czwartek, 30 czerwca 2022

Sto jedenaście

 

Sto jedenaście. Trzy jedynki. Trójca. Liczba, która zobowiązuje. Do czego konkretnie? Do wyznania, że w osobie Czesława Miłosza (utalentowanego wszechstronnie) rezyduje, niezależnie od innych talentów, wyjątkowy zdolniacha. Najwyższa pora przypomnieć, że Miłosz to znakomity tłumacz... Gdy ukończył sześćdziesiątkę, za namową przyjaciela - księdza Józefa Sadzika, odnalazł się w roli tłumacza fragmentów "Pisma Świętego". Wydany w Znaku kodeks pt. "Księgi biblijne" przybrał postać dla owadów straszną a dla gryzoni złowieszczą. Po ciemku moglibyśmy ten tom pomylić ze "Zbiorem encyklik wszystkich" albo "Katechizmem", a przecież, ktoś rezolutnie zauważy, jak się owo dzieło translatorskie Miłosza do całości kanonicznego Objawienia? Rodzi się instynktownie pytanie: dlaczego na przykład tylko Ewangelia wg Św. Marka? Czy dlatego, że najkrótsza? A może Miłoszowi zależało na wyeksponowaniu prześcieradła, o którym pisze wyłącznie Marek - porte parole Św. Piotra. Tłumacząc tylko Ewangelię wg Św. Marka, to moje niepozbawione logiki wyjaśnienie, usiłował się zmierzyć z problemem, któremu na imię Piotr - drugi syn poety. Argumentem poświadczającym fakt, że Miłosz nie stroni od ksiąg wymownych i obszernych jest przekład "Księgi Psalmów". Na etapie poprzedzającym właściwą pracę translatora, przechodzi intensywny kurs hebrajskiego. Odbywa solidną kwerendę źródeł i dokonań poprzedników. Szczególnie mocno fascynuje go "Psałterz puławski". Zdaniem Miłosza to nie tylko zabytek, który należy skrzętnie przechowywać pod szkłem. Ten przekład to czytelnicze wyzwanie... zdaniem Miłosza jest zbiór Psalmów składających się na puławski rękopis to stan i przejaw najbardziej optymalnego wariantu języka, w którym został zapisany. Zachwyt przejmuje na wieść, że tłumacz lub tłumacze tej Księgi czuli radość korzystając z tak specyficznego przywileju. Tworzywo, czyli ówczesna polszczyzna, było wg niego/nich podejrzanie nowoczesne. Pomyślelibyście... Miłosz postępuje inaczej, ceni język średniowiecznego przekładu a zarazem staje w szranki z translatorską moderną Czego więc chce, na czym mu zależy? Na tym, by Psalmy brzmiały po polsku tak jak w oryginale. W związku z tym będzie się musiał zdobyć na stworzenie tekstów pozostających w konflikcie z przejawami leksykalnej, syntaktycznej i stylistycznej moderny. Celowanie w diapazon archaiczny osłabiłoby powagę i wymowę tekstów świętych. Należy znaleźć kompromis pełen sensu i naturalnej łagodności. Ogniwo pośrednie dostrzegł w przekładach Izaaka Cylkowa - Żyda żyjącego w Białymstoku w drugiej połowie dziewiętnastego i pierwszej połowie dwudziestego wieku. Cylkow tłumaczył księgi biblijne z własnego na cudzy. Miłosz postępuje inaczej, bo zadania się zmieniły. Z nowoczesnej pracowni Miłosza wyszedł na światło dzienne dowód szczęśliwie ocalonej giętkości języka. W tekstach tych darmo szukać translatorskiej brawury. Dąży się w nich do tego, aby mogły zyskać status wiarygodnego towarzysza modlitwy Psalmami. Jako uczestnik Wspólnoty 1 W 1 rozważam w tym tygodniu słowa Psalmu oznaczonego numerem pierwszym. Czy ta zbieżność  nie powinna dać nam do myślenia? Mnie daje. Jeszcze jak. I to jak bardzo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...