czwartek, 20 sierpnia 2020

Wstawaj!

 

Wstawaj! To twoja ostatnia szansa. Przejdziesz ją - pożyjesz, nie uda się – płyń z prądem. Robili, co mogli, by go zniechęcić. Koleżeństwo gapiło się współczująco, ale rzadko podnoszono tę kwestię na forum; praca to nie wczasy, dotąd miewał pod ostre, bardzo ostre górki, wiadomo jak w życiu: podobne przyciąga podobne. Miewał, bywało, mijało, spływało, wypadało, zapadało; w tajnych labiryntach pamięci tasowały się roczniki, sekwencje zgranej talii, nawet gdy spotkał mimochodem podopiecznego sprzed lat i gdy, uwolniwszy kranik emocjonalnej pompki, kierował wątek w stronę surowej osnowy i katalogu bursztynowych okrętów, pytając o kariery kolegów, z którymi rzekomo tamten onegdaj tworzył szlachetną komitywę – odpowiadano mu pogodnym, delikatnym skrupułem, co w osiwiałej wyobraźni zajmującego się przewiązywaniem pomidorów i krojeniem buraków, budziło zachłanną lawinę, pod ciężarem której znikał wysiłek wieloletniej pracy, utrapienia nocy oddanych hieroglifom, odciski długich wieczorów nad książkami, wątpliwej urody kultywowanie faktów wykraczających poza horyzont egzystencjalnej przydatności. Zaiste wstyd, panie psorze, aż tak zasadniczo się mylić, po starej znajomości, na mocy zasług i łask nam przez pana udzielonych, uroczyście w imieniu klasy, ba całego naszego rocznika, ślubuję: zapomnieć, nie pamiętać i przy lada jakiej rozmowie, czy to w przedziale, czy pod lasem, czy na uniwersytecie, za gumnem, na skarpie, pod skarpą publicznie nie wyłuszczać, tusząc, iż musi pan mieć coś z głową, że zawsze pan z głową coś miewał, bo do czego doszło, żeby naszego składu nie móc zapamiętać, imion nie kojarzyć, nazwiska przekręcać. Pomyślałby pan, ja to z zamkniętymi oczami wymieniam jak leci sekwencję zwycięskiej drużyny mundialu 1982 – nazwiska, powiadam panu, z pola i całą ławkę rezerwowych z imionami trenerów odnowy – chwalił się z instynktownie hamowaną ostentacją zmuszony do milczenia, zachęcony do niepamiętania – a pan lewie co pamięta, że zawody te rozgrywano w Hiszpanii. Zapomniałem, faktycznie - rzecze pod własnym nosem profesor – ale musisz przyznać, że pamiętać nie bardzo muszę, bo przecież niczym nadzwyczajnym się nie wykazaliście, żadnej tam u was emocji porządkującej, żadnej siły wektorowej, bierność, niemota, rdza, kamień, omszały pręt - zwyczajne polerowanie siedzisk hali odlotów. Najmniejszej inicjatywy, próżność, nerwowe wyczekiwanie na brzęczączkę megafonu. Tak też można, ale co to za życie!? Właśnie, panie psorze, co z tego komu, że mam porządek w komputerze i każdą zakładkę we właściwym katalogu; zauważyłem, że wyznaję perspektywę, która niczego nie tłumaczy, niczego nie wyjaśnia. Zaiste, uważam – westchnął w myślach profesor – że powinno się szukać nade wszystko tego, co poginęło, to jest prawdziwe życie, a nie: kupujesz kąsek pola, trzy ruchy szpadlem i od razu perła. Bo my byliśmy tacy, no nie wiem, tacy jacyś … porządni. Tacy… hmm… bez właściwości. 

Wstawaj, pójdziesz tam, gdzie się rozlega melodia dawnych bohaterów, robiłem, co  w mocy, by przysposobić ci lepszych. Pomyśl o tych, których tam zastaniesz, na ich czołach wycisnąłem znak Mój i drzwi na oścież szeroko przed każdym z nich zostaw, bo zamykać nie twoją kompetencją, nie do ciebie należy przemieniać a współczuć. Jak dalece ci się to uda, tak głęboko ugruntuje się łaska. Spójrz wreszcie na nich ze współczuciem, twoja ostatnia szansa, reszta to konfetti chybionych pomysłów, drobnoustroje rojeń, glutów i wymazów. Ruszaj!

          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...