piątek, 15 maja 2020

Treny. Od faktu do WYDARZENIA

    


Treny
 Jana Kochanowskiego to fakt literacki o cechach WYDARZENIA.
Jednemu cyklowi utworów towarzyszy wielość bezpośrednich skojarzeń i odniesień.
Treny Kochanowskiego podejmują konwencje artystyczne; realizują, po to, żeby je złamać.
Treny to cykl utworów złożonych i wielowymiarowych.
Nad rozwinięciem wyrafinowanych wątków i omówieniami koncepcji zdaje się górować potrzeba przywiązania do faktu z biografii autora.
Treny to utwór prezentujący ogrom bezradność myśli wobec cierpienia.
To momentami subtelny i sugestywny akt niezgody na świat. Odwrotność afirmacji, czyli próba oddychania przez nos z wystawionym na wiatr językiem.

        Empatia - wspólnota odczuwania. Treny uczą nas tego, czym jest, czym może być żal i tęsknota.
Na początku była miłość, ojcowska miłość, której nie masz miary. Przyszło na świat dziecię: zdolne i nad wiek błyskotliwe, rozsądne i grzeczne. Pociecha rodziców, prawdziwa i ozdoba miejsc. Wyrazy tego szczególnego upodobania doznaje kolejne dziecię Kochanowskich - owoc dojrzałego macierzyństwa i ojcostwa. Orszula Kochanowska zgodnie z staropolską staropolską przyszła na świat w rodzinie wielodzietnej. Korzystny bilans demograficzny stanowił dawniej, stanowi również teraz, o miejscu, pozycji narodu w strukturze społeczeństw ówczesnej Europy. Czynnik ilościowy miał niebagatelny wpływ na zasobność kraju: możliwość uformowania liczniejszej amii, większą ilość rąk do pracy, wyższy odsetek wykształconych, wyższy stopień rozwoju społecznego - wszak dla większej ilości trzeba będzie hodować, sadzić, siać, zbierać, przewozić, przerabiać.

Czy na tym wyczerpana została lista przewag liczniejszych nad mniej licznymi społeczeństwami? Bynajmniej. Zastanów się i odpowiedz, co jeszcze sprawia, że liczniejsze społeczności mają jakościową przewagę nad społecznościami mniej licznymi? Z dowolnej ilości przykładów wybierz trzy najistotniejsze.

Względy praktyczne wyznaczały standardy mądrości i rodzinnego rozsądku. Dzieci stanowiły inwestycję. Wiem, że zabrzmiało to niezbyt elegancko, ale niestety tak to rozumiano w dawnych wiekach. Co by się stało, gdyby otyły szlachcic wespół ze szlachcianką zgrabną zadeklarował niechęć do "posiadania " dzieci? Strach pomyśleć, na starość musiałby szukać we mgle obrońcy i żywiciela. Czy nie jest to powód wystarczająco czytelny, żeby zachęcać do prokreacji, by obrzydzać wizją nędzy starczej rozkosze nicnierobienia w kwestii wychowania młodego pokolenia? Kontekst ekonomiczny dostarcza informacji godnych zastanowienia. Dzieci to inwestycja długoterminowa, rodzaj odwróconej hipoteki; najpierw inwestujesz, inwestujesz, inwestujesz, aby po latach odzyskać profit wynikający z renty. Nie znano wówczas ubezpieczeń społecznych. Podwaliny tychże stworzy dopiero niemiecki i angielski, i francuski system ekonomiczno-prawny drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Czy będzie to miało wpływ na demografię? Oczywiście. System ubezpieczeń społecznych stanowić będzie odpowiedź na zaproponowane w salonach ówczesnych pięknoduchów tezy depopulacyjne. Czy warto podejmować ten wątek w kontekście Trenów Jana Kochanowskiego? Bezwzględnie, ale w ramach refleksji dotyczącej tego dzieła zahaczymy o skrawki sensu; niemałych i wielkiej wagi. Treny uruchamiają kategorię niespełnionego dziedzictwa. Bohater liryczny często odnosi ten tytuł do osoby, której odejście nie tylko rozrzewnia w ponury sposób, ale także uświadamia sobie i nam powagę niespójności planów marzeń i zamierzeń. Dziedziczenie nie musi dotyczyć dóbr materialnych. Przedmiotem dziedziczenia miał być talent  artystyczny -  zjawisko bez precedensu. Opłakiwana była bowiem dziewczęciem wielkiej nadziei.

Czy znasz przypadki karier artystycznych realizowanych w postaci kontynuacji ojcowskiego czy matczynego talentu? A może słyszałeś o takich ewentualnościach w świecie nauki, muzyki, sportu? Podaj przykłady i zastanów się nad tym, co wnoszą do kultury tego rodzaju zależności.

Dziedziczenie talentu to kategoria abstrakcyjna, współcześni Kochanowskiemu raczej jej nie ogarniali. My ją rozumiemy, bo zapewne więcej o Trenach wiemy niż grono czytających w dawnej Polsce. Jakiego typu furtki, podwoje, wrota otwierają Treny? Co wnoszą do potężnej składnicy wiedzy o człowieku? Którą dziedzinę ludzkiej aktywności zasilają i objaśniają?

Treny stanowią lekturę obowiązkową na studiach filologicznych. W technikum, liceum, gimnazjum, podstawówce czyta się fragmenty cyklu. Ten podział wydaje się oczywisty. W pierwszej kolejności poznajemy tren V i VII. Przesądziło o tym usytuowanie podjętych w dziele motywów w obrębie orbity poznawczej młodego czytelnika. Liczy się uchwytność i zrozumiałość. Nawet osobliwe, zużyte, archaiczne; owo nieszczęsne: ochędóstwo nie przeszkadzają specjalnie czytelnikom. W liceum i technikum stawia się przed uczniem poważniejsze utwory. Przede wszystkim czytamy Tren I, czyli poetycki wstęp do całości, wstęp, którego echo dudnić będzie dopóty, dopóki nie oderwiemy się od lektury. Będzie dudnić jeszcze długo po jej zakończeniu.
Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe... skargi i lamenty Symonidowe - taki adres. Trzeba przyznać, że Kochanowski mierzy wysoko i mocarnych, kompetentnych przywołuje pośredników. Można by się zapytać, skąd nagle taki wybór? Odpowiedź nie wydaje się oczywista. Można ją rozstrzygnąć na gruncie aksjologii socjologicznej. Do końca dziewiętnastego stulecia długowieczność była luksusem przekraczającym standardy i miary. Szacunek dla siwowłosych był czymś oczywistym. Długowieczność to skutek mądrości i zdrowia. Stąd należny szacunek. Statystykę długości życia ludzkiego fundowano na odsetku zmarłych w dzieciństwie. Niemały wpływ na słupki demograficzne miała również umieralność na stanowisku pracy. Szczególnie wykonujący zawód żołnierza ryzykowali najbardziej.  

Cykl pt. Treny to reakcja na śmierć osoby małoletniej (pierwsze tabu złamane), dziewczynki (drugie tabu), córki (trzecie tabu). Kochanowski łamał nie tylko literacie tabu; zapowiedzią dzieła zdyskredytował obyczajowość potoczną i powszechną, naturalne, surowe, gminne reguły, a nawet kostycznie rozumianą przyzwoitość. Od niepamiętnych czasów śmierci przypisywano rolę czynnika organizującego refleksję kulturową. Towarzyszyło jej zawsze misterium przejścia. Można było powierzać ciało osoby zmarłej żarłocznym językom ognia, można też przekazać je ziemi, tak czy inaczej czynnościom tym towarzyszy gest przetworzenia żywiołu. Konwencje funeralne od dawien dawna motywowały rozwój dzieł kultury. Kto uczestniczył w obrzędach pogrzebowych na wsi, ten wie, że kapłan uczestniczy w nich tylko w takim zakresie, jaki wyznaczyła mu liturgia. Nad osobą zmarłą pochylają się przeważnie inni: mistrzowie ceremonii, kantorzy, płaczki żałobne, krewni, przyjaciele, sąsiedzi. Wcale liczny to tłum dotkniętych do żywego odejściem kogoś, kogo się znało. Modlitwą, śpiewem, płaczem, zawodzeniem dotykamy spraw bliskich uniwersalnej regule funkcjonowania. Komu w dawnych czasach zależało na poczytności, mógł się sprawdzać w roli autora libretta świeckiej liturgii przedpogrzebowej. Do momentu pojawienia się kapłana na progu domostwa, wokół zmarłego trwało serdeczne zawodzenie. Jakież wrażenie na zebranych robi kilka sekund trwająca cisza wywołana pojawieniem się osoby duchownej w pobliżu domowego katafalku. A gdy umierał ktoś bez znaczenia, sympatii, innych walorów? Faktycznie, i tacy się na wsi żyli i umierali. Sprawowano wówczas liturgie skromne albo zlecano powinność zbiorowości komuś giętkim obdarzonemu piórem. Tradycje funeralne w literaturze zrodziły się z potrzeby podniesienia walorów indywidualnych przeciętnego zdechlaka. Z tych tradycji wyodrębnił się zwyczaj tworzenia słynnych kunsztownych artefaktów słownych w postaci: lamentacji, planctusów, elegii, trenów, coronachów, nenii, nekrologów i najsłynniejszych w tym zestawie epitafiów.   

Czasami z braku uczestników lub z powodu niedoszacowania kadrowego żałobników, z żalem zamykała się w izbie przeważnie najbliższa rodzina, by za zmarłego odmówić różaniec. Wystarczyło sierp zapuścić, zwózkę urządzić, o bydląt odstawieniu pomyśleć, żeby mieć pretekst, aby tym razem pod strzechę umarłego nie zaglądać. Wojna też była pretekstem dobrym; wszystko jedno jaka: religijna, domowa, z sąsiadami czy wrogiem, który napadł. I jeszcze jedno od nadgorliwości funeralnej dyspensowało: wiek zamarłego lub zmarłej. Na pogrzeb "aniołka" nikt specjalnie z wioski się nie kwapił, Niby z racji jakiej, skoro ani grzechów specjalnie, ani zasług specjalnych temu komuś Pan Bóg nie policzył. Śmierć małoletnich od udziału zwalniała, bo przecież czarno od niej było jak w najgęstszym lesie. Grono "aniołków" poszerzyła Orszulka, po niej jej siostra Hanna; zostawiając stęsknionych rodziców sam na sam z żalem i srebrnymi w głowie myślami. Nikogo, kto by mógł z nami ciężkich łez wiadra nosić, wokół słychać: prózno, prózno... z intencją pocieszenia tudzież zawstydzenia. Z owego prózno, prózno, które wywierciły poecie nie tylko w uszach ale i w sercu  otwory, zrodził się cykl wierszy. Absolutnie wybitnych. Państwu, którzy zignorowaliście zaproszenie do wspólnego płaczu w obejściu Kochanowskich: wdzięczność i szacunek...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...