sobota, 3 lipca 2021

Bliźniak... od blizn

 

Zawsze mnie zastanawiało, skąd Jezus Zmartwychwstały wiedział, jakiego rodzaju deficyt umościł sobie w sercu Tomasza Apostoła z przydomkiem Didymos… Tam od razu w sercu. Serce podpowiadało i rozgrzewało poczucie, że nasz bohater wraz z innymi członkami osobliwego kolegium uczestniczy w dobrych zawodach, słynne: pójdźmy więc, aby i nas ukrzyżowano nie mogłoby wyjść z człowieczego wnętrza, jeśli wprzódy nie kotwiczyłoby w  sercu. Ze świętym Tomaszem Apostołem wiążą się i kojarzą bogate konteksty. Przypisują mu autorstwo najsłynniejszego apokryfu. Czy zdajecie sobie sprawę z powagi tego przypomnienia? Tomasz był brany pod uwagę jako pełnoprawny kandydat na Ewangelistę. Gdyby mu przypadł w udziale ten zaszczytny tytuł, scena, którą odsłania dzisiejsza perykopa, byłaby co najwyżej jedną z wielu. Powiadają o Tomaszu: „niewierny”. Rzeczywiście, gdyby znano faktyczne znaczenie przytoczonego epitetu, podobnej nieścisłości zapewne nikt by nie ryzykował. Ludowa tradycja, zgodnie z treścią obserwacji zaktualizowanej przez Sienkiewicza, staje się u nas prawem. Klamka zapada. Koniec – kropka. A przecież z „niewiernością” Tomasz ma wspólnego tyle co nic. Owszem, jest: uparty, dociekliwy, nieufny. Owszem, jest, ale kto z tych cech będzie skłonny upleść wianuszek mankamentów, wstydliwości, nieprzezwyciężalnych wad charakteru? Zapewniam: nikt rozsądny. Wręcz przeciwnie, z wymienionych, jakby nie było, rodzą się wdzięczne dowody bezkrwawego postępu, towarzyszą im dobre myśli, szlachetne intencje; skutkują udanymi rozwiązaniami. Uwielbiam, aczkolwiek z rezerwą, naturalny, surowy radykalizm Tomasza, tę część jego natury, w której szczególnie upodobała sobie Łaska. Pan Jezus wiedział, że spośród zgromadzonych w Wieczerniku jedynie Tomasz nieomal natychmiast ruszy do ewangelizacji, zaniesie orędzie o Chrystusie najdalej i przyjmie doświadczenie męczeństwa z odwagą, z jaką inni przyjmują błogosławieństwo pokoju. To musiało być niezwykłe widzieć Tomasza w akcji, w roli mobilnego fundamentu pierwszej Wspólnoty. Dotknąć Ran. Tego nas uczy, tego od nas wymaga Chrystus, któremu nikt przecież nie przekazał na stronie: wiesz jeden z naszych, Tomasz mu dano, wątpi, potrzebuje dowodów; rozumiesz: zrób coś, gdy się znowu zjawisz, żeby w Ciebie uwierzył, żebyś go przekonał, bo nasza mowa, choćbyśmy unisono wyznanie złożyli na opór trafi. To jest – rozumiesz  - konkreciarz, więc nie dziw się próbie, jakiej zechce Cię poddać - Panie. Owszem, nikt czegoś takiego Jezusowi nie mógł powiedzieć. W niczyjej głowie tego typu słowa. Skąd zatem Jezus wiedział, co gryzie Tomasza z przydomkiem Didymos? Wiedział, wiedział doskonale zanim Tomasz został ukształtowany w łonie, zanim go powołał i uczynił apostołem. Dużo ciekawsze okazuje się pytanie: dlaczego wiedział? Scena z Tomaszem uchodzi za najsłynniejszą w Biblii Epifanię. Nadano jej walor podkreślający, wzmacniający i uświęcający epizody pojawiające się wcześniej; chodzi przede wszystkim o rangę Ośmiu Błogosławieństw sformułowanych podczas Kazania na Górze podczas wstępnej fazy Pana Jezusowego nauczania. Św. Jan Ewangelista cytuje nie tyle treść poszczególnych tytułów co klauzulę syntaktyczną, która je precyzuje i dookreśla. Cytuje również zawarty w niej paradoks: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Jezus podkreśla z naciskiem (SIC!), że życie z wiary umacnia  doświadczenie nieustannego: dotykania Ran. Komu by zatem zlecić owo najtrudniejsze i najbardziej wstydliwe zadanie, Szymonowi – pomyślmy – Gorliwemu? Tylko Tomasz Gorączka wyceluje, trafi z ochotą, wdziękiem kamyka z procy; przystąpi i wyzna: Pan mój i Bóg mój. Pan nasz i Bóg nasz.              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...