Zdumiewa
mnie stanowisko, jakie zajął Rembrandt w sporze, długotrwałym dyskursie wokół
postaci starszego brata. Słychać dosyć często słowa nazbyt łatwego potępienia,
krytykę małostkowości, upór, skłonność do fingowania zażyłości, hedonizm,
tendencję do ferowania oszczerstw, przyglądania się historii szczęśliwego
odzyskania z perspektywy <przeciwnika> eksponującego zwyczaj
dodawania także tego, co dowodem nie jest. W związku z tym proponowano, by w tyradzie
przeciwko bratu dostrzegać projekcję nieuświadomionych pragnień oskarżyciela.
Egzegeza umocniona wskazaniami psychoanalizy nie zostawi na łachmanach
starszego brata suchej nici. Najwyższa pora wziąć w obronę tego człowieka.
Intuicja podpowiada, że nawet najsprawiedliwszy miewa raz za razem powód do przeżywania
momentu słabości. Kłopotem starszego brata jest, że w zasugerowanej
sytuacji nie widzi problemu, zadania, szlachetnej i wyjątkowej misji.
Wydaje się nam, że żadna okoliczność i żadne słowo nie jest w stanie wyrównać
deficytów obolałego serca. Wyjeżdżając w dalekie strony młodszy brat
zasiał w sercu starszego brata pestkę, z której wyrosła… nienawiść.
Ojciec, uszczęśliwiony powrotem syna, szukający oburącz niewinności w
miejscach, z których aniołom wyrastają skrzydła, konstatuje, że w istocie nowa
sytuacja rodzi innego rodzaju problem. Miłość, jaką ojciec darzy synów, przede
wszystkim starszego syna, powinna nam dać do myślenia. To nie jest tylko
uczucie to akt kreacji, początek czegoś nowego przepięknego. Rembrandt zderza
nas z chwilowym zakłopotaniem Najwyższego. Gniew Twój trwa tylko przez chwilę,
a miłosierdzie przez całe życie. Czy faktycznie obserwujemy naszego bohatera w
chwili gniewu? I tak, i nie. Po ludzku biorąc na nic innego marnotrawny nie
zasłużył, jak tylko na los najemnika, tymczasem spotka go po powrocie książęca promocja.
Czegoś jednak tej tak pięknie rozpoczynjącej się historii brakuje, czego zatem?
Brakuje słowa. Ojciec w sytuacji powrotu odzyskanego i uzdrowionego odzywa się
tylko do sług oraz starszego syna. Za sprawą ojcowskiej mowy dzieją się cuda, w
nas też powinny się podziać, nade wszystko miejsce oburzenia powinno zająć
zdumienie; zdumienie, że tak powiem: dubeltowe! Po pierwsze jest możliwy
cud odpuszczenia, po drugie odbywa się on w całkowitym milczeniu, tak jakby
prywatnie odzyskanemu synowi ojciec nie miał bezpośrednio nic do powiedzenia.
Ojciec milczy, ale tylko przez moment. Na scenę, a ściślej na stronę,
wkroczy miłośnik przysmaków z kozła. Powietrze zatętni. Szczęściem potrwa to
chwilę. Atmosferę uzdrowi ojcowskie wyjaśnienie. W taki właśnie sposób powinno
się mówić do dzieci: ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko co moje należy do
ciebie, na dobitkę zauważmy, że trzeba się radować, gdyż twój brat, chociaż
zagubił się, ożył i ozdrowiał. A trzeba się cieszyć. Obowiązek radości,
której fundamentem jest obraz promieniejącego miłosierdzia. Nie można toczyć sporu
z beneficjentem miłosierdzia, jasne należy zneutralizować skazę, która nazbyt okazale, ostentacyjnie
zarysowała oblicze ideału wierności, cechy – jak się okaże - wyrosłej z ducha pragmatycznej
interesowności, a może z lenistwa, prokrastynacji, synowskiej acedii. A może
pychy kroczącej przed upadkiem… Starszemu synowi dano więcej niż młodszemu.
Potępiając go, wystąpilibyśmy przeciw sobie. Przekażmy więc sąd Królowi.
poniedziałek, 18 października 2021
Czy jest, kto by się oprócz ojca, nad starszym bratem z miłością pochylił...?
Co
powiedzieć o arcydziele? Co powiedzieć o obrazie, który nawiązuje najściślej do
Arcydzieła? Setki homilii, setki zamyśleń chcących przywołać olśnienia
odczuwane podczas słuchania/czytania... Właściwie o doświadczeniu nagłego
zrozumienia napisano już prawie wszystko. Nad
namiotem spotkania Bożej intencji z aktem wolnej woli ukazała się szarfa
z napisem: consumatum est. Kto ją rozwiesił, kto sprawił, że
zatrzepotała? Czy nie aby anioł odbywający wśród ludzi studencką praktykę,
małoletni, jeszcze niewyzbyty entuzjazmu i niefrasobliwości. Rembrandt
podjął temat z pełną świadomością stopniowego odstępowania od litery; pytamy:
gdzie tańce, gdzie radość natury, kultury, czeladzi? Gdzie te wszystkie
podskoki, pląsy i padwany epok i dawnych, i naszych. Wyrobnicy pól i obejścia mieli realny powód,
by się weselić; ogłoszono bowiem święto,
słyszano: będziemy ucztować. Bez znaczenia powód, motyw - zabawa to zabawa.
Sługa przywołany przez brata wracającego z pola referuje zainteresowanemu wieść
czeladzi obojętną, jak by się skromnie wdawał w plotkę na temat pogody. Gdyby
było inaczej, cedziłby słowa. Entuzjazm nieoczekiwanej przerwy w pracy zamulił
mu świadomość, stąd mówił bez świadomości siły prostego i zarazem poważnego
zdania; zdania, które mogłoby ciekawego żywcem pogrzebać. Tego entuzjazmu osób
obcych rozmiłowanych w wielkich stołach na obrazie Rembrandta nie zauważamy.
Prawą krawędź wspiera dwóch panów, którzy wczoraj pozowali do portretów Annasza
i Kajfasza. W głębi, w pozycji geometrycznie nieważnej i słabej krąg najbliższy
przekracza oparzony do żywego starszy brat. Biedny biedak, powiedziałaby o nim
rezolutna Góralka. Zaiste, starszy brat nie zasługuje nawet na usynowienie, na
wielką literę, na delikatny, drobny akcent powagi. Więcej, widzimy go, gdy
wraca z pola, poruszając się ścieżką Kaina. Dokopmy mu, ośmieszmy, zrównajmy z
błotem. Rembrandt ma nam do opowiedzenia
inny moment. Kim jest ojciec - drzewo, które zrodziło światu dwa cierpkie
owoce? To ojciec właśnie jest najważniejszą figurą zagęszczonej kompozycji.
Uderza i zaskakuje rezygnacja z proporcji na rzecz opisu sytuacji oraz
prezentacji struktury symbolicznej. Ułożenie sylwetki ojca powinno przywodzić
na myśl Boga Ojca. Piętnasty rozdział Ewangelii wg Św. Łukasza rozbrzmiewa,
opalizuje bogactwem znaczeń. Do każdego z nich prowadzi precyzyjny szczegół. W
opowiadaniu i opisie znacząca jest nawet nieobecność zdarzeń, okoliczności
implikowanych złożonością sytuacji. Zdumiewać nas powinno zachowanie ojca. W
wersji Rembrandta ojciec zachowuje się jak ślepiec o rysach Jezusa
Frasobliwego. Kto wie, być może chodzi o to by dotrzeć oburącz do sfery
stanowiącej dominium, którego nie można zepsuć ekstrapolacją aktu wolnej woli.
Choć bezczelność życzenia wypowiedzianego w pierwszym akapicie paraboli mogłaby
znarowić także osoby postronne, psychologia wychowawcza podpowiada, że kwestia:
„daj mi część majątku, która na mnie przypada” nie pojawiła się ad hoc jak
pryszcz czy wrzód, czy zachciewajka. To życzenie wyrosło z koniecznej, długiej
fazy przygotowania. Co chciał przez to powiedzieć? Tym zdaniem uznał ojca za
zmarłego, tymczasem rzekomo zmarły szuka po omacku własnego odcisku na… kto by
przypuszczał, plecach odzyskanego. W Ewangelii czytamy: „rzucił mu się na
szyję”, u Rembrandta wzgardzony ojciec szuka obsesyjnie podobieństwa do…
siebie. Sąd Ostateczny polega właśnie na tym. Bóg Sędzia Sprawiedliwy szukać
będzie podobnych do Siebie; żeby móc orzec: „ZNAM WAS – WSTĘPUJCIE DO RADOŚCI WIECZNEJ”. Słyszy
się, że będziemy zdawać sprawę z miłości. Tak właśnie będzie, jej będzie w nas
szukać jako kryterium podobieństwa, albowiem Bóg jest miłością. Uważniejszego
wyjaśnienia domaga się jeszcze jeden fakt – aspekt. Warto go podjąć, ponieważ
pomoże nam uchwycić znamienną prawidłowość, przede wszystkim pozwoli zauważyć,
że także my dzięki tej historii otrzymujemy zapewnienie o miłości Bożej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
*** Czułego ciepła
*** Czułego ciepła nagich serc w kącikach ust ostygłe łzy bezwietrznej doczekała mgły wydarta otchłani źrenica. Zanim ...
-
Wujek Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty, wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami osiedla. Nie mus...
-
Was, którzy poznaliście i zapamiętaliście Isię, małżonkę mojego Wuja Generała, zapamiętaliście i pamiętacie, biorę na świadków, że ch...
-
Ktoś mi to kiedyś wytłumaczy, wytłumaczy tak, że w pięty pójdzie; zanim to jednak nastanie, posłuchaj następującej historii. Za namową ko...
Bardzo ładnie napisane.. Grzegorzu, tak jak wspomniałeś o bagactwie znaczeń, również tych symboliczznych i ukrytych, bardzo chętnie porozmawiałbym z Tobą.. a jest bardzo o czym.
OdpowiedzUsuńSłusznie stwierdziłeś: "..trzeba się radować, gdyż twój brat, chociaż zagubił się, ożył i ozdrowiał. A trzeba się cieszyć. Obowiązek radości, której fundamentem jest obraz promieniejącego miłosierdzia."
Stąd też moje pytanie: To dlaczego nie cieszą się ci, którzy cieszyć się powinni ..a my, do których jest przekaz, tego przekazu biblijnego nie rozumiemy..?
Czy więc nie lekkomyślnie i w nieświadomości, przed naszym zrozumieniem, przekazujemy sąd Królowi..? Sąd nad innymi Jemu przekazujemy, a na siebie takiż sąd ściągamy poprzez nasz własny brak poznania. ...Wszak jest napisane:
J 12; 48 "Kto Mną gardzi i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: Słowo, które wygłosiłem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym."
Odpowiedzieć na pytanie: dlaczego nie cieszą się, którzy cieszyć się powinni? mogą tylko ci, których to dotyczy. Tak się składa, że cieszę się z każdego powrotu dusz i owiec zagubionych; więcej: raduję się miłością ojca. Zwróć uwagę, że stanu, jaki ojciec przeżywa nikt spośród zgromadzonych nie rozumie, skoro nie rozumie, trudno oczekiwać, żeby w tym, co czuje ojciec, ktokolwiek się orientował. Musi każdemu na osobności, jak baba krowie, tłumaczyć, co tamten powinien zrobić i jak się powinien zachować. Czy sytuacja ta (niepełnosprawnej radości) zgromadzonym ubliża? Bynajmniej. Również typa wracającego z pola byłbym w tej drobnej kwestii skłonny wziąć w obronę. W innej nie, ale w tej tak. Zachowanie ojca wywołuje szok i niedowierzanie; siła osobowości i składna mowa świadczą, że tatuńcio jeszcze nie odszedł od zmysłów. Kto rozumie tę postawę, ten wie, czym jest chrześcijaństwo, czym odrodzenie w wodzie chrztu, czym sakrament pokuty i nawrócenia, czym Komunia z Bogiem. Gdy szukamy zasług i zasłużonych, spójrzmy na ojca z tej przypowieści i nie łudźmy się, że cokolwiek od naszego życzenia zależy. "Umiłował nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami". "W Jego ranach jest nasze zdrowie".
OdpowiedzUsuń