i nietrzeźwych przyglądał się portretom wielkich bohaterów narodowych zdobiących ściany słynnego lokalu. Przyglądając się zatem portretom bohaterów narodowych w sytuacji batalistycznej, sformułował tyleż mądre, co wyzwalające pytanie: co by się stało, drodzy panowie, gdyby ci państwo z obrazów zeszli ku nam i, po rozpoznaniu sytuacji naszej, z chęcią co powiedzieli. Jaka z ich mowy mogłaby płynąć nauka? Ich wypowiedzi zdominowałyby zapewne sądy krytyczne. Autorytet historii przynagla, by się dawnych błędów wystrzegać, by strzec dróg cnoty, by się w razie czego i w razie jakby śmiało, śmielej do żelastwa porywać. Namawialiby do ofiarowania ojczyźnie pomyślunku, refleksji zakładającej jakąś perspektywę, do odwagi. Jaki taki obraz służby jedności narodu to temat na pojutrze... mamy wprawdzie Bartosza zwanego w kronikach Głowackim, ale temu zadość uczyniono w sąsiedztwie Pałacu Arcybiskupów Kieleckich mogiłę zgrabną usypując. Bohaterowie z obrazów przespali moment romantycznego przetworzenia ustrojowego i cywilizacyjnego; zdaje się nie zauważyli, że egzystencja urodzonych, spadkobierców, zstępnych przebiega zgliszczami wojny światów; wojny, która - szczególnie w Galicji - położyła kres rozczulającej opowieści na temat rzekomej jedności wspólnoty narodowej. Zanim ten mit zasili skarbnicę dziejowych mądrości, rozproszyć trzeba będzie pamięć ran. Niech minie jedno, drugie, trzecie pokolenie...
            Mniej więcej w połowie tego procesu ostrość deklaracji wrogości czy rezerwy stanowej zasadniczo złagodnieje. Już się zawieranie znajomości, a nawet małżeństw szczęśliwych modne stanie. To nie były decyzje od rzeczy. Potomkowie dawnej szlachty, wykształceni światowcy nabierali przekonania, że postępują ścieżką królewską. Małżeństwa zawierane w książęcych kołyskach modelowały na dziesięciolecia państwową rację stanu. Nic tak dobrze nie służy narodowej zgodzie, a wiadomo, że ze zgody bierze się siła, jak wspólna sień, talerze, talarki i powijaki. Świadkiem tej oczywistej prawdy jest Poeta - brat przyrodni Gospodarza. Tradycja zapoczątkowana "Plotką o <Weselu>" Tadeusza Boya-Żeleńskiego wskazuje, że prototypem Poety był Kazimierz Przerwa - Tetmajer (latawiec - czytaj - podróżnik rodem z Ludźmierza) trzydziestopięcioletnia wówczas gwiazda poezji polskiej, ktoś więcej niż sławny, ktoś z zasług nadmiarem. Wyspiański prezentuje go z niewielkiego dystansu, w tej i owej kwestii dopuszcza do głosu, w innej tylko pozwala się odzywać, ripostować. Poeta przyzwyczaił nas do funkcjonowania w równoległych perspektywach; jest przede wszystkim doświadczonym  podrywaczem, któremu jednak ciągle wyrywa się przepióreczka, jest także świadomym, konsekwentnym, poszukującym przedstawicielem artystycznej bohemy, twórcą ze znajomością mechanizmów organizujących pełnowartościową wypowiedź artystyczną. Czasami wiedza wodzi go ścieżkami zawstydzenia. W dialogu z przyrodnim bratem - też artystą - wykłada mętną teorię sposobem swobodnej improwizacji, z której wynika mało albo bardzo niewiele. Poeta w  "Weselu" nie jest ani mocarzem elokwencji, ani skutecznym retorem. Owszem, jest już coraz mniej trzeźwy, coraz intensywniej zatapia się w lepkim smarowidle gęstniejącej nocy. W przytoczonych fragmentach ani myśli dominować, ani myśli przewodzić. Rozmowa z Rachelą prezentuje go w roli biorcy, świadka rozkwitającej wyobraźni, powolnego, urzeczonego słuchacza. Delikatny podryw: "Ach, pani się zarumienia," to wszystko,  na co go stać.  Personą dominującą jest w tej scenie Rachela. Ona decyduje praktycznie o każdym szczególe, nawet o roli, jaką w tym dialogu miałby do odegrania Poeta. Warto wspomnieć, że najcenniejszą zasługą wyobraźni młodopolskiej jest wszędobylska animizacja. Wszystko lub prawie wszystko tam żyje. Dzisiaj gotowi jesteśmy widzieć w tym przejaw konwencji fantastycznej, ale wówczas była to jedna z jej dość często eksponowanych odmian, jaką jest spektakularne ożywianie. Fantastyka europejska to konsekwencja romantyzmu. Romantyzm inspirował się Szekspirem. Szekspir był wielkim wyzwaniem artystycznym Wyspiańskiego, który zgodnie z intencją twórcy "Hamleta" nie szczędził kontaminowania pierwiastków nadprzyrodzonych z jak ostrze szpady zimnym realizmem. Oznaką fantastyczności u Szekspira były budzące grozę epizody z pogranicza światów. Zdarzają się także próby ożywiania (zakrwawiania) przedmiotów. Fantastyka nowożytna kontynuuje koncepcje artystyczne literackich utopii. Zaczyna się najczęściej od gorączkowego podglądania nieba i wydobywania się z dołka, w którym najczęściej lądował urzeczony widokiem. Fantastyka stanowiła muskularne ramię fantazji wypolerowanej pigmentem zdrowego ładu. Dość wskazać rewelacje epoki oświecenia, przywołać na świadka Jonathana Swifta i jego słynne "Podróże Guliwera", by zauważyć, że konwencja fantastyczna to znaczący, spory odprysk wyobraźni alegorycznej. Pierwiastki fantastyczne znajdziemy u romantyków uprawiających wszelkie, jakie są do pomyślenia, rodzaje literackie. Rewelacje Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Jest także Goethe i T. A. Hoffmann. Ożywienia, personifikacje, język osobniczy, nadrealizm oryniczny to znaki szczególne formacji szukającej szerszego oddechu i powiększonego spektrum. W wielu realizacjach tego motywu odnajdziemy próbę nadawania przedmiotom statusu moralnego i symbolicznego. Jeśli mówię w wielu, mam na myśli utwory autorów, których łączy bardzo mało albo nawet nic. Chciałbym zwrócić uwagę na... Dostojewskiego... autora tekstów zebranych w tomie: "Opowieści fantastyczne". Legenda głosi, że powstawały one z potrzeby serca. Ktoś da wiarę? Zwykle dzieje się na odwrót. Zwykle fantastykę jako preferencję przewodnią uprawiają osoby pragnące stabilizacji zawodowej. Popełniają te swoje utworki - potworki dla grosza; zawsze z przewrotną obietnicą: jeszcze tylko dwa dziełka i odtąd pisać będę coś, co przyniesie potwierdzenie talentu. Dostojewski tworzył przeważnie pod pistoletem zobowiązań kreowanych przez wierzycieli, w "Opowieściach fantastycznych" postąpił zgodnie z najświętszą wolą rezydującego w nim demiurga. "Sen śmiesznego człowieka" to wielkie, z dna serca płynące przypomnienie, że naszą powinnością jest i pozostanie rzetelna dbałość o zalegające w nas pokłady dobra. Gdyby to zdanie pokazać bez otoczki fabularnej, brzmiałoby zwyczajnie, prosto jak każde inne. Dopiero w kostiumie i otoczeniu brzmi z właściwą temu poglądowi głębią. Ktoś zapyta, czy trzeba było serwować nam aż tyle? Owszem, trzeba było.      
            Tak sformułowane pytanie postawmy przytoczonym w arkuszu fragmentom "Wesela". To pytanie postawmy "Weselu" i Wyspiańskiemu. W jaki sposób uzasadnić obecność świata fantastycznego w dramacie, twórczości i życiu? Odpowiadając automatycznie i bezrefleksyjnie moglibyśmy się zgodzić, że świat nadrealny wykreowany w procesie twórczym jest lepszy jakościowo i gatunkowo od tego, w którym przyszło autorowi mieszkać. Idealny lub wyidealizowany świat to miejsca ucieczki? Eskapizm nie jest niczym szczególnie nagannym! Czasami bywa jedynym argumentem potwierdzającym godność, samodzielność i odpowiedzialność za siebie i innych. Czasami jednak stanowi przykład tchórzostwa, oportunizmu, konieczności izolowania się czy oderwania od tego co najważniejsze. Jaką zatem rolę w kreowaniu przesłania dzieła mają elementy spod znaku wyobraźni? Przede wszystkim poszerzają i rozjaśniają spektrum. Warto wspomnieć, że "Wesele" to klasyczny "nokturn". Widać mało, słychać więcej. Żeby coś zobaczyć, trzeba się zbliżyć z pochodnią, świecą, łuczywem. Ileż trzeba, by w skąpo oświetlonym korowodzie dostrzec zarys figur świata nadprzyrodzonego. "Wzrok się przyjemnie ułudzi" deklarował młody autor "Ballad i romansów". Czegoś podobnego doświadczał świadek spraw, który nagle zobaczył je w całości w błysku nagłego zrozumienia. Spójność koncepcji, w tym przypadku zdolność widzenia w ciemnościach, przebija rangą najrozmaitsze osobliwości! Język, dialog, hierarchia, konsekwencja zachwycają o tyle, o ile spajają, spinają fakty dostrzeżone w ramach nadprzyrodzonego błysku opowiedzianego i rozpisanego na głosy w ramach sumiennego literackiego przedsięwzięcia.  Przytoczone sceny nie wyłamują się z objęć zastosowanej w utworze koncepcji. Zapobiegliwie osadzony w słomianej pałubie krzew różany staje się na życzenie Racheli koryfeuszem innego korowodu. Rachela przeżywa trudne chwile, coś w rodzaju dramatu odrzucenia, stąd potrzeba - zachęta, by zainicjować działania upowszechniające doświadczenie chaosu. Wiemy, czym się kończy tupet nadrealizmu w "Weselu", znamy również moment początkowy tego procesu. Bramą, przez którą przedostały się widma, pioruny i brzęczenia oraz idealizacje personalne określane przez autora mianem: Osoby Dramatu - jest Poeta. Jako zagadany już przez jedną (Marynę), jako sprawozdawca nierozsądnej koncepcji dzieła artystycznego, kolejny raz, jako zepchnięty w bierność - wbija się coraz bardziej w rolę urzeczonego widokami samej tylko odrębności. To jest ten moment, gdy ktoś niepozorny dotąd (Rachela) przełamuje opór, ramy i granic wyobraźni, żeby się mogły okazać sprawy, jakie nie śniły się filozofom, poetom i walecznym.
            Antropomorficzny kształt Chochoła to figura formalna i porządkująca. Z kawalkady podejrzanych person wyłamie się jedynie Wernyhora. Jego pojawienie się wszystko zmieni. Właśnie - pytanie zasadnicze: co zmieni? Powtórzmy, co zmienią: róg, podkowa, Słowo? Zmienią naturę dyskursu! Do tej pory pogwarki na rozdrożach (realności i nadrealności) miały charakter potyczki. Pojawienie się Wernyhory i pseudo muzyka Chochoła otrzymały rangę aktu świadomości powszechnej. Jeden budzi, intryguje, dyscyplinuje, rozkazuje, przekazuje, znika. Drugi odwrotnie: wdziera się, fałszuje, usypia, stawia stempel, konstatuje własną wygraną. Krzew różany zapobiegliwie przed chłodem snopkiem słomy obstawiony, okutany. Chochoł - przebogata symbolika, którą najrozsądniej acz do czasu radzi sobie elokwencja rezolutnej, jedynie trzeźwej obok Wyspiańskiego, Isi. Wyspiański tej nocy nie pił, zupełnie tak, jakby to, na co patrzy, jakby to, co nagle zobaczył, stało się samym w sobie doświadczeniem upojenia możliwościami Teatru Ogromnego. A może nie pił, ponieważ miał zamiar wszystkich porozwozić po domach, kwaterach? Zaiste, w jakim sensie tego dokonał. Przyszły autor "Wesela" - wystąpił w roli starszego drużby, w pewnej chwili zauważył, jak z miniatury Matejkowskiego "Wernyhory" zstępuje postać tytułowa i wypowiada sakramentalne: "Sława" oraz obiecujące: "Jutro". Od tej chwili objął go rodzaj zachwycenia. Objął go i trzymał do końca marca następnego roku. A miał tak wiele w tych Bronowicach zrozumieć, do tego i owego się poprzyznawać. Na postaciach bliskich znajomych nie zostawia suchej nitki, szczególnie dotkliwie poturbował Poetę, którego koncepcje promujące przywiązanie do tradycji rycerskich uznał za bolesny anachronizm. Kto zna twórczość malarką Wyspiańskiego, ten wie, że wszelkie próby idealizowania podejrzanych "wartości"  kończy esplanada korowodu spod znaku groteski. Rycerz Poety to truchło sprzed wieków. Najwyższa pora odwrócić akcent. Za chwilę witanie jutrzenki.          



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...