czwartek, 2 stycznia 2025

Z pamiętnika bibliotekarza

 

"Mówił, że konkurs nie miał żadnego sensu, bo regulamin był tak przygotowany, że o wszystkim i tak decydował inwestor.

- Jest to oburzające - podsumował Terlikiewicz - na całym świecie konkursy architektoniczne organizuje się po to, by wyłonić najlepszą koncepcję i potem ją realizować. Myślałem, że tak jest i w Polsce..."

Zacytowałem wypowiedź syna mojego Przyjaciela Romana - jasnego punktu ze szkatuły zawodowych sekretów. Po uzyskaniu solidnego wykształcenia stanął wobec perspektywy pracy w Wiedniu. Jego ojciec odwiedzał mnie często w bibliotece, gdzie mógł liczyć na wdzięczność, podziw i rozmowę. Heroizm Romana wspominam z rozrzewnieniem. Sam tego chciałeś, Romuś - wykształciłeś solidnie, nauczyłeś fruwać, to się nie dziw, że się wzbił wysoko.

Odwiedzał mnie przeświadczony, że dary, które gromadził i formował od lat, przyniosą roztargnionej młodzieży czytelniczą nieopisaną frajdę. Nie podzielałem entuzjazmu Romana. Pewnego razu zwierzył się, że ze scalonymi przez introligatora rocznikami miesięcznika "Poznaj świat" wspina się na wysokie drugie piętro z nakazu żony. 

- Po co ci to Romuś, po co - tylko miejsce zabierają - oddychać przez to normalnie nie mogę. Wynieś to na śmietnik...

- Na śmietnik Misiaczku? - przecież to skarby są prawdziwe, wszystko od pierwszego numeru ułożone. Takie coś na śmietnik?

- Na śmietnik, Romku, nie chcę na to patrzeć, jak tego nie wyniesiesz, to sama się z pluskwą rozprawię.

- Ale tobie zabronił lekarz.

- Tego mi nie zabronił.

- Mogę cię zapewnić, że w żadnym chorzowskim domu takiej kolekcji nie znajdziesz.

- Gadaj zdrów, nie mam zwyczaju szlajać się po cudzych domach. Mąż oferma i syn wyjechany wystarczy. Po co mi kłopoty. "Poznaj świat"  albo "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" i patrz, jaki rezultat. Gazetki podsuwałeś i zobacz - prowincjonalny ekspercie. To wszystko twoja wina...

- Moja? Przecież sama chciałaś, żeby się uczył, kształcił, rozwijał. Żeby kolegów miał dobrych i środowisko porządne.

- Coś mi się wydaje, Romku, żeś się nad miarę rozochocił. Owszem, chciałam, ale nie aż tak, żeby do Wiednia wyjechał...

- Wiedeń to stolica Austrii, kraju katolickiego, czego chcesz, do kościoła chodzi, rodziców odwiedza...

- Mógłby częściej.

- Kiedy to daleko. Poza tym kto by go z takim talentem u nas zatrudnił. Po roku by się rozpił, po dekadzie zmarnował.

- Bym mu dała, niechby spróbował.

- Misiaczku, ty wiesz, też bym na to nie pozwolił, gdyby do czegoś podobnego miało przyjść…

 

Rozmowa wywiedziona z wyobraźni, uszyta z tworzywa, które jakimś cudem przechowała pamięć; Roman zachwycał polszczyzną, godną mowy najbardziej elokwentnych przedstawicieli elity  adwokackiej i akademickiej, domagała się uwagi zdolnej gasić stupor przypalonego nastroju. Zatem nie do najbliższego zsypu, nie pod wieczko bezdusznego kubła, ale do biblioteki trafiły introligatorskie artefakty z gronami bezcennego wnętrza. One wszystkiemu winne. Winne, że Staś wertował zachłannie strona po stronie, a potem - zainspirowany treścią – ukartował projekt opuszczenia matki, ojca i wyjechał do Wiednia. Było nie było wybrał się w kosmos. Roman - ojciec, który wódeczki sobie odmawiał, żeby na introligatorski obstalunek nie pożyczać, żegnał się stopniowo, kropla po kropli, z przyczyną (nic na to nie wskazywało) zgryzoty, która poprzedza rozkwit najpoważniejszego z pytań.

 

Nie wypada tej kwestii rozstrzygać twierdzeniem, trzeba ją wyartykułować pytaniem. Najbliżej celu znalazł się nieoceniony, nieodżałowany Stefan Szymutko - profesor z miasta, w którym po dziś dzień największą atrakcją pozostaje studnia trzech cesarzy. Filolog, w istocie poeta fraz i próz, zapytał: "Dlaczego zatem, panie Leibniz, istnieje raczej nic niż coś, nic niż coś, panie Heidegger"?     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

*** Czułego ciepła

  ***   Czułego ciepła nagich serc w kącikach ust ostygłe łzy bezwietrznej doczekała mgły wydarta otchłani źrenica.   Zanim ...