Do napisania tego felietonu sprowokowało mnie pytanie, tyleż sensowne,
co pozbawione racji. Pytanie ucznia klasy pierwszej, niejakiego Kwiatkowskiego.
Z przejęciem godnym innego miejsca, czasu i kontekstu oświadczyłem, zanim
nastąpił moment sprawdzania listy obecności, że nie dalej jak wczoraj
obchodziliśmy z hukiem 155 rocznicę urodzin Kazimierza Przerwy - Tetmajera...
Już chciałem objaśniać młodocianym, kim był, czego dokonał i jak bardzo dudniło wczoraj, gdyśmy ze
starszymi wespół kilka jego wierszy czytali. O co zapytał Kwiatkowski? Mianowicie
o to, czy jeszcze żyje. Kilku jego kolegów w śmiech; ale taki, od razu
chciałbym zastrzec: spolaryzowany. Część koleżeństwa pomyślała w duchu: idiota,
część druga: nawet ciekawy dowcip, taka (powiedzmy) gra słów. Od razu jakoś
pomyślałem inaczej niż wszyscy, naprzód jako o zapodzianej, porzuconej w
roztargnieniu złotej żyle słońca, z której przy odrobinie szczęścia można by wystrugać
niewielkich rozmiarów latarnię, a może, dociskając sprzęgło rzężących hipotez, czy
ten ktoś, mianowicie Kwiatkowski, nie pyta o coś w poezji i w życiu
najważniejszego... Właśnie, co do Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego,
Norwida, Sienkiewicza, Prusa wątpliwości nie ma: żyją i kropka. Żyją i na swój
sposób są wielcy, a nawet duzi, ale czy Przerwa - Tetmajer też żyje? Żyje, bo
przecież go na przykład tutaj wspominam, bo nadal rozważam emocje towarzyszące
lekturze kilku jego transparentnych wierszy; emocje bardziej pedagogiczne niż
czytelnicze, naukowe, polonistyczne itp. Pedagogiczne, czyli intencjonalne,
wynikające z potrzeby realizacji podstawy programowej, niezbędnego programowego
minimum. Skoro tak, nie mogą to być refleksje wyzbyte dydaktycznego oprzyrządowania:
zwróćcie uwagę: to jest tym, a to jest tamtym, tak pisano kiedyś, ale... tak
się będzie w przyszłości, tyle że... Tetmajer: wybitny liryk, subtelny
obserwator, człowiek swojej epoki, cierpiący, doznający tysiąca pięciuset wzruszeń,
sławny, bardzo sławny, tak bardzo sławny, że bez zmrużenia mylono z nim wybitne
literackie przetworzenie, którego Wyspiański dokonał w genialnym, nie wiadomo
czym zasłużonym "Weselu". Jechać gościńcami w złotej karocy na
kanapce zaopatrzonej identyfikatorem: P o e t a znaczy tysiąc razy więcej niż setki statuetek
zawiniętych czekami na okaziciela. O statuetkach tychże niechże Toposy piszą
albo inne hermetyczne kręgi szyjne, lędźwiowe, niech kwakwaczy o tym internet,
nawet Tetmajerowi do połowy podudzia nie podskoczą. Tetmajer, ten miał
(pozwólcie, że sparafrazuję fragment arcydzieła, którego nie jesteśmy ani
warci, ani godni) miał nos. Tak, tak,
panie Kwiatkowski: Kazimierz Przerwa - Tetmajer gdyby żył, to by pił. To jest
doprawdy niemożliwe, czego dokonał i czego dokonano na jego rzecz, cześć,
sławę... Nie będę przy tej okazji wyjaśniał, eksponował z kim przystawał, w co
się uwikłał i jak się z uwikłania wygramolił. Autorytet Wyspiańskiego, któremu
nadaję rangę szczególnie uprzywilejowaną (przepraszam - tak już mam i nie pytajcie
dlaczego, może kiedyś opowiem, skąd przyszło i w jaki wprawiło ruch) poleca,
bym patrzyć na Poetę z uznaniem, zaciekawieniem, podziwem, zachwytem. Nie jest
to postać pozbawiona wad, mam na myśli osobę występującą we wszystkich aktach
"Wesela", zapewne Przerwa - Tetmajer nie był szczególnie społecznie przykrych
pozbawiony. Kazimierz został sportretowany w "połowie" wieku, jak się
wówczas mówiło. Trzydzieści pięć lat to już jakieś życiowe doświadczenie i niemała
życiowa mądrość. Książkowa i naturalna. Czytaliśmy wczoraj wiersz, który Poeta
napisał w chwili kilka tygodni poprzedzającej jego brawurowy, improwizowany
występ w Bronowicach. Poeta w formie mistrzowskiej, w treści zapewne też.
To były czasy, o tempora, o mores, że wiersz chciał, korzystał ze zdolności
podnoszenia, unoszenia. Swoją poetycką edukację zawdzięczał upartej i
konsekwentnej lekturze wierszy Mickiewicza. Kogo miał czytać, skoro
wzmiankowane zaczęto na terenie Galicji intensywnie przepisywać, drukować.
Podówczas był to powszechnie znany i czytany w Krakowie poeta z wyszykowanym dostojnym
sarkofagiem, bo królom był równy. A Kazimierz produkcją poetycką własną świadczył,
że nasz wieszcz nie tylko po kątach rozsiane, ale nade wszystko bardzo liczne
ma pokrewieństwo. Kupowanie Mickiewicza w ciemno, wbrew niedawnym pozytywistycznym
deklaracjom to w dużej mierze zasługa recepcji potwierdzonej twórczo przez
Przerwę - Tetmajera. Można się zachwycać liryką pejzażową albo miłosną,
syntezami wielkich słów w poetyckich traktatach, ale o jednym nie można
zapomnieć, bez Mickiewicza byłyby nie do pomyślenia i napisania. I bardzo
dobrze się stało. Najsłynniejszy poeta młodopolski - przykład i stereotyp
wyprowadzał wiązki osobistej artystycznej intuicji z bezpośredniego wygłosu
lektury wierszy Mickiewicza. "Melodia mgieł nocnych" toż to na nowo i
po nowemu napisana "ballada", "Nie wierzę w nic" - to efekt
wytężonej lektury skrajnie pesymistycznych sonetów z obu kunsztownych cyklów.
Nominalnie zahaczamy tu o "niewiarę", ale stan ten i ponurą w związku
z nim sytuację kontroluje i neutralizuje niezwykle kunsztowny język, który ze
środka poematu zdaje się przeczyć treściom przechwytywanym na poziomie dosłownym.
Nie można hołdować smutkom i snuć teorie stanowiące zaprzeczenie "modnego"
w epoce wyznania niewiary. Skłamany confiteor, ale ile w nim wdzięku, jakaż w
nim rezyduje uroda: to wyraźna deklaracja stawiania na tworzywo kosztem
rozedrganej, rozwarstwionej teorii. Już sam tytuł i początek wiersza to
struktura podwójnego przeczenia. W matematyce minus i minus daje plus, w poezji
również; każde wyrażenie rozpaczy, dramatu, niechęci, roztargnienia mocą poezji
przekształca się w szczęśliwą winę. O
felix culpa, która zaczyniasz, która prowadzisz do takich wierszy. Można
czytać o doświadczaniu niewiary, niedowiarstwa i zarazem śmiać z pokawałkowanych
na poziomie języka sensów prawie błahych. Przywołane w wierszu wytwory
rzymskiej dekadencji stanowią punkt podparcia gwarantującego trwanie nie tyle czynionej
w pośpiechu sztukaterii co życia, które dopóki trwa, dopóty poświadcza sens i
znaczenie czynu. Pozornie nieważne ozdóbki sprawiły, że barbarzyńcy wyhamowali
bezprzykładny impet i uznali zasługi, wiedzę, kompetencje pokonanych w
dziedzinach stanowczo im obcych. Nie chciałbym snuć specyficznych, wysilonych i
konsekwentnych paralel, ale nie bez zdziwienia i cichej zarazem satysfakcji
stwierdzam, że nasz Poeta z "Wesela" znakomicie wyczuł i ustalił
temperaturę i ciśnienie epoki kresu wielkiego konania. Przed neoromantykiem w
średnim wieku moment wielkiego otwarcia. O co, o jakie zmazy i wymazy przyjdzie
mu wkrótce zahaczyć, tego nie wypowie nawet najśmielsze przypuszczenie. Na nic
również nirwana. Co innego my, znawcy przeszłości, w której pokolenie
rówieśników Tetmajera widziało jedynie perspektywę. Stokroć nam łatwiej
stwierdzać i kwitować, i odpowiadać Kwiatkosiom, dlaczego Poety, mimo ledwie
155 rocznicy urodzin, po prostu wśród nas już nie ma. 18 stycznia minęła
osiemdziesiąta rocznica jego zgonu. Oznacza to, że żył... aż 85 lat. Lecz cóż
to było za życie, mógłby westchnąć małomówny
świadek wieloletniego konania Poety z "Wesela". Jest, gdzie jedynie
dusza żyje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
*** Czułego ciepła
*** Czułego ciepła nagich serc w kącikach ust ostygłe łzy bezwietrznej doczekała mgły wydarta otchłani źrenica. Zanim ...
-
Wujek Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty, wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami osiedla. Nie mus...
-
Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie, biorę na świadków, że ch...
-
Ktoś mi to kiedyś wytłumaczy, wytłumaczy tak, że w pięty pójdzie; zanim to jednak nastanie, posłuchaj następującej historii. Za namową ko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz