Casa Blanca
Przynagleni widokiem: palma i ocean,
zobaczyć takie rzeczy z własnego
balkonu,
więc bierzemy dwie noce. Zgrabnej
balustrady
dotykasz wyobraźni rzęsą po
kryjomu.
Promień podejdzie z lewej, tak myślałem wtedy,
na stoliku talerze, imbryk, resztki jadła,
rogiem ci na kolana serweta
opadła,
łaskocząc dowiezione opowiada Wedy.
Daruj muzo powabna, już dzień,
ruszać trzeba,
ocean nie ucieknie, ale czasu
szkoda,
wnet południe na plaży wyrzucona
kłoda
Przemówi. Deszcz i zimno. Okulała
mewa
pod naszym wprost balkonem nuci carpe
diem...
Niskie łgarstwa z folderu pogoniłbym
kijem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz