poniedziałek, 30 grudnia 2024

Kiedyś - w wersji bez bin

Kiedyś, i niech powszechnie będzie znanym,

do zacnej Szkoły uczęszczałem, po forsę zwłaszcza.

Na marne grosze umówiony, co miesiąc więcej szło na konto

-  to w rzeczy samej metafora, ale aż nadto bezpośrednia –

tam się odbywał wzlot z niskości smutku i nędzy (finansowej).

Każdy dzień wił tam kobierzec ogniotrwałych emocji,

jakaś utopia dzisiaj prawie, gdy myślę: czy tak właśnie było...

Przyjaźni dotąd nic nie ruszy i znajomości niezawodnych,

wśród których wiedzie bez wątpienia znajomość rzeczy

prym przykładny. Ten czas, tę przestrzeń oddać warto

nie ze słownika wziętą kartą, lecz celnym rymem.

Wybaczcie, dopiero teraz widzę, ponadto widzę w zachwyceniu,

czym były miejsca, epizody, chociaż tam żyłem nie jak młody

pod kopcem śmiechu, darni, liści - lecz pełną gębą, wyparzoną.

Moja kołyska i grzechotki, i pieluszkowy moment pierwszy,

i z ostrym ząbkiem uśmiech szerszy. Już się ogary rozkrzyczały,

rady Szymoska i fanfary, bukiety pytań, gość w stołówce,

oświeć mu Panie żywot wklęsły, Ty wiesz najlepiej,

z Twoją ciekawość równał własną, stąd nie wiem,

czyim był agentem, chociaż chciał dobrze.

Miał na suficie podniebienia pytania cwane, nie od rzeczy.

Wyobraź sobie nie na żarty badał mnie – jak oficer wsparty

o rękojeść śliskiej laski, na obiad złą godziną schodził,

własnego stołka krawędź do mojego stolika dostawiał

i zanim łyżką dno odsłoni, sprytne pytanie sformułuje,

że się natychmiast spodniok spłoni albo się całkiem strzęsą gacie,

a na policzkach Mars z przytupem dalejże czołem rządzi   

prawie. Cóż ja robiłem, by w zabawie tak osobliwej mu przeszkodzić..

Zstępowałem o innych porach. Na nic się zdało. Śledź mnie śledził

to i wiedział, kiedy mógłby dopaść drania. Więc się - ten tego - gzymsem

nie gardząc, zasadzał, z ręki nie wypuszczał i pytał – mój Boże –

o takie rzeczy, że bym chętnie odpowiedział, gdybym jaką wiedzą

władał. Pytał zawsze mianowicie: czy wiem, co u młodych słychać,

co młodzież na to, co na tamto, co porabia na przykład,

gdy wróci do domu i jak u młodzieży aktualnie – powiedzmy -

z czytaniem… Mówiłem: wie pan, na większość pytań

tu zadanych brak odpowiedzi, to nie moje kompetencje,

znam młodzież po wierzchu, w domach młodzieży nie bywam,

w pałacach również, są – owszem - miejsca spotkań, jest teatr, kino,

basen, szkoła, jest też szkolna biblioteka. Otwierają się, czasem

ale żeby na oścież; większość pytań zmilczę, nie mam wiedzy!

on na to czekał, ze swej miedzy takie rachunki mi wystawiał,

że dotąd spłacam. Chcąc mnie jakoś udobruchać, nieco

sprolongować raty łatwiejsze kwestie formułował, za to z mdłej

perspektywy. Jak się miewają, że zapytam: wypożyczenia?

Wypożyczenia czego, jeśli pan łaskaw - rzekłem bez głodu odpowiedzi…

„Pana Tadeusza” na przykład, „Lalki”, „Potopu”, „Wesela”, „Chłopów”

- Pan to czytał za dni mroku? – odparłem twardo, sugestywnie.

Pobladł, spochmurniał, twarz w ohydy postać brzydnie. 

Odpowiedziałem temu czemuś spojrzeniem nie czującym

względu ani dla zmarszczek, ani kępek siwych włosów.

Pan wciąż mnie pyta o gabinetowe sekrety, zachodzi pan tu na obiady

najtańsze w mieście, ponieważ blisko - pytać z uporem godnym złota  

o skarb najważniejszej z nauk – jej miłości statystyki. Jakim prawem,

zapytam, w imię czego mnie pan tak wypytuje o kwestie zasadniczo

obce i mnie, i panu, osobliwie zaś w dobie inflacji bezcennych kwestii.

Skąd mogłem wiedzieć, że nim miesięcy kopce spłyną, sam będę sobie

te pytania stawiał w zastępstwie innych, nie widząc ani na horyzoncie,

ani na regałach książek, którymi mógłbym wspomniane zastąpić.

 

Dziś co zostało? Modlić się za sumienie żyjącego lub umarłego.

I za sumienia twórców umarłych i żywych. Modlić się bez końca.

A po amen w Bieszczady, tam czekają połoniny,

wyobraźni wodotryski, czystych jezior pełne miski.  

Pod znakiem Cudu

  Pod znakiem Cudu   Cuda się jeszcze zdarzają.   Najczęściej towarzyszy im cisza. Największym spośród cudów jest dar zrozumienia: w Czy...