Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na
przesłanie tego utworu? Rozważ problem i uzasadnij...
Dialogi pozwalające
dokonać projekcji związku scen realistycznych z pierwiastkami fantastycznymi to
najbardziej fascynujące i znaczące fragmenty "Wesela" - pod każdym względem niedościgłego polskiego
dramatu. Reprezentatywność scen zacytowanych w arkuszu, pytanie: co je wiąże, co
łączy, co uprawomocnia? Opowiedzmy coś o nich. Wesele bronowickie zatacza coraz
szersze kręgi, muzyka grzmi nieprzerwanie, spod grzywek wyłaniają się i raz za
razem tarabanią konwulsje ogólnej wesołości. Kto tego nie widzi, kto tego nie
słyszy, kto tego nie czuje - temu niewesoło. Nikogo bowiem specjalnie nie
cieszy widok bezmyślnego korowodu, klepiska, które od czasu do czasu trzeba
spryskać zawartością cebrzyka. W gronie Osób postać Poety jest nam już jako
tako znana. W jakim celu - to ciekawe - przybył do Bronowic szczęśliwy
beneficjent nagłego ożywienia kulturalnego? Kulturalny Kraków, dawna stolica, to
wówczas ociosane z wdzięku miasteczko garnizonowe, w którego sercu, w centrum naszych
dziejów urządzono profesjonalną stajnię. Zastrzegam: nie mam nic przeciw
koniom, nawet tym, które ujeżdżają austriackie komendy. Usytuowanie ich na
Wawelu bezprzykładnie zabolało, to zarazem symbol niezasłużonej sromoty. Cios,
po którym można się jednak podnieść i otrzepać. Symbolicznie będzie nas dręczyć
ów wstyd niewymowny i jako gorszych niż jesteśmy światu ukazywać. Samo myślenie
o wolności, stanowieniu o sobie, o podmiotowości w obrębie zgromadzenia narodów
uchodziło wówczas za mrzonkę, malignę, fantazję. Wyspiański w
"Weselu" zasugeruje realność wzmiankowanych ewentualności, zanim jednak
potwierdzi je ostatecznie - zaproponuje wybór, ukaże faktyczne możliwości. Zaproponuje
go również nam ważącym dosadność przesłania - uniwersalnego i wieczystego - na
szali, którą tradycja interpretacyjna spłaszczyła do rangi "planu
realistycznego". W temacie wypracowania to on właśnie sytuowany jest w
roli żelaznego punktu odniesienia, metalicznego, spetryfikowanego konkretu. Czy
mamy tu do czynienia zatem z ekstrapolacją? Czy autor tematu wypracowania
sugeruje, że przesłanie utworu mogłoby się tlić z pominięciem pierwiastka,
który warunkuje dramatyczność dzieła, jego sens, motyw, powód, intencję główną,
poboczną, posiłkową? A może temat został
sformułowany pod presją czasu albo w ramach konwencji: pijany wymyślił -
nietrzeźwy zatwierdził...? Pytam, bo nie wiem, czym uzasadnić fatalnie o
autorze świadczący błąd stylistyczny? Porzućmy domysły, bo i tak ich nie
rozstrzygniemy. Dość powiedzieć fantastyczność pojawiająca się w
"Weselu" należy do najistotniejszych komponentów, wręcz warunków tego
dzieła. Znawcy wiedzą, że fantastyczność właśnie stanowi fundament nie tylko
przesłania, ale genezy utworu. Zaczęło się od niewinnych zabaw - pytań
formułowanych przy stołach biesiady onegdaj w Sukiennicach. Wokół szalało
rumiane życie, poniewierało ludźmi odrętwienie, czuło się jakąś potrzebę,
czasami nakaz, ale nic z tego nie wychodziło. Mistrz Matejko strzegł iskierki w
kominie, a młody Stanisław Wyspiański, syn desperata Franciszka, który na
skutek choroby alkoholowej znalazł się za progiem wydolności rodzicielskiej, trafił
lepiej niż mógłby sobie wymarzyć. Bezdzietnego małżeństwo, które postanowiło go
usynowić, zapewniło mu nie tylko przetrwanie.
Korzystał z dobrodziejstw miejsca, tradycji oraz wszechstronnej opieki
ówczesnych gigantów: artystów, uczonych i mecenasów sztuki. Zniewolone
beznadzieją miasteczko przeżywało niedawno wielką uroczystość: na Wawel sprowadzono,
by królewskim były równe, doczesne szczątki Mickiewicza. Uroczystości
pogrzebowe przeobraziły się w wielkie święto narodowej dumy. Jakąś mobilizację
stanowczą natenczas dało się odczuć. Poza demonstrowaniem zjawiska wspólnoty
ciągnął długi, coraz szerszy korowód ożywienia czytelniczego. Akt ten inicjował
modernizm, neoromantyzm, Młodą Polskę. Przyglądał się temu już dojrzały -
ciągle młody absolwent Gimnazjum im. Świętej Anny. Przyglądał się w
towarzystwie innych dojrzałych już - ciągle młodych. W ich gronie któregoś razu
wobec przytomności trzeźwych i nietrzeźwych przyglądał się portretom wielkich
bohaterów narodowych zdobiących ściany słynnego lokalu. Przyglądając się zatem
portretom bohaterów narodowych w sytuacji batalistycznej, sformułował tyleż
mądre, co wyzwalające pytanie: co by się stało, drodzy panowie, gdyby ci
państwo z obrazów zeszli ku nam i, po rozpoznaniu sytuacji naszej, z chęcią co
powiedzieli. Jaka z ich mowy mogłaby płynąć nauka? Ich wypowiedzi zdominowałyby
zapewne sądy krytyczne. Autorytet historii przynagla, by się dawnych błędów
wystrzegać, by strzec dróg cnoty, by się w razie czego i w razie jakby śmiało,
śmielej do żelastwa porywać. Namawialiby do ofiarowania ojczyźnie pomyślunku,
refleksji zakładającej jakąś perspektywę, do odwagi. Jaki taki obraz służby
jedności narodu to temat na pojutrze... mamy wprawdzie Bartosza zwanego w
kronikach Głowackim, ale temu zadość uczyniono w sąsiedztwie Pałacu
Arcybiskupów Kieleckich mogiłę zgrabną usypując. Bohaterowie z obrazów
przespali moment romantycznego przetworzenia ustrojowego i cywilizacyjnego;
zdaje się nie zauważyli, że egzystencja urodzonych, spadkobierców, zstępnych przebiega
zgliszczami wojny światów; wojny, która - szczególnie w Galicji - położyła kres
rozczulającej opowieści na temat rzekomej jedności wspólnoty narodowej. Zanim
ten mit zasili skarbnicę dziejowych mądrości, rozproszyć trzeba będzie pamięć
ran. Niech minie jedno, drugie, trzecie pokolenie...
Mniej więcej w
połowie tego procesu ostrość deklaracji wrogości czy rezerwy stanowej
zasadniczo złagodnieje. Już się zawieranie znajomości, a nawet małżeństw
szczęśliwych modne stanie. To nie były decyzje od rzeczy. Potomkowie dawnej szlachty,
wykształceni światowcy nabierali przekonania, że postępują ścieżką królewską. Małżeństwa
zawierane w książęcych kołyskach modelowały na dziesięciolecia państwową rację
stanu. Nic tak dobrze nie służy narodowej zgodzie, a wiadomo, że ze zgody
bierze się siła, jak wspólna sień, talerze, talarki i powijaki. Świadkiem tej
oczywistej prawdy jest Poeta - brat przyrodni Gospodarza. Tradycja
zapoczątkowana "Plotką o <Weselu>" Tadeusza Boya-Żeleńskiego
wskazuje, że prototypem Poety był Kazimierz Przerwa - Tetmajer (latawiec - czytaj
- podróżnik rodem z Ludźmierza) trzydziestopięcioletnia wówczas gwiazda poezji
polskiej, ktoś więcej niż sławny, ktoś z zasług nadmiarem. Wyspiański prezentuje
go z niewielkiego dystansu, w tej i owej kwestii dopuszcza do głosu, w
innej tylko pozwala się odzywać, ripostować. Poeta przyzwyczaił nas do funkcjonowania
w równoległych perspektywach; jest przede wszystkim doświadczonym podrywaczem, któremu jednak ciągle wyrywa się
przepióreczka, jest także świadomym, konsekwentnym, poszukującym
przedstawicielem artystycznej bohemy, twórcą ze znajomością mechanizmów organizujących
pełnowartościową wypowiedź artystyczną. Czasami wiedza wodzi go ścieżkami zawstydzenia.
W dialogu z przyrodnim bratem - też artystą - wykłada mętną teorię sposobem swobodnej
improwizacji, z której wynika mało albo bardzo niewiele. Poeta w "Weselu" nie jest ani mocarzem
elokwencji, ani skutecznym retorem. Owszem, jest już coraz mniej trzeźwy, coraz
intensywniej zatapia się w lepkim smarowidle gęstniejącej nocy. W przytoczonych
fragmentach ani myśli dominować, ani myśli przewodzić. Rozmowa z Rachelą
prezentuje go w roli biorcy, świadka rozkwitającej wyobraźni, powolnego,
urzeczonego słuchacza. Delikatny podryw: "Ach, pani się zarumienia,"
to wszystko, na co go stać. Personą dominującą jest w tej scenie Rachela.
Ona decyduje praktycznie o każdym szczególe, nawet o roli, jaką w tym dialogu
miałby do odegrania Poeta. Warto wspomnieć, że najcenniejszą zasługą wyobraźni
młodopolskiej jest wszędobylska animizacja. Wszystko lub prawie wszystko tam
żyje. Dzisiaj gotowi jesteśmy widzieć w tym przejaw konwencji fantastycznej,
ale wówczas była to jedna z jej dość często eksponowanych odmian, jaką jest
spektakularne ożywianie. Fantastyka europejska to konsekwencja romantyzmu.
Romantyzm inspirował się Szekspirem. Szekspir był wielkim wyzwaniem
artystycznym Wyspiańskiego, który zgodnie z intencją twórcy "Hamleta"
nie szczędził kontaminowania pierwiastków nadprzyrodzonych z jak ostrze szpady zimnym
realizmem. Oznaką fantastyczności u Szekspira były budzące grozę epizody z
pogranicza światów. Zdarzają się także próby ożywiania (zakrwawiania) przedmiotów.
Fantastyka nowożytna kontynuuje koncepcje artystyczne literackich utopii.
Zaczyna się najczęściej od gorączkowego podglądania nieba i wydobywania się z
dołka, w którym najczęściej lądował urzeczony widokiem. Fantastyka stanowiła muskularne
ramię fantazji wypolerowanej pigmentem zdrowego ładu. Dość wskazać rewelacje
epoki oświecenia, przywołać na świadka Jonathana Swifta i jego słynne
"Podróże Guliwera", by zauważyć, że konwencja fantastyczna to znaczący,
spory odprysk wyobraźni alegorycznej. Pierwiastki fantastyczne znajdziemy u romantyków
uprawiających wszelkie, jakie są do pomyślenia, rodzaje literackie. Rewelacje
Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Jest także Goethe i T. A. Hoffmann.
Ożywienia, personifikacje, język osobniczy, nadrealizm oryniczny to znaki
szczególne formacji szukającej szerszego oddechu i powiększonego spektrum. W
wielu realizacjach tego motywu odnajdziemy próbę nadawania przedmiotom statusu
moralnego i symbolicznego. Jeśli mówię w wielu, mam na myśli utwory autorów,
których łączy bardzo mało albo nawet nic. Chciałbym zwrócić uwagę na...
Dostojewskiego... autora tekstów zebranych w tomie: "Opowieści
fantastyczne". Legenda głosi, że powstawały one z potrzeby serca. Ktoś da
wiarę? Zwykle dzieje się na odwrót. Zwykle fantastykę jako preferencję przewodnią
uprawiają osoby pragnące stabilizacji zawodowej. Popełniają te swoje utworki -
potworki dla grosza; zawsze z przewrotną obietnicą: jeszcze tylko dwa dziełka i
odtąd pisać będę coś, co przyniesie potwierdzenie talentu. Dostojewski tworzył
przeważnie pod pistoletem zobowiązań kreowanych przez wierzycieli, w
"Opowieściach fantastycznych" postąpił zgodnie z najświętszą wolą
rezydującego w nim demiurga. "Sen śmiesznego człowieka" to wielkie, z
dna serca płynące przypomnienie, że naszą powinnością jest i pozostanie
rzetelna dbałość o zalegające w nas pokłady dobra. Gdyby to zdanie pokazać bez
otoczki fabularnej, brzmiałoby zwyczajnie, prosto jak każde inne. Dopiero w kostiumie
i otoczeniu brzmi z właściwą temu poglądowi głębią. Ktoś zapyta, czy trzeba było
serwować nam aż tyle? Owszem, trzeba było.
Tak sformułowane
pytanie postawmy przytoczonym w arkuszu fragmentom "Wesela". To
pytanie postawmy "Weselu" i Wyspiańskiemu. W jaki sposób uzasadnić
obecność świata fantastycznego w dramacie, twórczości i życiu? Odpowiadając
automatycznie i bezrefleksyjnie moglibyśmy się zgodzić, że świat nadrealny
wykreowany w procesie twórczym jest lepszy jakościowo i gatunkowo od tego, w
którym przyszło autorowi mieszkać. Idealny lub wyidealizowany świat to miejsca
ucieczki? Eskapizm nie jest niczym szczególnie nagannym! Czasami bywa jedynym
argumentem potwierdzającym godność, samodzielność i odpowiedzialność za siebie
i innych. Czasami jednak stanowi przykład tchórzostwa, oportunizmu,
konieczności izolowania się czy oderwania od tego co najważniejsze. Jaką zatem
rolę w kreowaniu przesłania dzieła mają elementy spod znaku wyobraźni? Przede
wszystkim poszerzają i rozjaśniają spektrum. Warto wspomnieć, że "Wesele"
to klasyczny "nokturn".
Widać mało, słychać więcej. Żeby coś zobaczyć, trzeba się zbliżyć z pochodnią,
świecą, łuczywem. Ileż trzeba, by w skąpo oświetlonym korowodzie dostrzec zarys
figur świata nadprzyrodzonego. "Wzrok się przyjemnie ułudzi"
deklarował młody autor "Ballad i romansów". Czegoś podobnego doświadczał
świadek spraw, który nagle zobaczył je w całości w błysku nagłego zrozumienia.
Spójność koncepcji, w tym przypadku zdolność widzenia w ciemnościach, przebija rangą
najrozmaitsze osobliwości! Język, dialog, hierarchia, konsekwencja zachwycają o
tyle, o ile spajają, spinają fakty dostrzeżone w ramach nadprzyrodzonego błysku
opowiedzianego i rozpisanego na głosy w ramach sumiennego literackiego przedsięwzięcia. Przytoczone sceny nie wyłamują się z objęć zastosowanej
w utworze koncepcji. Zapobiegliwie osadzony w słomianej pałubie krzew różany
staje się na życzenie Racheli koryfeuszem innego korowodu. Rachela przeżywa
trudne chwile, coś w rodzaju dramatu odrzucenia, stąd potrzeba - zachęta, by
zainicjować działania upowszechniające doświadczenie chaosu. Wiemy, czym się
kończy tupet nadrealizmu w "Weselu", znamy również moment początkowy
tego procesu. Bramą, przez którą przedostały się widma, pioruny i brzęczenia
oraz idealizacje personalne określane przez autora mianem: Osoby Dramatu - jest
Poeta. Jako zagadany już przez jedną (Marynę), jako sprawozdawca nierozsądnej
koncepcji dzieła artystycznego, kolejny raz, jako zepchnięty w bierność - wbija
się coraz bardziej w rolę urzeczonego widokami samej tylko odrębności. To jest
ten moment, gdy ktoś niepozorny dotąd (Rachela) przełamuje opór, ramy i granic
wyobraźni, żeby się mogły okazać sprawy, jakie nie śniły się filozofom, poetom
i walecznym.
Antropomorficzny
kształt Chochoła to figura formalna i porządkująca. Z kawalkady podejrzanych
person wyłamie się jedynie Wernyhora. Jego pojawienie się wszystko zmieni.
Właśnie - pytanie zasadnicze: co zmieni? Powtórzmy, co zmienią: róg, podkowa, Słowo?
Zmienią naturę dyskursu! Do tej pory pogwarki na rozdrożach (realności i
nadrealności) miały charakter potyczki. Pojawienie się Wernyhory i pseudo muzyka
Chochoła otrzymały rangę aktu świadomości powszechnej. Jeden budzi, intryguje,
dyscyplinuje, rozkazuje, przekazuje, znika. Drugi odwrotnie: wdziera się,
fałszuje, usypia, stawia stempel, konstatuje własną wygraną. Krzew różany zapobiegliwie
przed chłodem snopkiem słomy obstawiony, okutany. Chochoł - przebogata symbolika,
którą najrozsądniej acz do czasu radzi sobie elokwencja rezolutnej, jedynie
trzeźwej obok Wyspiańskiego, Isi. Wyspiański tej nocy nie pił, zupełnie tak,
jakby to, na co patrzy, jakby to, co nagle zobaczył, stało się samym w sobie
doświadczeniem upojenia możliwościami Teatru Ogromnego. A może nie pił,
ponieważ miał zamiar wszystkich porozwozić po domach, kwaterach? Zaiste, w
jakim sensie tego dokonał. Przyszły autor "Wesela" - wystąpił w roli
starszego drużby, w pewnej chwili zauważył, jak z miniatury Matejkowskiego
"Wernyhory" zstępuje postać tytułowa i wypowiada sakramentalne:
"Sława" oraz obiecujące: "Jutro". Od tej chwili objął go
rodzaj zachwycenia. Objął go i trzymał do końca marca następnego roku. A miał
tak wiele w tych Bronowicach zrozumieć, do tego i owego się poprzyznawać. Na
postaciach bliskich znajomych nie zostawia suchej nitki, szczególnie dotkliwie
poturbował Poetę, którego koncepcje promujące przywiązanie do tradycji
rycerskich uznał za bolesny anachronizm. Kto zna twórczość malarką
Wyspiańskiego, ten wie, że wszelkie próby idealizowania podejrzanych "wartości" kończy esplanada korowodu spod znaku
groteski. Rycerz Poety to truchło sprzed wieków. Najwyższa pora odwrócić
akcent. Za chwilę witanie jutrzenki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz