niedziela, 13 października 2019

Felieton teatralny


Wróciłem właśnie ze 112 urodzin. Nie dwunastych, dwudziestych pierwszych, ze stu dwunastych. Ładny wiek. Nawet w obrębie podobnych instytucji na Górnym Śląsku jest się czym chwalić, jest się z czego cieszyć. 112 lat instytucji ważnej i z zasługami, posłusznej i służebnej, o czym się raczej nie mówi, czego się nie wspomina, bo i woda w Rawie pomyka galopem, więc żadnym tematem z przeszłości korytka nie napełnisz. 112 lat weryfikowania reguł wynikających z poddawania się dyktatowi czasu teraźniejszego i niezbyt odległej przyszłości. Teatr Śląski w Katowicach uwiecznił 112 rocznicę własnego założenia przedstawieniem "Drach" na podstawie powieści Szczepana Twardocha. Przyglądałem się przedsięwzięciu z drugiego rzędu krzeseł, bo pierwszy zajmowali luminarze najbliższego otoczenia Jubilata, osoby wielce i przemożnie zasłużone, w odpowiednim momencie uroczyście zaproszone na scenę, by się mogły nam, jałowym i czynnym konsumentom ukazać, by mogły wyjść z ekskluzywnego cienia, odsłonić zadbane kreacje. Rada programowa pilnuje na ręce patrzy, do głów, do serc zagląda, kierunek wytycza, zasłużonych bardziej lub mniej nagradza. I ładnie, i bardzo dobrze, bo przecież o nic innego w życiu społecznym nie chodzi jak o coś, co postronnych podziwem zatka a niepostronnych zmobilizuje do codziennie lepszym wozem pod teatrem parkowania. I tak powinno być. Dwie, może trzy niesłychanej rangi dostrzegłem prawidłowości: kolejny raz wzruszył mnie dyrektor sceny - Robert Talarczyk. Który to już sezon wybitnego aktora i reżysera...? Zaiste nic nie wskazuje, że artyście mimo lat upływu czas umiałby szkodę jaką wyrządzić, Talarczyk mógłby odnieść do siebie wymowną konkluzję słynnego szlagieru Dżemu pt. "Outsider". Za konsekwencję wynikającą z gościnności i autonomiczności merytorycznej niech mu będzie chwała. Vivat Robert, który się ani korzenia nie wyzbył, ani zabaw lornetką nie oduczył. Druga prawidłowość dotyczy realnej, konkretnej, zasłużonej nagrody wysokiej kapituły dla Agnieszki Radzikowskiej, której potencjałem artystycznym i sceniczną mocą zachwycam się od lat. Gratuluję Agnieszko... także wystąpienia. Łatwo się pisze komuś, komu podobne doświadczenie nie grozi, ale w określonej sytuacji także posiłkowałbym się powidokiem historii osobistej. Trzecia prawidłowość dotyczy szeroko rozumianej techniki scenicznej. "Drach" oglądany z parteru odsłania nadzwyczajne możliwości scenograficzne Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Kostium, makijaż i detal, elementy stałe i mobilne: karuzel, ruchome zwierciadła, zawieszony nad sceną artefakt węgla o sercu złotym, koło (czyli rower) na którym Nikodem, kręcąc w lewo, usiłuje odwrócić porządek zapoczątkowanej przed wiekiem aktualnej makabry: rozpadu więzi rodzinnych, pseudonimowania ról społecznych, balansowania na granicy zdrowia i całkowitego rozpadu. Ten bez wątpienia istotny przekaz umacnia specyfika miejsca uruchamiającego czytelną i więcej niż wymowną perspektywę wertykalną. Zawieszony i jednocześnie (kiedy trzeba) mobilny artefakt, odsłonięte wysokie ściany - popielate, zgrzebne gwarancje rzeczywistości, samobieżny obszerny karuzel nadają scenografii siłę komunikatu bez domieszek i niedopowiedzeń. Jak powiada jedna z postaci dramatu Gombrowicza, autora, bez którego Twardoch byłby pisarzem innym: "mordować trzeba z góry". Na górze również, wprawdzie niezbyt wysoko, czyli nie pod dachem, odbył się po spektaklu bankiet, od malin gęsty i toalet, gdy jeden drugiemu w drogę wchodził, gdy jedna drugiej w tren lub kibić, w gorset, tort i sos do wędlin zerknęła. Rozmowy gasły przed światłami. A politycy okoliczni pożebrać przyszli na fryzjera. Niehigieniczni, grubi.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...