Kici – kici, kici – kici.
Biały, naniesiony brudem
strażnik dzielnicy,
zatrzymał się westchnął
objął dziecko w sobie
ziewnął i… dawaj szparką
deptać świeży kurz i sadzę.
Ta
historia, ta obserwacja, pełne zdrowej ciekawości oczekiwanie na frapujący suspens,
mogłaby się zdarzyć wszystkim i każdemu, hen za lasem, hen za chmurą, ale także
po blisku albo tam gdzie Achim Blaski mo plac. Wszystkim i każdemu. Łatwo
powiedzieć, jeszcze łatwiej wyodrębnić coś ciekawego, szczególnego spośród
tysiąca tysięcy zdarzeń w obrębie okoliczności. Owszem, wszędzie i każdemu, ale
kto i gdzie pozwoli rozumowi swawolić do tego stopnia… Czy nie ma innych zajęć,
innych zawirowań, potknięć na prostej drodze. Co zrobić, kiedy innych zajęć nie
ma, zamiast wiru jasna i nocą ulica, nawet trotuar ciepły przestał łkać nad sobą,
czyli tragicznym losem deptanego. A może jest jeszcze inaczej; może jest normalnie,
czyli wszędzie jak u siebie w domu i ogrodzie. I to właśnie najbardziej
zastanawia. Faktycznie, zastanawia, ale co konkretnie… brak formalnego
wykształcenia zwierząt i przedmiotów, flory i roju. To zupełnie bez znaczenia, z
czymś takim zwierzęta, przedmioty, flora i rój przychodzą o sobie zaświadczyć, przychodzą
potwierdzić nieformalny związek przynależności do gromady i gatunku. Nagłe
zrozumienie symetrii i asymetrii nakładających, stycznych i odpychających się linii
losu, linii życia, Sławka, Sławy, Bratysławy. Sploty o nazwach precyzyjnych i
wyniosłych, ściegi splądrowanych gościńców, rozproszone uskoki azteckiej okarynki. W jednej chwili – razem. I
nawet ty należysz do tego co się wyłoniło nagle, albowiem twój głos, twój cień,
twój zapach modeluje agendę jakiego takiego porządku. Bez ciebie byłoby
inaczej. Czy wiesz, że powinienem był zastąpić tym zdaniem obfitość przeskakującej
z podmiotu na orzeczenie syntaktycznej pasmanterii? Bez ciebie byłoby inaczej. Powiedziało się,
ale co z tego, co przywołuje, co wskrzesza wyciśnięty, zmieszany sok tego
stwierdzenia. O kogo ci chodzi? O mnie niby? Przecież mnie nie znasz, zapewne
nie poznasz. W związku z tym czytaj, jeśliś ciekawy wspomnienia chwili, która
znalazła upodobanie w rozkochiwaniu cię w życiu. Jeżeli
już musisz jechać, czyń to w otwartości na ewentualność wyodrębnioną w wierszu.
Najpierw chcesz koniecznie sprawdzić, czy lizboński kot zna choćby po wierzchu
język jego polskich sióstr i braci. Oczywiście, czymś takim głaszcze się futerko
każdego kotka. Nachodzenie i zagadywanie rzeczywistości, która zachowuje się
tak, jakby czekała na ciebie od fundamentów zaistnienia, wyzwolą wkrótce
zapadnię ludojadki. Uważaj, by się nie okazało, żeś w jakim takim niby czymś
przepadł na amen i że nawet gdybyś powstał, nie wyniesiesz stamtąd marnej
kosteczki. Ileż to razy odzywam się, a potem żałuję. Dziwisz się? A owszem. Tym
razem odpowiem pytaniem: ale czy tylko ja żałuję, czy tylko ty? Z drugiej
strony, czy nie wydaje ci się, że nasza mowa zaklepuje odwiedzane terytoria? Brak
słownej reakcji oznacza diagnozę wypełnioną po brzegi strachem. Teraz już wiesz,
co się stało. Cudowne urządzenie świata trzeba było wziąć na linkę, imputując nawet
ideałowi podleganie prawu powszechnego ciążenia.
Kot zatrzyma się, przeciągnie się po kociemu, i choć brwi nie zmarszczy, przystanie,
stłumi coś i zanim znajdzie się za kocią wyrwą we wrotach, zamyśli się i
westchnie: gdzie ty tu świeży kurz widzisz, gdzie ty tutaj sadzę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz