Wertuję książkę Bronisława Maja i konstatuję uroczyście,
że jeśli musiałbym się z nią kiedykolwiek rozstać, czułbym towarzyszący temu
nieprzebrany smutek, doświadczenie obezwładniającej trwogi, niepokój ramion, serca,
niepokój każdej tkanki. Rozpadające się marnym węglem skrzydła ostatecznej
rekapitulacji - ruina momentu początkowego zakładającego się o honor z chwilą oznaczającą
ostateczność nieistniejącego jeszcze. Książka pana Maja na skromniejącej stercie
bezcennego stosu, wiersze wykrzyknikami znaczone, dowodami lektury, uniesień,
euforii. Widziałem w niej produkt zdolny sycić pierwotny głód - "pro"-"dukt",
czyli pretekst pójścia jakoby dalej, otoczkę jubilerską, w której cenny kamyk.
Omiatam wzrokiem szczerbioną kolumienkę ocalałych, jakbym przed chwilą
odpowiadał na pytania ekskluzywnego wywiadu lub wypełniał rubrykę w kwestionariuszu
Prousta. Ilość książek do zabrania na wyspę kurczy się, doskonali. Dawniej minowała
i ośmieszała powagę świętych liczb, aktualnie o mało nie widać jej prawie. Wśród
nich jest książka Maja. Tylko proszę: niech trwa, nie zamykajcie jej ze mną.
Niech będzie chociaż takie, chociaż takie braterstwo atramentu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Korfanty. Rebelia. Recenzja.
Udział w spektaklu: „Korfanty. Rebelia” to wydarzenie godne tezy: najlepsze, co nas spotkać mogło w ramach świętowania jubileuszu 75-l...
-
Wujek Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty, wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami osiedla. Nie mus...
-
EWOLUCJA JERÓW Jer twardy: ъ w pozycji słabej uległ zanikowi. Jer miękki: ь...
-
Zawsze mnie zastanawiało, skąd Jezus Zmartwychwstały wiedział, jakiego rodzaju deficyt umościł sobie w sercu Tomasza Apostoła z przydomkie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz