Pan Buk
Agacie i Piotrowi
Nazwałem
go: panem Bukiem.
Otoczonego
kołnierzem zmatowiałej kostki
odwiedzam
ilekroć mnie boli.
Również
wtedy, gdym gotów cennej szukać rady.
Zwłaszcza
podczas nawałnic na przekór im milczy.
Dumny wyniosły świadek przetaczania burzy.
Znawcę nieszczęść tak wielu omijają gromy.
Odporny
na rzucane przeciw niemu razy.
Odbija arogancję, tatuaże przekleństw.
Bezradne
ludzkie pięści.
Sześć
go z okładem ramion boleści obejmie.
Nikim,
kto przeciw niemu.
Nie
nikim, kto za nim.
Rozmiarami korzenia wyrównał długość pnia oraz zuchwale
wyniosłej
gałęzi; a słychać, że i czystego
także
liścia na niej.
Zamknął
w sobie urodzaj stu co najmniej wiosen
i
niczym solidny portier oswoił obejście.
Ciekawe,
co działo się w chwili,
gdy
wieniec drobnych żołędzi
otoczyła
subtelność surowego piasku
i
gdy wnętrza żołędzi
zamierzyły
się wespół na zbyt śliskie ramy.
Dobrą
rękę miał pono, kto powierzył ziemi dalsze jego losy.
Także
o moim losie - widać - myślał wtedy.
Znowu
nie takim marnym, skoro mogę, gdy zechcę,
stać
blisko i wzdychać, ogarniać, przysiadać, patrzyć;
dotykać, sycić się, głaskać; panie Buku mówić.
Lub,
przepędziwszy tremę, długi wiersz przeczytać.
Grzegorz Hajkowski, Corona
radiata. Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 2014, s. 19-20.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz