Sto jedenaście. Trzy jedynki.
Trójca. Liczba, która zobowiązuje. Do czego konkretnie? Do wyznania, że w
osobie Czesława Miłosza (utalentowanego wszechstronnie) rezyduje, niezależnie
od innych talentów, wyjątkowy zdolniacha. Najwyższa pora przypomnieć, że Miłosz
to znakomity tłumacz... Gdy ukończył sześćdziesiątkę, za namową przyjaciela -
księdza Józefa Sadzika, odnalazł się w roli tłumacza fragmentów "Pisma
Świętego". Wydany w Znaku kodeks pt. "Księgi biblijne" przybrał
postać dla owadów straszną a dla gryzoni złowieszczą. Po ciemku moglibyśmy ten
tom pomylić ze "Zbiorem encyklik wszystkich" albo
"Katechizmem", a przecież, ktoś rezolutnie zauważy, jak się owo
dzieło translatorskie Miłosza do całości kanonicznego Objawienia? Rodzi się instynktownie
pytanie: dlaczego na przykład tylko Ewangelia wg Św. Marka? Czy dlatego, że
najkrótsza? A może Miłoszowi zależało na wyeksponowaniu prześcieradła, o którym
pisze wyłącznie Marek - porte parole Św. Piotra. Tłumacząc tylko Ewangelię wg
Św. Marka, to moje niepozbawione logiki wyjaśnienie, usiłował się zmierzyć z
problemem, któremu na imię Piotr - drugi syn poety. Argumentem poświadczającym
fakt, że Miłosz nie stroni od ksiąg wymownych i obszernych jest przekład
"Księgi Psalmów". Na etapie poprzedzającym właściwą pracę translatora,
przechodzi intensywny kurs hebrajskiego. Odbywa solidną kwerendę źródeł i
dokonań poprzedników. Szczególnie mocno fascynuje go "Psałterz
puławski". Zdaniem Miłosza to nie tylko zabytek, który należy skrzętnie
przechowywać pod szkłem. Ten przekład to czytelnicze wyzwanie... zdaniem
Miłosza jest zbiór Psalmów składających się na puławski rękopis to stan i
przejaw najbardziej optymalnego wariantu języka, w którym został zapisany.
Zachwyt przejmuje na wieść, że tłumacz lub tłumacze tej Księgi czuli radość
korzystając z tak specyficznego przywileju. Tworzywo, czyli ówczesna
polszczyzna, było wg niego/nich podejrzanie nowoczesne. Pomyślelibyście...
Miłosz postępuje inaczej, ceni język średniowiecznego przekładu a zarazem staje
w szranki z translatorską moderną Czego więc chce, na czym mu zależy? Na tym,
by Psalmy brzmiały po polsku tak jak w oryginale. W związku z tym będzie się
musiał zdobyć na stworzenie tekstów pozostających w konflikcie z przejawami
leksykalnej, syntaktycznej i stylistycznej moderny. Celowanie w diapazon
archaiczny osłabiłoby powagę i wymowę tekstów świętych. Należy znaleźć
kompromis pełen sensu i naturalnej łagodności. Ogniwo pośrednie dostrzegł w
przekładach Izaaka Cylkowa - Żyda żyjącego w Białymstoku w drugiej połowie
dziewiętnastego i pierwszej połowie dwudziestego wieku. Cylkow tłumaczył księgi
biblijne z własnego na cudzy. Miłosz postępuje inaczej, bo zadania się
zmieniły. Z nowoczesnej pracowni Miłosza wyszedł na światło dzienne dowód
szczęśliwie ocalonej giętkości języka. W tekstach tych darmo szukać
translatorskiej brawury. Dąży się w nich do tego, aby mogły zyskać status
wiarygodnego towarzysza modlitwy Psalmami. Jako uczestnik Wspólnoty 1 W 1
rozważam w tym tygodniu słowa Psalmu oznaczonego numerem pierwszym. Czy ta zbieżność nie powinna dać nam do myślenia? Mnie daje.
Jeszcze jak. I to jak bardzo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz