wtorek, 21 lutego 2023

Światowy Dzień Języka Ojczystego

 

    W ustanowieniu przez UNESCO Światowego Dnia Języka Ojczystego odnajdujemy gest bezwzględnej oceny bestialstwa aparatu zniewolenia i represji. Po czterdziestu siedmiu latach przypomniano tragedię pięciu studentów z Bangladeszu, którzy wespół z innymi demonstrowali pragnienie przywrócenia mowie bengalskiej statusu języka urzędowego. Czy świat widział heroizm podobnej skali? Kto chciałby, kto miałby odwagę umierać za język? Czy zawsze trzeba krwi, by ratować narodową tożsamość? Pytania formułuję jakbym na ułamek chwili zapomniał o polskich marzeniach i polskiej drodze do wolności. Pamiętam powtarzany z uporem komunał, że pisarze polskiego oświecenia licytowali się w piętnowaniu języka poprzedników. Robili z tym czymś porządek wg reguł osiemnastowiecznej prakseologii, używali szufli, na której można było znaleźć obok artefaktów  gadulstwa, dowodów intelektualnej i moralnej podrzędności najprawdziwsze diamenty, szmaragdy, brylanty, perły. Z jakimż entuzjazmem, zakładam taki przebieg zdarzeń, żegnały kosmopolityczne figury wyładowane po szczyt burty kibitki uwożące stosy pism niezgłębionych i nieczytanych z racji braku atrybutu nowoczesności. Kibitkę uruchomiłem nieprzypadkowo, nic bardziej złowrogiego (poza klęskami osobistymi) nie mogło spotkać równie ambitnej, wyrywnej co naiwnej patriotycznej młodzieży romantyzmu wstępnej fazy. Kibitki uwożące księgi, druki, manuskrypty chroniła na wozie do osobliwego celu przystosowanym wilgotna z stron obu plandeka. Wozacy dostrzegali w wywożonych księgozbiorach wartości śladowe; najczęściej doceniali je wówczas, gdy jedna z osi złowieszczego wehikułu grzęzła w błotach szczerego pola. Co innego las, tam wiatrołomów pod dostatkiem, wypada zawczasu pomyśleć o  zapasie, co czynili najbardziej rozsądni lub zobowiązani, by przyjechać z „czymś”. Kładli zatem łupinę wiatrołomu, gdzie się zabezpiecza  wałówkę, wodę, paszę. Gnali własnym tempem, ile pary w pęcinach na wschód. Dziki wschód, złodziejski i bezwzględny, bardzo, bardzo dziki wschód.  W razie konieczności posiłkowano się podnoszonymi w lesie kłodami. W trudnych warunkach nawet bardzo oszczędny rozrzutnym się zdaje i bisko dwupiętrowy stos migiem w błotach pogrąży. A gdy zabraknie wina, a gdy zabraknie runa co większe foliały, by się nie rozdrabniać, podkładano. Przesądzony losie dzieł solidnych, oprawianych drogo. A za księgami przez błota imperium snuły się kibitki z ludźmi lub z zatwierdzonym w siedzibie cara ciężar prowiantu  na dźwigających  – człowiek za człowiekiem – gruby aresztancki łańcuch. Uruchomiliśmy wspólnotę dzięki językowi. Za sprawą poezji!, literatury!, nauki spoiwo stało się jej częścią. Przełom osiemnastego i dziewiętnastego  wieku był świadkiem batalii o język, w ramach której wyprowadzono go gasnących, wyludnionych salonów i sal uniwersyteckich, poddając obowiązkowi przenikania obszarów nieskompromitowanych, wolnych, arcyludzkich. Czy w kontekście robaczywej perspektywy nie powinniśmy zdobyć się na odwagę i poszukać zgrabnych i wydolnych łódeczek, choćby papierowych, w języku? Dni takie jak ten prezentują sformułowane przed chwilą  pytanie wspólnotom narodowym, by podjęły refleksję, by trwały i przetrwały.     

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...