środa, 15 kwietnia 2020

Liryka i historia. Pieśń V z "Ksiąg wtórych" Jana Kochanowskiego


    Pieśń V z "Ksiąg wtórych" Jana Kochanowskiego budzi prawie zawsze refleksję dotyczącą związków literatury z historią narodową i powszechną. Czy te dwie tak ważne dla naszej świadomości dziedziny mogą bezpiecznie funkcjonować obok siebie, łączyć się w spójnym i trwałym uścisku? W jakiej mierze zależą od siebie, w jakiej mierze wzajemnie oddziałują? Utwór Kochanowskiego miałby tu do odegrania rolę absolutnie kluczową i wyjątkową. Można powiedzieć: nie ma innego tak trwale powiązanego z kontekstem historycznym w zasobach pieśni Kochanowskiego; darmo szukać podobnej relacji nawet w obrębie całego dorobku Mistrza z Czarnolasu. Czego to dowodzi? W czym owo założenie mogłoby nam pomóc? Co pozwoli zrozumieć? Pytań, zauważmy, niemało. Mam nadzieję, że odpowiedzi na kilka z nich pozwolą nam zrozumieć ogólne właściwości wątku historycznego w literaturze oraz szczególną specyfikę tekstu literackiego, który po materię świata przedstawionego sięgnął do skarbca nieodległych dziejów. Od razu trzeba poczynić pewne zastrzeżenie: połączenia bywają rozmaite, nie dziwi nas na przykład, że miłośnicy przyrody, stając się poetami, dają chętnie wyraz swojej pasji; szaleństwem byłoby jednak oczekiwać od poetów, aby pod pretekstem tworzenia wyrafinowanych konstrukcji słownych, ścigali się w prezentowaniu zarysu aktualnego stanu wiedzy. W jeszcze większe popadniemy,  licząc, że mistrzowie nauk przyrodniczych w swoich poważnych opracowaniach będą się posługiwać językiem pięknym, wzniosłym, że będą tworzyć komunikaty naznaczone obecnością funkcji poetyckiej, czyli takiej, która kieruje uwagę odbiorcy na tworzywo dzieła, jego uformowanie, kompozycję, bogactwo, walory. W czasach Jana Kochanowskiego świat pisarza i poety daleko i zdecydowanie wykraczał poza wąskie poletka współczesnych specjalistów od sprawnego eksponowania osobistego punktu widzenia. Czy w związku z tym pod adresem twórców podejmujących temat aktualny kierowano specjalną ofertę, propozycję, bardziej lub mniej wyraźną zachętę? Nie wydaje mi się. Historia tego nie potwierdza. Poważni badacze dziejów na poetów się z reguły nie powołują... Czy mają rację? Perspektywa metodologiczna, narzędzia badawcze, funkcje i metody dociekania oraz konstruowania hierarchii faktów wyżej sobie ceni ślad na skorupce rozbitego jajka (obowiązkowo z pieczątką) niż wyrafinowaną amplifikację poetycką. Historycy nie unikają hiperbolizowania faktów, wolą wszelako, zanim coś nowego światu oznajmią, powiedzieć mniej niż więcej. Inaczej postępują poeci, inaczej narratorzy pouczającej haggdy. Kochanowski podejmując wierszem bolesny epizod tatarski zdecydowaną większość sił poświęcił potrzebom politycznym lub wręcz propagandowym. Ponura przeszłość stała się pretekstem rozważań obliczonych na cel. Trudno uwierzyć, aby każdy element propozycji przedkładanej w utworze stanowił faktycznie przejaw poglądów własnych zacnego autora. Z treści wynika jednoznacznie, że Kochanowski musiał działać jeśli nie na zlecenie to przynajmniej w porozumieniu z ówczesną klasą polityczną, czyli obozem władzy. Co jest zatem celem tej wypowiedzi? Jest nim przejrzysty i jednoznaczny apel: szlachetnie urodzony rodaku - opodatkuj się na wojsko. Nadto uczyń to dobrowolnie i hojnie, najlepiej w podskokach. Co ci powiem, to ci powiem, ale ci powiem: brzmi dziwnie znajomo, nawet cienia egzotyki w tym; brzmi tak, jakby się nasz poeta - doctus, a może odwrotnie: doctus - poeta we współczesnych nam akcydensach reklamowych oczytał. Oczywiście nie musiał tego czynić, poznał ten mechanizm na progu świadomych lat. Atmosfera wielkich miast i ciepełko sąsiedztwa pańskich stołów aż nadto wyraźnie wskazywała kierunek, z którego sączyły się nieprzebrane bogactwa potęg tego świata. Głupi nie był, więc wiedział. Sam jednak o wynaturzone obłędem chciwości dobra nie zabiegał. Kąt lada jaki i lada jaki żołd. Mam talent i zdrowie. A i spadek, gdy czas zarządzi, wyhaczę. Czego chcieć więcej?- myśli sobie Jan z Czarnolasu - a tego, by zdrowie dopisywało, dzieci podrosły, urosły, uśmiechem witała mnie żona i żebym rozumu w słusznej sprawie Rzeczypospolitej nie skąpił. Nad wszystkim niechaj pieczołowicie łaską swoją Bóg Ojciec ludzi darzy. W czasach Kochanowskiego, w złotym wieku kultury polskiej, ukształtowały się i skrystalizowały dwie formy życia duchowego. Filozoficzną i teologiczną podstawę pierwszej sformułował Św. Augustyn, autorstwo drugiej jest zbiorowe i przez to bardziej skomplikowane. Augustynowi - świętemu biskupowi z Hippony zawdzięczamy przekonanie, że Pan Bóg nie może zbawić człowieka bez jego udziału. Bóg nie może nas zbawić bez nas. Człowiekowi powinno zależeć na zbawieniu. Mało tego, powinien przedstawić Najwyższemu materialne i uczynkowe dowody swojej woli. Postawę tę określa się mianem heroizmu chrześcijańskiego. Przejawy protoheroizmu zawarte są w licznych epizodach Pisma Świętego. Heroizm stanowi potwierdzenie odwagi, cnoty i godności chrześcijańskiej. Jednym z jego przejawów jest odpowiedzialność za dobro wspólne, na przykład majątek lub zwierzone stado. Druga postawa to kwietyzm. Też się szczyci szlachetnym biblijnym pochodzeniem; postawa taka zakłada bezwzględny prymat Bożej woli nad nawet najbardziej prawym i pobożnym przejawem człowieczej swawoli. Konsekwencja tej teorii u jednych wywołuje jawną trwogę u innych najwygodniejszą wymówkę. Gdybyśmy na siłę pragnęli logicznego uzasadnienia tego poglądu, musielibyśmy dotrzeć do rozważań zacnych teoretyków i praktyków ascezy. Zastanawiające skąd rozkwit tej koncepcji w wieku szesnastym? Do pewnego stopnia, w niewielkim, skromnym wymiarze stulecie to przypomina epokę recyklingu. Zasugerowanym terminem będą się posługiwać przyszli historycy specjalizujący się w opisywaniu kryzysów i dobrostanów naszej epoki. Kwietyzm stał się wygodnym światopoglądem, ponieważ zakładał całkowitą zależność ludzkich pragnień od Bożej prowidencji i omnipotencji. Co się zdarzy, będzie. Oczywiście upraszczam i odrobinę drwię sobie. Drwię sobie, rozpoznając w tej postawie rykoszet teorii predestynacji. którą wśród szlachty polskiej zaszczepili promotorzy pomysłów Jana Kalwina. Od tej teorii zawiśli też szukający u nas tolerancji i zrozumienia arianie, staropolscy pacyfiści - rycerze drewnianego miecza.  

    Kochanowski opowiada się zdecydowanie za postawą heroiczną. Gdybyśmy umieli uniknąć propagandowego naddatku, powiedzielibyśmy, że postawa stokroć cenniejsza od apoteozy rycerskiego czynu. "Samych siebie ku gwałtowniejszej chowajmy potrzebie... " jeszcze czego, już to widzę. Już widzę na przykład polskiego szlachcica oderwanego gwałtem od gospodarskich, flisackich, naukowych potrzeb; dozbrojonego, wyprowiantowanego, stojącego w gotowości. Ówczesny teatr wojenny wymagał wiedzy, karności i szaleństwa. Wymagał nadto, wymagał przede wszystkim środków, obfitego wojennego trybutu, na przykład gwarancji wyposażenia i wyekwipowania chorągwi lub sporych jej zasobów. Przywołana w pieśni "gwałtowniejsza potrzeba" to retorycznie odpowiednik współczesnego: "jesteś tego warta". Kochanowski dobrze wie, jaką ewentualną wartość stanowić by mogła brygada w ciasnych kontuszach. Znikomą - brzmi odpowiedź. Oderwani od pługów  i liczmanów staliby się pośmiewiskiem pola bitwy. Na marsowej szali mogliby zaważyć jedynie jako fundatorzy, mecenasi. Pieśń V zwana potocznie: "O spustoszeniu Podola" zajmuje niekwestionowanie wysoką pozycję wśród tekstów propagandowych, realizowanych w konwencji: wszystkie chwyty dozwolone. W repertuarze tychże znajdujemy amplifikację faktu historycznego. Kto by o nim pamiętał bez Kochanowskiego?       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...