Ten wiersz
dobija do siedemdziesiątki
Czesław
Miłosz
Który skrzywdziłeś
Który
skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad
krzywdą jego wybuchając,
Gromadę
błaznów koło siebie mając
Na
pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed
tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i
mądrość tobie przypisując,
Złote medale
na twoją cześć kując,
Radzi że
jeszcze jeden dzień przeżyli,
Nie bądź
bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go
zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą
czyny i rozmowy.
Lepszy dla
ciebie byłby świt zimowy
I sznur i
gałąź pod ciężarem zgięta.
Washington D.C. 1950
Zaprezentowany arcywiersz, pewnie
najpowszechniej znany z gigantycznego dorobku poetyckiego Miłosza, to
zamaskowany sonet. O tym, czy dany utwór jest, czy nie jest sonetem decydują de
facto koneksje matematyczne. Obowiązuje struktura dwudzielna: ekskluzywna oraz
inkluzywna, spodziewana proporcja zatrzymała się jednak na terytorium naiwnej
mrzonki ściśle oplatające do sponiewierania śmiertelnie poważne kryteria dzieła
sztuki. Co z tego, że utwór musi liczyć 14 wersów (ten liczy, zaraz zerwiemy
maskę, raptem 13), skoro wynikająca z liczby parzystość wcale symetryczna nie
jest. Tradycja rycerska zwykła powierzać kwadryny opisowi. Tercynom
pozostawiała część medytacyjną. Sonet to forma, której naczelne zobowiązanie
wobec rodzaju ludzkiego dostrzeżono w rzeczowym kojarzeniu części deskrypcyjnej
i refleksyjnej. Opis jest przewodnikiem myślenia podejmowanego z perspektywy
czułego, wrażliwego podmiotu; medytacji sonetowej nic nie łączy z dziurawieniem
wątków w ocienionym zakątku placu zabaw; w sonecie otrzymuje ona ostrogi,
prezentuje się na tle, jest opinią wobec. Im ściślej galaretka przylega do
budyniu, tym lepiej, tym mniej wobec takiego dzieła wątpliwości oraz dręczącego
poczucia, jakoby tekst organizował
strukturę w postaci niemających poważniejszych związków wagoników z
węglem, szafą, sianem i ludźmi. Nic podobnego, w dobrym sonecie najdrobniejszy szczegół waży. Jeśli nie waży,
to znaczy, że mamy do czynienia z sonetem w sensie arytmetycznym. Interesujący
nas utwór określa się sonetem na wyrost, skrupulanci doliczą się w nim raptem
trzynastu wersów. Skoro tak, warunek arytmetyczny nie został dotrzymany...
Pytanie: czy aby na pewno? Na pewno został dotrzymany, jeżeli weźmiemy na
poważnie onomastyczny i temporalny dopisek. Washington D. C. 1950 to nie lane
ciasto; to więcej niż poważna deklaracja. Nie tylko współrzędna miejsca i czasu
zapisu, ale wskazanie o charakterze znaczącym. W twórczości Miłosza nie
uświadczysz zbyt wielu temu podobnych zapisów czasu i miejsca. Słynny profesor
- poeta ze Śląska, który znalazł upodobanie w wiązaniu słowa poetyckiego
miejscem i czasem, tej wypracowanej troską osobliwości od noblisty się nie
nauczył. Wyłączną zasługą tegoż poety - profesora konstrukcje typu: Bratysława
- Żagań - Kołobrzeg, Lublin - Pszów - Katowice itp. Choćby przed tobą wszyscy
się kłonili, żadne z podanych skojarzeń nie wniesie niczego do panoramy znaczeń
porządkujących i naddanych. Miłoszowy dopisek kompromituje wartość podobnych odnajdywanych
pod wierszami innych poetów. U Miłosza przemówił nagle nadprzyrodzony dysponent
mocy, głos wolny i wolność reasekurujący. Inni postępują jak typowi skrupulanci,
rozmaici ktosie lubiący nade wszystko porządek w papierach. Skoro kwestii tak
niepozornej poświęciłem tyle czasu i łąki, co będzie, gdy zwiążę plecionkę
tyczących wyższych pięter utworu? Tego pytania nie bierz za kokieterię. Logika
otwartych oczu każe w adresacie tego wiersza widzieć bezkarnego masowego
ludobójcy z charakterystycznym wąsem. Gdy dojdziemy do enumeracji win tego człowieka,
zatrwoży nas banalność jego zbrodni. Śmiech obłapiający cudzą słabość, nędzę,
uwikłanie w kontekst historyczny, geograficzny, rodzinny i społeczny uchodzi
za grubiańską niestosowność. Nie można
sobie drwić z ludzkich czy zwierzęcych słabości; eksplozja nad krzywdą najmarniej
świadczy o tych, którzy się czego takiego dopuszczają. Jakkolwiek wielka byłaby
nasze oburzenie, jakkolwiek silne i trwałe deklaracje, by w życiu postępować
inaczej, za coś takiego karać nie można. Kodeks cywilny gwarantuje wprawdzie prawo
do obrony czci, można na przykład, oskarżając kogoś o zniesławienie, dochodzić
praw własnych przed trybunałem, wszelako przestępstwa tak rozumianego nie ściga
się z urzędu. Nie można więc za to karać? Mało takich, podobnych temu,
widujemy? Ileż to razy słyszy się, że ktoś kogoś hejtem obrzucił albo
szyderstwem sponiewierał. Drugi powód odnosi się do zwyczaju tłamszenia
poddanych tak, aby dnie i noce żyli w lęku, w bojaźni i z wielkim drżeniem ciała
i duszy. Umiejętność skłaniania do określonego zachowania, ściśle do
regularnego bicia pokłonów świadczy (dzisiaj) o charyzmie i skuteczności. Jej
bezpośrednim skutkiem ma byś taka reorientacja ośrodka decyzji, która pozwoli bezboleśnie
nad życie pełnią i w wolności przedkładać oznaki bezpieczeństwa i spokoju. Nie
jest żadną tajemnicą, że wśród zewnętrznie sponiewieranych i fizycznie stłamszonych
znajdziemy takich, którzy parszywe insygnia władzy mają za nic. Elitę duchowo
wolnych otacza, panieruje krąg obłudników, którzy nad niebo wynoszą kult
świętego spokoju. Specjaliści od śpiewu i mas doskonale wiedzą, jak się takich
do karności przysposabia. Nie zamierzam przedstawiać sposobów; jeszcze by jeden
z drugim trafi na te słowa i na ich podstawie dokonał syntezy zbrodniczego
modus operandi. O zawodowych przestępcach społecznych, których wizerunkami
wypełnia się albo górne regały archiwów, albo korytarze urzędów, niby z jakiego
powodu miałbym dbać... Bardziej niepokoi mnie los niezdecydowanych, takich,
którzy na poważnie rozstrzygają dylemat: łotrem (ale skutecznym) być, czy kimś
absolutnie duchowo wolnym? Dręczonych tego rodzaju wątpliwościami odsyłam do
lektur, który treści prywatnie mnie brzydzą. U mnie dobrych rad: jak być
draniem pośród innych, nie znajdziesz. Nie wiem czy wiesz, ale spośród jako
tako wykształconych wystarczy odsetek o ciężarze napletka, żeby kraj
wodotrysków i spławnych rzek zamienić w dom przedpogrzebowy. O wszystkim
przesądzi zdecyduje jeszcze jedna osobliwość, mianowicie zbiorowa koncentracja
na tym, żeby za wszelką cenę przeżyć. Tę prawidłowość umacnia i porządkuje
jeden z najsilniejszych wersów omawianej wypowiedzi poetyckiej. Radzi, że
jeszcze dzień jeden przeżyli. Po gehennie okupacji zacytowane zdanie nazbyt
ostentacyjnie zrywa więź ze szczęśliwie ocalonymi zakładnikami egzystencjalnego
lęku. Nie ma ono nic wspólnego z typowo ludzkim doświadczaniem niepokoju, obaw,
strachu. Uruchomiona na wstępie i aktualizowana w każdym wersie boska
perspektywa wyznacza status widzenia jasno. Szczegółów nie znam, ale
przypuszczam, że główną linię melodyczną wiersza poeta otrzymał w zadatku, że
zapisał go tak, jak przychodziła, narastała. Takie poetyckie zadatki otrzymuje
się we śnie, czyli poza oddziaływaniem rygorystycznej świadomości. W tym kontekście
przewidywane uśmiercanie poety zasila zbiór zadań niemożliwych do wykonania.
Giną poeci, tyran zagina na ich szyjach swój śmierdzący palec, zalewa usta wilgotnym
gipsem, celuje do nich z ołowiu. Narodzi się nowy - odpowiedzialny kronikarz z
zadaniem ponad miarę wytrzymałości i rozsądku. Zapisze wszystko: czyny, rozmowy,
nawet pomysły mające w zamiarze krzywdzić innych. Takim poetą może być każdy
nawet korzystający z jakich takich profitów religii świętego spokoju,
uciekający się do obyczaju instalowania niewielkiej żarówki po portretem tyrana.
Sprzeciwia się temu obraz urzeczywistnionego ewangelicznego aforyzmu. Sznur i gałąź wystąpiły tu w roli symbolu,
ale też ścisłej określoności. Zatem znowu matematyka. Po latach Miłosz powie,
że walka, której stawką jest życie, toczy się jednak w prozie. Pytanie, czy
miał wtedy na myśli swoje książki? Zapewne. Tak, w cytowanym wierszu stanowczo większą niż gdzie indziej
wykazał odwagę. Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz