czwartek, 2 kwietnia 2020

Ten wiersz dobija do siedemdziesiątki



Ten wiersz dobija do siedemdziesiątki


Czesław Miłosz

            Który skrzywdziłeś

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

             Washington D.C. 1950



Zaprezentowany arcywiersz, pewnie najpowszechniej znany z gigantycznego dorobku poetyckiego Miłosza, to zamaskowany sonet. O tym, czy dany utwór jest, czy nie jest sonetem decydują de facto koneksje matematyczne. Obowiązuje struktura dwudzielna: ekskluzywna oraz inkluzywna, spodziewana proporcja zatrzymała się jednak na terytorium naiwnej mrzonki ściśle oplatające do sponiewierania śmiertelnie poważne kryteria dzieła sztuki. Co z tego, że utwór musi liczyć 14 wersów (ten liczy, zaraz zerwiemy maskę, raptem 13), skoro wynikająca z liczby parzystość wcale symetryczna nie jest. Tradycja rycerska zwykła powierzać kwadryny opisowi. Tercynom pozostawiała część medytacyjną. Sonet to forma, której naczelne zobowiązanie wobec rodzaju ludzkiego dostrzeżono w rzeczowym kojarzeniu części deskrypcyjnej i refleksyjnej. Opis jest przewodnikiem myślenia podejmowanego z perspektywy czułego, wrażliwego podmiotu; medytacji sonetowej nic nie łączy z dziurawieniem wątków w ocienionym zakątku placu zabaw; w sonecie otrzymuje ona ostrogi, prezentuje się na tle, jest opinią wobec. Im ściślej galaretka przylega do budyniu, tym lepiej, tym mniej wobec takiego dzieła wątpliwości oraz dręczącego poczucia, jakoby tekst organizował  strukturę w postaci niemających poważniejszych związków wagoników z węglem, szafą, sianem i ludźmi. Nic podobnego, w dobrym sonecie  najdrobniejszy szczegół waży. Jeśli nie waży, to znaczy, że mamy do czynienia z sonetem w sensie arytmetycznym. Interesujący nas utwór określa się sonetem na wyrost, skrupulanci doliczą się w nim raptem trzynastu wersów. Skoro tak, warunek arytmetyczny nie został dotrzymany... Pytanie: czy aby na pewno? Na pewno został dotrzymany, jeżeli weźmiemy na poważnie onomastyczny i temporalny dopisek. Washington D. C. 1950 to nie lane ciasto; to więcej niż poważna deklaracja. Nie tylko współrzędna miejsca i czasu zapisu, ale wskazanie o charakterze znaczącym. W twórczości Miłosza nie uświadczysz zbyt wielu temu podobnych zapisów czasu i miejsca. Słynny profesor - poeta ze Śląska, który znalazł upodobanie w wiązaniu słowa poetyckiego miejscem i czasem, tej wypracowanej troską osobliwości od noblisty się nie nauczył. Wyłączną zasługą tegoż poety - profesora konstrukcje typu: Bratysława - Żagań - Kołobrzeg, Lublin - Pszów - Katowice itp. Choćby przed tobą wszyscy się kłonili, żadne z podanych skojarzeń nie wniesie niczego do panoramy znaczeń porządkujących i naddanych. Miłoszowy dopisek kompromituje wartość podobnych odnajdywanych pod wierszami innych poetów. U Miłosza przemówił nagle nadprzyrodzony dysponent mocy, głos wolny i wolność reasekurujący. Inni postępują jak typowi skrupulanci, rozmaici ktosie lubiący nade wszystko porządek w papierach. Skoro kwestii tak niepozornej poświęciłem tyle czasu i łąki, co będzie, gdy zwiążę plecionkę tyczących wyższych pięter utworu? Tego pytania nie bierz za kokieterię. Logika otwartych oczu każe w adresacie tego wiersza widzieć bezkarnego masowego ludobójcy z charakterystycznym wąsem. Gdy dojdziemy do enumeracji win tego człowieka, zatrwoży nas banalność jego zbrodni. Śmiech obłapiający cudzą słabość, nędzę, uwikłanie w kontekst historyczny, geograficzny, rodzinny i społeczny uchodzi za  grubiańską niestosowność. Nie można sobie drwić z ludzkich czy zwierzęcych słabości; eksplozja nad krzywdą najmarniej świadczy o tych, którzy się czego takiego dopuszczają. Jakkolwiek wielka byłaby nasze oburzenie, jakkolwiek silne i trwałe deklaracje, by w życiu postępować inaczej, za coś takiego karać nie można. Kodeks cywilny gwarantuje wprawdzie prawo do obrony czci, można na przykład, oskarżając kogoś o zniesławienie, dochodzić praw własnych przed trybunałem, wszelako przestępstwa tak rozumianego nie ściga się z urzędu. Nie można więc za to karać? Mało takich, podobnych temu, widujemy? Ileż to razy słyszy się, że ktoś kogoś hejtem obrzucił albo szyderstwem sponiewierał. Drugi powód odnosi się do zwyczaju tłamszenia poddanych tak, aby dnie i noce żyli w lęku, w bojaźni i z wielkim drżeniem ciała i duszy. Umiejętność skłaniania do określonego zachowania, ściśle do regularnego bicia pokłonów świadczy (dzisiaj) o charyzmie i skuteczności. Jej bezpośrednim skutkiem ma byś taka reorientacja ośrodka decyzji, która pozwoli bezboleśnie nad życie pełnią i w wolności przedkładać oznaki bezpieczeństwa i spokoju. Nie jest żadną tajemnicą, że wśród zewnętrznie sponiewieranych i fizycznie stłamszonych znajdziemy takich, którzy parszywe insygnia władzy mają za nic. Elitę duchowo wolnych otacza, panieruje krąg obłudników, którzy nad niebo wynoszą kult świętego spokoju. Specjaliści od śpiewu i mas doskonale wiedzą, jak się takich do karności przysposabia. Nie zamierzam przedstawiać sposobów; jeszcze by jeden z drugim trafi na te słowa i na ich podstawie dokonał syntezy zbrodniczego modus operandi. O zawodowych przestępcach społecznych, których wizerunkami wypełnia się albo górne regały archiwów, albo korytarze urzędów, niby z jakiego powodu miałbym dbać... Bardziej niepokoi mnie los niezdecydowanych, takich, którzy na poważnie rozstrzygają dylemat: łotrem (ale skutecznym) być, czy kimś absolutnie duchowo wolnym? Dręczonych tego rodzaju wątpliwościami odsyłam do lektur, który treści prywatnie mnie brzydzą. U mnie dobrych rad: jak być draniem pośród innych, nie znajdziesz. Nie wiem czy wiesz, ale spośród jako tako wykształconych wystarczy odsetek o ciężarze napletka, żeby kraj wodotrysków i spławnych rzek zamienić w dom przedpogrzebowy. O wszystkim przesądzi zdecyduje jeszcze jedna osobliwość, mianowicie zbiorowa koncentracja na tym, żeby za wszelką cenę przeżyć. Tę prawidłowość umacnia i porządkuje jeden z najsilniejszych wersów omawianej wypowiedzi poetyckiej. Radzi, że jeszcze dzień jeden przeżyli. Po gehennie okupacji zacytowane zdanie nazbyt ostentacyjnie zrywa więź ze szczęśliwie ocalonymi zakładnikami egzystencjalnego lęku. Nie ma ono nic wspólnego z typowo ludzkim doświadczaniem niepokoju, obaw, strachu. Uruchomiona na wstępie i aktualizowana w każdym wersie boska perspektywa wyznacza status widzenia jasno. Szczegółów nie znam, ale przypuszczam, że główną linię melodyczną wiersza poeta otrzymał w zadatku, że zapisał go tak, jak przychodziła, narastała. Takie poetyckie zadatki otrzymuje się we śnie, czyli poza oddziaływaniem rygorystycznej świadomości. W tym kontekście przewidywane uśmiercanie poety zasila zbiór zadań niemożliwych do wykonania. Giną poeci, tyran zagina na ich szyjach swój śmierdzący palec, zalewa usta wilgotnym gipsem, celuje do nich z ołowiu. Narodzi się nowy - odpowiedzialny kronikarz z zadaniem ponad miarę wytrzymałości i rozsądku. Zapisze wszystko: czyny, rozmowy, nawet pomysły mające w zamiarze krzywdzić innych. Takim poetą może być każdy nawet korzystający z jakich takich profitów religii świętego spokoju, uciekający się do obyczaju instalowania niewielkiej żarówki po portretem tyrana. Sprzeciwia się temu obraz urzeczywistnionego ewangelicznego aforyzmu.  Sznur i gałąź wystąpiły tu w roli symbolu, ale też ścisłej określoności. Zatem znowu matematyka. Po latach Miłosz powie, że walka, której stawką jest życie, toczy się jednak w prozie. Pytanie, czy miał wtedy na myśli swoje książki? Zapewne. Tak, w cytowanym  wierszu stanowczo większą niż gdzie indziej wykazał odwagę. Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...