Witam wielkiego poetę… wyławiam echo
podcieni trzęsącego się chóru dobrakowskiej kapliczki. Czy miejsce to przyjęło
i pozwoliło się kiedy rozejść brzmiącym podobnie słowom pozdrowienia?
Czy proboszcz Aleksander, stanąwszy pośród zawołanych gospodarzy i rzemieślników,
zwrócił się do któregoś pretensjonalnym: witam wielkiego gospodarza,
wielkiego pól spadkobiercę, wielkiego właściciela sporej części
lasu, witam wielkiego rymarza, witam wielkiego kowala, witam
wielkiego kierownika gminnego punktu skupu, witam wielkiego murarza, wielkiego
elektryka, witam hodowcę bydła, owiec, trzody chlewnej, drobiu, witam wielkiego
lekarza, tracza, nauczyciela, piekarza, malarza, kościelnego, kucharza,
sklepowego, stolarza, rzeźnika, grabarza. Do żadnego, do żadnej nigdy; nawet
w zbliżony sposób. Przecież nie na skutek roztargnienia, niecierpliwości,
niewiedzy. Roztargnionym go raczej nie widywano, cierpliwości miał moc, wiedzę
ogromną. Dlaczego zatem gardził metodą subtelnego pompowania parafian. Wprost
zdumiewa dystans, jakim odgrodził się od zestawu zużywanych wzorów docierania
do serc i wewnętrznych kieszeni marynarek; dystans większy niż między
Ługiem a Tamtym Polem. Po prostu wiedział, wiedział dużo więcej niż wyrazić
mógłby, dlatego półgłosem, tak by kilku w kaplicy słyszało, uprzytomnił
zebranym, że Dobraków lubi odwiedzać poeta - wielki. To znaczy: „sza”, palec na
ustach oraz morda w kubeł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz