Przeżywamy dzisiaj 210 (dwieście
dziesiątą) rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego. Przeżywamy, kto przeżywa, ten
przeżywa, jubileusz nieokrągły, choć - przyznajcie - kształtny, ładny. Oczko,
ale tym razem pomnożone przez dziesięć, a nie to bez elokwentnej zerówki.
Pomyślmy przez chwilę, odcinając w wyobraźni pozornie nic nieważącą cyferkę...
Nasz Juliusz liczy nie 210 a 21 lat. Spotkawszy miłość życia, mógłby już jutro obejmować
ją na kobiercu. Nawet półgłośne przestrogi zapobiegliwej Pani Samueli na
niewiele by się zdały. Kapłan, urzędnik przyjąć by musiał wniosek bez szemrania
i skrzywy. Po ukończeniu dwudziestu jeden lat Słowacki, jakiego znamy, był już
absolwentem Uniwersytetu w Wilnie, miał już za sobą nieśmiałe, pryncypialne
doświadczenia zawodowe, już zaczynał obsesyjnie myśleć o solidnym,
wytrzymałym kufrze, coraz śmielej rozważał
projekt, nie wiedząc na jak długo, pożegnania ojczyzny. Był już człowiekiem
zrobionym, samodzielnym, odpowiedzialnym. Młody Juliusz to bohater wspaniałego
opracowania prof. Kwiryny Ziemby. Czytałem tę dysertację z wypiekami, radością,
z chwili na chwilę rosnącą satysfakcją poznawczą. Od czasu do czasu przerywałem
lekturę, zastanawiając się nad sposobem przeniesienia tysiąca bezcennych faktów
na lichą fiszkę szczerze udręczonej notatki szkolnej. Któryż to już raz musiałem
obchodzić się smakiem i nacierać wstydem... Czy wiecie, że ten Geniusz, który
bezinteresownie wieszczył nam, doskonały znawca gorliwy zwolennik, politycznie
określony i oczytany z gruntu - nie zarobił na pisaniu grosza? Mało: istnienie
choćby zalążka prywatnego przekonania o własnej nadprzeciętności kosztowało go
więcej niż powiedzieć by można. Nie mam na myśli monetarnego aspektu strat w
związku z literaturą. Racja, pilnował grosza i był dość oszczędny, nadto
stosunek do pieniędzy miał z wychowania i wykształcenia kancelaryjny, ale nawet
zwielokrotnione nakłady tego, co wydrukował, nie uszczupliłyby jego majętności.
Czasami się nam wydaje, że słowo: <romantyk> oznacza mieszkańca
niedostępnych chmur. Owszem, na swój sposób żywili i ożywiali chmury, Słowacki
nawet, cytując obłoki, w newralgicznych to czynił miejscach (utworu); co nie
oznacza bezmyślności, rozluźnienia w sprawach związanych z groszem. Liczyli
wybornie, liczyli się jeszcze lepiej. Góra oszczędności, ale nie tych na popielatą
godzinę onucą przewiązanych. Złoto w papierach, papiery w obrocie, asygnaty zaś
w schowkach. W tym wymiarze nie miał pośród grona poetów godnej konkurencji. Przypuszczam,
że z tego właśnie powodu nie musiał się liczyć z niczym i z nikim. Fajnie miał,
prawda? Nie potwierdzę, ale i nie zaprzeczę. Dwieście dziesięć lat temu nad
posłaniem młodziutkiej krzemienieckiej położnicy uniósł się i przemknął kosmyk,
płomyk, ognik. Zostawił ślad w setkach brawurowych strof, których Autor
stworzyć nie musiał, które jednak powstały, aby nami wstrząsać, aby nas
przerabiać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Korfanty. Rebelia. Recenzja.
Udział w spektaklu: „Korfanty. Rebelia” to wydarzenie godne tezy: najlepsze, co nas spotkać mogło w ramach świętowania jubileuszu 75-l...
-
Wujek Generał, mocno przywiązany do miejsc, rytuałów i wdzięku marszruty, wędrował z małżonką na Mszę Świętą gościńcami osiedla. Nie mus...
-
EWOLUCJA JERÓW Jer twardy: ъ w pozycji słabej uległ zanikowi. Jer miękki: ь...
-
Zawsze mnie zastanawiało, skąd Jezus Zmartwychwstały wiedział, jakiego rodzaju deficyt umościł sobie w sercu Tomasza Apostoła z przydomkie...