czwartek, 9 kwietnia 2020

Kościółek farny w Dębie


       Kościółek farny w Dębie



Niegdyś długi, szeroki; cegły mu pęczniały
na deszczu, w słońcu więdły, dach odbijał drzazgi.
Obecnie oniemiały, pokurczony dziadek,
ojciec ślicznej dzielnicy, skazanych na topór,
przygniecionej wiaduktem, nutami tranzytu,
nikły, zgasły, nieznany, zapodziany aneks,
wzgardzany, nadal zimne pokazuje oczy,
wystawiony onegdaj, abym i dziś zoczył:
kościółek farny w Dębie, w sąsiedztwie gładkiej,
płytkiej wyrosły rozgwiazdy, gdzie wypada,
gdzie chciałbyś przycisnąć koniecznie,
opodal śmiałych blasków,
które opuszczającym miasto lubią położyć
jęzor na dymiących szybach,
wracającym na śliskie wdrapywać się klapy
i krawędzie lusterek, cęgi bagażników, tudzież,
niegodne wzmianki, lico błotołapu.


Dotąd nie wiesz, rozważasz:
chciałbyś dotknąć paznokciem na ten widok czoła,
następnie, tknąwszy mostka i obydwu barków,
zwinąć na znak zwięzłego umownego amen
smukłą dłoń w mądrze zgrabną lapidarną piąstkę.
Okładasz krótką chwilę przywiane skądś myśli:
wypada to narażać na szwank płynność jazdy?
Jedyną czegoś wartą sztukę przyspieszania?


Grzegorz Hajkowski, Corona radiata. Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 2014, s. 29.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...