czwartek, 13 lutego 2020

155 lat temu w Ludźmierzu...


   Do napisania tego felietonu sprowokowało mnie pytanie, tyleż sensowne, co pozbawione racji. Pytanie ucznia klasy pierwszej, niejakiego Kwiatkowskiego. Z przejęciem godnym innego miejsca, czasu i kontekstu oświadczyłem, zanim nastąpił moment sprawdzania listy obecności, że nie dalej jak wczoraj obchodziliśmy z hukiem 155 rocznicę urodzin Kazimierza Przerwy - Tetmajera... Już chciałem objaśniać młodocianym, kim był, czego dokonał i  jak bardzo dudniło wczoraj, gdyśmy ze starszymi wespół kilka jego wierszy czytali. O co zapytał Kwiatkowski? Mianowicie o to, czy jeszcze żyje. Kilku jego kolegów w śmiech; ale taki, od razu chciałbym zastrzec: spolaryzowany. Część koleżeństwa pomyślała w duchu: idiota, część druga: nawet ciekawy dowcip, taka (powiedzmy) gra słów. Od razu jakoś pomyślałem inaczej niż wszyscy, naprzód jako o zapodzianej, porzuconej w roztargnieniu złotej żyle słońca, z której przy odrobinie szczęścia można by wystrugać niewielkich rozmiarów latarnię, a może, dociskając sprzęgło rzężących hipotez, czy ten ktoś, mianowicie Kwiatkowski, nie pyta o coś w poezji i w życiu najważniejszego... Właśnie, co do Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Sienkiewicza, Prusa wątpliwości nie ma: żyją i kropka. Żyją i na swój sposób są wielcy, a nawet duzi, ale czy Przerwa - Tetmajer też żyje? Żyje, bo przecież go na przykład tutaj wspominam, bo nadal rozważam emocje towarzyszące lekturze kilku jego transparentnych wierszy; emocje bardziej pedagogiczne niż czytelnicze, naukowe, polonistyczne itp. Pedagogiczne, czyli intencjonalne, wynikające z potrzeby realizacji podstawy programowej, niezbędnego programowego minimum. Skoro tak, nie mogą to być refleksje wyzbyte dydaktycznego oprzyrządowania: zwróćcie uwagę: to jest tym, a to jest tamtym, tak pisano kiedyś, ale... tak się będzie w przyszłości, tyle że... Tetmajer: wybitny liryk, subtelny obserwator, człowiek swojej epoki, cierpiący, doznający tysiąca pięciuset wzruszeń, sławny, bardzo sławny, tak bardzo sławny, że bez zmrużenia mylono z nim wybitne literackie przetworzenie, którego Wyspiański dokonał w genialnym, nie wiadomo czym zasłużonym "Weselu". Jechać gościńcami w złotej karocy na kanapce zaopatrzonej identyfikatorem: P o e t a  znaczy tysiąc razy więcej niż setki statuetek zawiniętych czekami na okaziciela. O statuetkach tychże niechże Toposy piszą albo inne hermetyczne kręgi szyjne,  lędźwiowe, niech kwakwaczy o tym internet, nawet Tetmajerowi do połowy podudzia nie podskoczą. Tetmajer, ten miał (pozwólcie, że sparafrazuję fragment arcydzieła, którego nie jesteśmy ani warci, ani godni)  miał nos. Tak, tak, panie Kwiatkowski: Kazimierz Przerwa - Tetmajer gdyby żył, to by pił. To jest doprawdy niemożliwe, czego dokonał i czego dokonano na jego rzecz, cześć, sławę... Nie będę przy tej okazji wyjaśniał, eksponował z kim przystawał, w co się uwikłał i jak się z uwikłania wygramolił. Autorytet Wyspiańskiego, któremu nadaję rangę szczególnie uprzywilejowaną (przepraszam - tak już mam i nie pytajcie dlaczego, może kiedyś opowiem, skąd przyszło i w jaki wprawiło ruch) poleca, bym patrzyć na Poetę z uznaniem, zaciekawieniem, podziwem, zachwytem. Nie jest to postać pozbawiona wad, mam na myśli osobę występującą we wszystkich aktach "Wesela", zapewne Przerwa - Tetmajer nie był szczególnie społecznie przykrych pozbawiony. Kazimierz został sportretowany w "połowie" wieku, jak się wówczas mówiło. Trzydzieści pięć lat to już jakieś życiowe doświadczenie i niemała życiowa mądrość. Książkowa i naturalna. Czytaliśmy wczoraj wiersz, który Poeta napisał w chwili kilka tygodni poprzedzającej jego brawurowy, improwizowany występ w Bronowicach. Poeta w formie mistrzowskiej, w treści zapewne też. To były czasy, o tempora, o mores, że wiersz chciał, korzystał ze zdolności podnoszenia, unoszenia. Swoją poetycką edukację zawdzięczał upartej i konsekwentnej lekturze wierszy Mickiewicza. Kogo miał czytać, skoro wzmiankowane zaczęto na terenie Galicji intensywnie przepisywać, drukować. Podówczas był to powszechnie znany i czytany w Krakowie poeta z wyszykowanym dostojnym sarkofagiem, bo królom był równy. A Kazimierz produkcją poetycką własną świadczył, że nasz wieszcz nie tylko po kątach rozsiane, ale nade wszystko bardzo liczne ma pokrewieństwo. Kupowanie Mickiewicza w ciemno, wbrew niedawnym pozytywistycznym deklaracjom to w dużej mierze zasługa recepcji potwierdzonej twórczo przez Przerwę - Tetmajera. Można się zachwycać liryką pejzażową albo miłosną, syntezami wielkich słów w poetyckich traktatach, ale o jednym nie można zapomnieć, bez Mickiewicza byłyby nie do pomyślenia i napisania. I bardzo dobrze się stało. Najsłynniejszy poeta młodopolski - przykład i stereotyp wyprowadzał wiązki osobistej artystycznej intuicji z bezpośredniego wygłosu lektury wierszy Mickiewicza. "Melodia mgieł nocnych" toż to na nowo i po nowemu napisana "ballada", "Nie wierzę w nic" - to efekt wytężonej lektury skrajnie pesymistycznych sonetów z obu kunsztownych cyklów. Nominalnie zahaczamy tu o "niewiarę", ale stan ten i ponurą w związku z nim sytuację kontroluje i neutralizuje niezwykle kunsztowny język, który ze środka poematu zdaje się przeczyć treściom przechwytywanym na poziomie dosłownym. Nie można hołdować smutkom i snuć teorie stanowiące zaprzeczenie "modnego" w epoce wyznania niewiary. Skłamany confiteor, ale ile w nim wdzięku, jakaż w nim rezyduje uroda: to wyraźna deklaracja stawiania na tworzywo kosztem rozedrganej, rozwarstwionej teorii. Już sam tytuł i początek wiersza to struktura podwójnego przeczenia. W matematyce minus i minus daje plus, w poezji również; każde wyrażenie rozpaczy, dramatu, niechęci, roztargnienia mocą poezji przekształca się w szczęśliwą winę. O felix culpa, która zaczyniasz, która prowadzisz do takich wierszy. Można czytać o doświadczaniu niewiary, niedowiarstwa i zarazem śmiać z pokawałkowanych na poziomie języka sensów prawie błahych. Przywołane w wierszu wytwory rzymskiej dekadencji stanowią punkt podparcia gwarantującego trwanie nie tyle czynionej w pośpiechu sztukaterii co życia, które dopóki trwa, dopóty poświadcza sens i znaczenie czynu. Pozornie nieważne ozdóbki sprawiły, że barbarzyńcy wyhamowali bezprzykładny impet i uznali zasługi, wiedzę, kompetencje pokonanych w dziedzinach stanowczo im obcych. Nie chciałbym snuć specyficznych, wysilonych i konsekwentnych paralel, ale nie bez zdziwienia i cichej zarazem satysfakcji stwierdzam, że nasz Poeta z "Wesela" znakomicie wyczuł i ustalił temperaturę i ciśnienie epoki kresu wielkiego konania. Przed neoromantykiem w średnim wieku moment wielkiego otwarcia. O co, o jakie zmazy i wymazy przyjdzie mu wkrótce zahaczyć, tego nie wypowie nawet najśmielsze przypuszczenie. Na nic również nirwana. Co innego my, znawcy przeszłości, w której pokolenie rówieśników Tetmajera widziało jedynie perspektywę. Stokroć nam łatwiej stwierdzać i kwitować, i odpowiadać Kwiatkosiom, dlaczego Poety, mimo ledwie 155 rocznicy urodzin, po prostu wśród nas już nie ma. 18 stycznia minęła osiemdziesiąta rocznica jego zgonu. Oznacza to, że żył... aż 85 lat. Lecz cóż to było  za życie, mógłby westchnąć małomówny świadek wieloletniego konania Poety z "Wesela". Jest, gdzie jedynie dusza żyje.               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię

      Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie,  biorę na świadków, że ch...